Najgorsza zbrodniarka wojenna. Bali się jej nawet naziści
Była młoda, miała regularne rysy twarzy i jasne włosy. Na pierwszy rzut oka niczym nie różniła się od tysięcy niemieckich dziewcząt dorastających w III Rzeszy. A jednak stała się jednym z najbardziej ponurych symboli okrucieństwa hitlerowskich obozów koncentracyjnych. W Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück i Bergen-Belsen była znana jako sadystka, która czerpała przyjemność z zadawania bólu.
Dziewczyna z prowincji
Irma Grese przyszła na świat w 1923 roku w Wrechen, sennej wiosce na niemieckiej prowincji. Jej dom nie różnił się od setek innych w okolicy: skromna robotnicza rodzina, surowe zasady, konserwatywne poglądy. Co ciekawe, ojciec Irmy nie pałał sympatią do Hitlera i jego ruchu, sprzeciwiał się nazistowskiej ideologii.
Młoda Grese była przeciętną uczennicą bez większych talentów czy ambicji. Marzyła o pracy pielęgniarki, zawodzie który wydawał się naturalny dla dziewczyny z jej środowiska. Niskie wykształcenie i brak pieniędzy przekreśliły jednak te plany.
W 1942 roku podjęła decyzję, która odmieniła jej życie. Zgłosiła się do służby w SS, prawdopodobnie widząc w tym jedyną drogę do lepszego życia. Nie mogła wtedy wiedzieć, gdzie zaprowadzi ją ta ścieżka.
Szkolenie w sztuce okrucieństwa
Pierwszy etap jej kariery w SS wiązał się z obozem Ravensbrück, miejscem przeznaczonym głównie dla więźniarek politycznych i kobiet uznanych za "niepożądane" przez III Rzeszę. To tam Grese poznała metody, które później udoskonaliła w innych obozach.
Przeszła szkolenie, które miało nauczyć ją "właściwego" traktowania więźniów. System obozowy działał na zasadzie dehumanizacji, więźniowie byli traktowani jak numer, nie jak ludzie. Młoda Niemka szybko opanowała te reguły i zaczęła je stosować z przerażającą skutecznością.
W 1943 roku otrzymała awans i przeniesienie do Auschwitz-Birkenau. Objęła tam stanowisko Aufseherin, nadzorczyni odpowiadającej za pilnowanie kobiet. Miała dwadzieścia lat i nieograniczoną władzę nad tysiącami bezbronnych więźniarek.
Władza bez granic
W Auschwitz Grese stała się postrachem dla wszystkich, którzy mieli z nią do czynienia. Jej charakterystyczny wygląd – wysokie skórzane buty, bat w ręku – budził przerażenie wśród więźniarek. Używała tego bata bez wahania, często chłostała więźniów do utraty przytomności.
Szczególnie upodobała sobie prowadzenie selekcji, podczas których decydowała, kto zostanie wysłany do komory gazowej, a kto będzie dalej pracować. Świadkowie wspominali, że podejmowała te decyzje z widoczną przyjemnością, jakby to była dla niej rozrywka.
Jeden z jej ulubionych "rozrywek" polegał na zmuszaniu więźniów do wyczerpujących ćwiczeń fizycznych. Kontynuowała je aż do momentu, gdy ludzie padali z wycieńczenia. Czasami specjalnie rozrzucała jedzenie po ziemi i obserwowała, jak głodni więźniowie walczą o każdy okruszek.
Bestia z psem
Grese tresowała swojego psa do atakowania więźniów, co stanowiło dodatkowe źródło terroru w obozie. Pies był wytresowany tak, aby na jej rozkaz rzucał się na wskazaną osobę i zadawał ciężkie obrażenia. Dla niej było to źródło rozrywki i sposób na podkreślenie swojej władzy.
Według relacji ocalałych, była szczególnie brutalna wobec innych kobiet. Osobiście wybierała więźniarki do egzekucji lub do transportów prowadzących wprost do komór gazowych. Niejednokrotnie sama wykonywała pobicia, które kończyły się śmiercią ofiar.
Jej okrucieństwo nie miało granic ani logiki. Mogła zabić człowieka za spojrzenie, które jej się nie spodobało, albo za zbyt wolne wykonanie polecenia. W świecie obozu koncentracyjnego była nieograniczonym władcą życia i śmierci.
Chaos końca wojny
Pod koniec wojny system obozowy zaczął się rozpadać, a Grese została przeniesiona do Bergen-Belsen. Obóz ten znajdował się w stanie całkowitego chaosu, brakowało strażników, jedzenia i podstawowych warunków sanitarnych. Dla takiej osoby jak ona była to idealna sytuacja.
W Bergen-Belsen mogła sprawować jeszcze większą kontrolę nad więźniami. Niemiecki aparat represji rozpadał się, ale ona nadal kontynuowała swoje brutalne praktyki. Świadomość nadchodzącej klęski III Rzeszy nie wpływała na jej zachowanie.
Gdy w kwietniu 1945 roku brytyjscy żołnierze wkroczyli do obozu, zastali sceny, które przekraczały najgorsze wyobrażenia o ludzkiej okrutności. Tysiące ciał leżały rozrzucone po terenie, a więźniowie będący przy życiu przypominali żywe szkielety.
Aresztowanie i proces
Grese nie próbowała uciekać ani ukrywać swojej tożsamości. Gdy przyszedł czas rozliczenia, Brytyjczycy natychmiast ją aresztowali. Trafiła do więzienia, gdzie czekała na proces, który miał rozstrzygnąć o jej losie.
W listopadzie 1945 roku stanęła przed brytyjskim trybunałem wojskowym w Lüneburgu. Jej zachowanie podczas procesu szokuje do dziś. Nie okazywała żadnej skruchy, często się uśmiechała i konsekwentnie zaprzeczała wszystkim oskarżeniom.
Próbowała bronić się argumentem, że tylko wykonywała rozkazy przełożonych. Sąd nie dał się jednak przekonać tej linii obrony, zwłaszcza że przeciwko niej zeznawało wielu świadków, którzy opisywali jej osobiste, sadystyczne zachowania wykraczające daleko poza jakiekolwiek rozkazy.
Wyrok i egzekucja
Brytyjski trybunał nie miał wątpliwości co do winy Irmy Grese. Skazał ją na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok miał być wykonany w więzieniu Hameln 13 grudnia 1945 roku.
Nawet w ostatnich chwilach życia zachowywała zimną krew. Świadkowie egzekucji wspominali, że szła na szafot spokojnie, bez oznak strachu czy żalu za popełnione czyny. Jej ostatnie słowa brzmiały "Schnell!" – "Szybko!", co było charakterystyczne dla jej bezwzględnej natury.
Miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, gdy sędzia wykonał na niej wyrok. Jej krótkie życie stało się symbolem tego, jak młody człowiek może zostać zdeformowany przez system totalitarny i przekształcić się w bezwzględnego oprawcę.