Mniej gastronomii nad Klimkówką. Przez niski stan wody
Zdzisław Niezgoda, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Ropie mimo wszystko nad Klimkówkę zaprasza. I dodaje, że działają wypożyczalnie sprzętu, działa też jeden z punktów gastronomicznych.
- Wszędzie czytam, że wody w Klimkówce nie ma – mówi z goryczą. - Wygląda to więc tak, że nie ma po co przyjeżdżać. A przecież mimo wszystko można pływać rowerkami czy kajakami – podkreśla.
Obowiązuje... zakaz kąpieli
Nie ma natomiast formalnego kąpieliska, którym zawiaduje GOK, bo na działce pod to wyznaczonej, są tylko kamienie i coraz wyższa trawa. Po miejscu dla ratowników nie ma śladu, bo i dyżurować nie ma po co. Nie mogą się oni niestety przemieścić w głąb jeziora, bliżej wody, bo to nie jest już ich teren. Przypomnijmy, że gmina dzierżawi od Wód Polskich ściśle wyznaczony teren. I tylko na nim mogą działać ratownicy. W tych okolicznościach wypożyczalnie przeniosły się kilkadziesiąt metrów w dół od miejsc, w których przez lata stały. Logiczne, bo przynajmniej jest nadzieja, że ktoś się skusi na taki rowerek czy kajak, więc wpadnie trochę grosza. Po jeziorze pływa ich kilka. Są i śmiałkowie, którzy zdecydowali się na bezpośrednią kąpiel. Ale to bardziej chlapanie, niż pływanie. Zresztą głośno komentują, że strach wypływać, bo teren kompletnie nieznany.
Co do gastronomii, to zgodnie z zapewnieniami dyrektora Niezgody, działa jeden punkt. Drugi jest zamknięty na cztery spusty. Samorządowy urzędnik przyznaje, że szczegółów nie zna, bo teren, na którym ów punkt działał w przeszłości, należy do prywatnego przedsiębiorcy. O tym, że bar nie będzie uruchomiony, dowiedział się z mediów społecznościowych.
- My wiemy, co się dzieje na naszej działce - dodaje. - I tutaj bar działa - dodaje.
Rzeczywiście działa. Do wyboru są lody, napoje, zarówno te bez procentów, jak i te z procentami. Są też szybkie dania, typu zapiekanka, hamburger, kebab.
Zrzut większy od dopływu
W zalewie jest obecnie niecałe 5,5 miliona metrów sześciennych wody, rezerwa przekroczyła 36 milionów. Wciąż zrzucane jest więcej wody, od tego, co wpływa do zbiornika. Jezioro od strony cofki tak samo zaczyna zarastać i się przeobrażać w coś na podobieństwo łąki. Na razie wygląda to bardzo oryginalnie, bo kępki trawy wyrastają z mułu i gliny, ale jeśli nie będzie przewrotu w pogodzie, to za rok przyjdzie nam plażować na dnie zbiornika. W przeszłości brzeg na cofce od strony Uścia Gorlickiego zastawiony był kamperami, biwakowymi przyczepami, namiotami. Lato spędzały tutaj całe rodziny. Dzisiaj pozostały wspomnienia.
- Na temat Klimkówki głos zabierali już chyba wszyscy. To oczywiste, że sezon turystyczny będzie w okolicznych gminach kiepski. Wędkowanie na tym, co zostało po jeziorze, wiąże się ze spacerem po kolana w błocie. Widywałem wprawdzie śmiałków łowiących w rzece Ropie płynącej po dnie zbiornika, pomimo kilkumetrowych nawisów mułu po obu stronach, ale taką rozrywkę odradzam, bo grozi zasypaniem – mówi Łukasz Kosiba, prezes koła PZW Miasto Gorlice. - Podobnie, jak środowiska naukowe, uważam, że to, co w gospodarowaniu wodą było dobre 15 lat temu, dzisiaj nijak nie odpowiada potrzebom i warunkom przyrodniczym i klimatycznym. Odnoszę też niemiłe wrażenie, że w całej dyskusji woda jest postrzegana jako towar. Medium do zaspokojenia potrzeb mieszkańców Gorlic – dodaje stanowczo.