Negocjacje pozorowane. Trzy procent podwyżki nie wystarczy
Rządowa propozycja podniesienia wynagrodzenia w sferze budżetowej
Rząd chce, żeby płace pracowników budżetówki wzrosły w 2026 roku o 3 proc.
- Rząd proponuje średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej w 2026 roku w wysokości 103 proc. w ujęciu nominalnym. Oznacza to, że wynagrodzenia oraz kwoty bazowe w 2026 roku, zostaną zwaloryzowane o 3 proc., czyli o prognozowaną średnioroczną inflację na 2026 rok - podała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.
Związkowcy: poziom podwyżek jest niewystarczający
W reakcji na takie a nie inne stanowisko rządzących związki zawodowe oraz pracodawcy podjęli uchwałę w ramach Rady Dialogu Społecznego i odpowiedzieli jednym głosem. Krótko mówiąc, nie zgadzają się na zaproponowany wskaźnik.
- Uznajemy, że zaproponowany przez rząd poziom podwyżek jest niewystarczający w świetle potrzeb materialnych pracowników, wymogów zapewnienia ciągłości i jakości usług publicznych oraz realizacji konstytucyjnych zadań państwa - wskazuje Barbara Michałowska z Biura Komunikacji NSZZ "Solidarność".
Natomiast Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych podkreśla, że strona rządowa najpierw, w wieloletnich założeniach makroekonomicznych, podała dane, że inflacja będzie wynosić w przyszłym roku 3,8 proc. Ale już w momencie publikacji w czerwcu danych dotyczących średniorocznego wskaźnika wzrostu wynagrodzeń w państwowej serii budżetowej, zmieniła prognozę na 3 proc.
- Na posiedzeniach Zespołu do Spraw Budżetu, Wynagrodzeń i Świadczeń Socjalnych, który działa w ramach Rady Dialogu Społecznego, my mówimy swój procent, oni mówią swój procent i to się w zasadzie rozmywa. Powinniśmy w tym zespole prowadzić ze sobą dialog i negocjacje. Dialogu nie ma, bo albo przedstawiciel Ministerstwa Finansów musi wyjść, albo nie ma prerogatyw negocjacyjnych - relacjonuje Strefie Biznesu Grzegorz Sikora.
Propozycje członków RDS
Związkowcy uważają, że powinna to być co najmniej 12-procentowa podwyżka.
- Zaproponowaliśmy, jako Forum Związków Zawodowych, bo mamy dosyć mocną ekspozyturę grup zawodowych reprezentujących cały sektor finansów publicznych, żeby wypracować jakiś model planowania i eliminowania niepewności. Czyli, żeby w kolejnych latach partnerzy społeczni wiedzieli, że zawsze mamy do czynienia z sytuacją, w której mamy prognozę inflacji plus jakiś procent podwyżki realnej – mówi Grzegorz Sikora.
Organizacje pracodawców są natomiast bardziej powściągliwe i proponują, żeby wzrost ten był na poziomie co najmniej 5 proc.
- Z naszych obliczeń wynika, że w normalnej sytuacji, czyli braku dziury, która nastąpiła między wzrostem wynagrodzeń w budżetówce, a wzrostem przeciętnego wynagrodzenia, 5 proc. powinno być takim minimum. Żeby przynajmniej ta luka, która występuje, już się nie powiększała. To, co zaproponował rząd, to nie jest żadna podwyżka tak naprawdę. To jest tylko wyrównanie tego, co zjada statystycznie inflacja – mówi Strefie Biznesu Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan.
Suchej nitki na ekipie rządzącej nie zostawia natomiast Łukasz Bernatowicz z Business Centre Club.
- Rząd najchętniej by w ogóle nie podwyższał tego wynagrodzenia, ponieważ zdecydowana większość pracowników budżetówki to są ludzie wynagrodzeni właśnie przez Skarb Państwa czy przez samorządy, więc im zależy na tym, żeby nie podwyższać wskaźnika, bo to obciąża budżet, a nie prywatnych przedsiębiorców - stwierdza wprost Łukasz Bernatowicz.
W jego ocenie, z przyczyn politycznych nie da się ukrócić wydatków socjalnych, z powodów geopolitycznych nie da się wyeliminować wydatków zbrojeniowych, a rząd gdzieś szuka oszczędności. Jedną z tych oszczędności jest sfera budżetowa.
- Jeżeli rząd by się opierał o merytoryczne przesłanki i ten konsensus, który związki zawodowe osiągnęły z pracodawcami w ramach Rady Dialogu Społecznego, to powinien się do tego przyłączyć, podpisać się pod tym, co myśmy wynegocjowali. Natomiast biorąc pod uwagę, że przez najbliższe dwa lata nie ma żadnych wyborów, zakładam, że podwyżki nie będzie na tym poziomie, na jakim byśmy oczekiwali - podsumowuje przedstawiciel BCC.
Strona społeczna: bez wzrostu płac w budżetówce nie będzie ludzi kompetentnych
Jednocześnie obydwie strony mówią o negatywnych skutkach, które się pojawią, jeżeli rząd nie zrewiduje swojego stanowiska.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę, że perspektywa wynagrodzeń w gospodarce narodowej w sferze prywatnej ma wzrosnąć o 6,7 proc., a w sektorze przedsiębiorstw - o 6,9 proc., to przy podwyżce 3 proc. konkurencyjność w sferze publicznej jeszcze spadnie, postępować będzie proces odpływu z tej sfery doświadczonych pracowników, a co za tym idzie - spadnie profesjonalizacja usług publicznych - mówi Barbara Michałowska.
Podobnego zdania jest Mariusz Zielonka. Jego zdaniem w budżetówce nie będzie ludzi kompetentnych, bo nikt nie będzie chciał pracować za taką stawkę, która i tak odbiega już od rynkowej, i jeszcze z praktycznie zerowymi perspektywami na podwyżki. Na dodatek nikt nie zmierzył tego, jak wyglądają płace w budżetówce.
- Wraz ze związkowcami uważamy, że należy wystąpić do Ministerstwa Finansów o to, żeby przedstawiło dane, jak kształtuje się płaca w sferze budżetowej, bo istnieją różne statystyki dotyczące jednostek sektora budżetowego. Jest kilkadziesiąt ustaw, które regulują wynagrodzenia w różnych sektorach budżetówki, więc próba dojścia do tego, jak to wynagrodzenie się kształtuje, jest naprawdę ciężka. Od czego te 3 proc. mamy podwyższać? Nie znamy podstawy podwyższenia, co jest kuriozalne - zwraca uwagę główny ekonomista Konfederacji Lewiatan.
I przypomina, że Rada Białego Społecznego od czterech lat próbuje co roku rozpocząć pracę nad tym, żeby uporządkować system wynagradzania w sferze budżetowej.
Co dalej? Związkowcy i pracodawcy czekają na projekt ustawy budżetowej. Ten powinien być gotowy pod koniec sierpnia.
"Sprawozdanie Szefa Służby Cywilnej o stanie służby cywilnej i realizacji jej zadań w 2024 r." pokazało, że tylko w ubiegłym roku z pracy w urzędach zrezygnowało 7,8 tys. osób.