Miłość do roślin to "choroba". Rodzinne ogrodnictwo, które działa pod prąd trendom
Gospodarstwo ogrodnicze prowadzą tylko rękoma rodziny. Bo to ich miłość i pasja
- Od 30 lat prowadzę swoją produkcję – od małych roślinek, przez rośliny ozdobne wieloletnie i rozsady warzyw – mówi Iwona Szczukowska, właścicielka Ogrodnictwa Rudki (Kujawsko-Pomorskie), które prowadzi wyłącznie z członkami rodziny. To całe trzy dekady pracy z roślinami.
Skąd ta wytrwałość? Jak sama przyznaje: - To jest nasza miłość i pasja, dlatego jesteśmy takim malutkim ogrodnictwem i do końca będziemy je prowadzić.
Ta pasja sprawia, że nie dążą do masowej produkcji. - Żadne hurty, nic. Po prostu robimy to z miłością. Ile sami jesteśmy w stanie, z pomocą najbliższej rodziny – tyle wystarcza – dodaje miłośniczka roślin.
Blaski i cienie ogrodniczego życia. Trwa walka z pogodą i kosztami
Prowadzenie własnego ogrodnictwa to nie tylko sielanka. Największym wyzwaniem, jak podkreśla właścicielka, jest pogoda i warunki atmosferyczne. - To jest najgorsza rzecz, która może nas spotkać. W tym roku przekonaliśmy się o tym wszyscy – rolnicy i ogrodnicy. Pogoda niestety ma duży wpływ na produkcję.
W tym sezonie opóźnienia i straty były znaczące. - U nas zalegały takie rozsady kwiatów i kwiaty, że trudno to nawet opowiedzieć. Jeżówka w tej chwili powinna być piękna, kwitnąca – niestety. Wszystko w powijakach u mnie. I to przez pogodę.
Produkcja odbywa się zarówno w tunelach i szklarniach, gdzie uprawia się rośliny jednoroczne, takie jak surfina, jak i na otwartej przestrzeni. Wiele bylin, w tym bratki, są sadzone w lipcu, sierpniu, a jesienią muszą przezimować na zewnątrz, zanim trafią do klienta wiosną.
Kolejnym bolesnym punktem są rosnące koszty.
- Chyba nawet nie chcę o tym rozmawiać, o tych kosztach – mówi z westchnieniem. - Ale jest to coś, co dobija ogrodników. Plastik w górę, wszystko poszło w górę, a okres pandemii pozmieniał wszystko. Niestety, po tych wzrostach ceny nie spadły. Mało tego, w tym roku okazuje się, że też idą w górę. Wszystkie produkty – dodaje zmartwiona właścicielka gospodarstwa ogrodniczego.
Mimo to, właściciele starają się utrzymać stabilne ceny dla klientów. -Praktycznie od 3 lat mamy te same ceny roślin, dlatego że boimy się, że klienci nie będą kupować, jeżeli podniesiemy stawki. A jeżeli nie będziemy sprzedawać, jak podniesiemy ceny, to nie będziemy mieli za co żyć tak naprawdę i kupować następnych towarów.
Nie muszą jeździć na targi z kwiatami, bo mają lojalnych klientów
Sprzedaż odbywa się bezpośrednio z gospodarstwa, z domu. Mąż właścicielki jeździ również na rynki w Chojnicach. Chociaż w przeszłości uczestniczyli w majowych targach, obecnie, ze względu na rozwój sprzedaży bezpośredniej, nie mogą sobie pozwolić na weekendowe wyjazdy w szczycie sezonu.
Kluczem do sukcesu są stali klienci, którzy są na tyle zadowoleni, że przyprowadzają swoich znajomych. - Dochodzą nowi, więc mogę siedzieć w domu na spokojnie – mówi z uśmiechem pani Iwona.
Trendy w ogrodnictwie i wieczna miłość do kwiatów
Dopytujemy, czy nie zmieniłaby dzisiaj swojego zajęcia. - Nie, na pewno nie. Nie ma takiej opcji – odpowiada bez wahania. A ulubione kwiaty? - Wszystkie! – dodaje z entuzjazmem.
- Mimo że mam tyle kwiatów, to chodzę po stoiskach i dokupuję to, czego ja nie mam. Po prostu to jest choroba, naprawdę. To jest straszna choroba. Miłość do roślin – żartuje nasza rozmówczyni.
Właścicielka zauważa również zmiany w trendach klientów. Kiedy coś staje się medialne, jak na przykład "Supertunia Vista", zainteresowanie gwałtownie wzrasta.
- Mamy nalot klientów, którzy mówią: 'Pani Iwonko, a ma Pani Supertunię Vistę?' Mi się wydaje, że to nawet nie jest kwestia tego, że oni to sprawdzili, tylko, że to jest po prostu medialne. Jest taki trend.
Coraz większą popularnością cieszą się również trawy ozdobne, byliny (w tym jeżówki) oraz gotowe rozsady warzyw, takie jak pomidory czy papryka, w doniczkach czy ampelach. Klienci szukają rozwiązań, które nie wymagają dużego nakładu pracy – po prostu stawiają roślinę na balkonie, tarasie czy patio i zrywają świeże owoce. Częściowo może to być związane z nieudanymi próbami własnej uprawy z powodu zmiennej pogody.
- Ludzi z zamiłowaniem do roślin to mamy całe mnóstwo u nas – podsumowuje, uśmiechając się. To „choroba”, która łączy ogrodników i ich klientów.