„Oceania” płynie na północ. W tle konflikt armatora z byłą załogą
Jeszcze w październiku ubiegłego roku o „Oceanii” pisały niemal wszystkie media w Polsce. To wtedy wyszło na jaw, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wstrzymało finansowanie jednostki. Pojawiła się obawa, że ten niezwykły statek - jedyny w polskiej flocie zdolny do prowadzenia badań naukowych poza wodami Bałtyku - trafi na złom. Dzięki medialnemu sztormowi, którego resort nauki nie mógł zignorować, finansowanie przywrócono.
Na początku tego roku okazało się, że załoga dostała wypowiedzenia. Armator, dyrekcja Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, szybko jednak wyjaśniła: nie chcemy zwalniać ludzi, a jedynie zmienić system zatrudnienia na kontrakty B2B. Oznacza to, że marynarze muszą założyć działalności gospodarcze.
13 osób otrzymało wypowiedzenia z powodu likwidacji ich stanowisk. Umowy o pracę obowiązywały do końca kwietnia. Byli pracownicy otrzymali umowy w formule B2B, w której przeszliby na samozatrudnienie i nadal mieliby pracować na statku. Zdaniem marynarzy nie było to ani logiczne, ani zgodne z prawem w związku z warunkami pracy na morzu. Ich opinię podtrzymywał Ogólnopolski Związek Zawodowy Oficerów i Marynarzy.
- Propozycja przejścia na kontrakty B2B budzi sprzeciw zarówno pod względem prawnym, jak i społecznym. Zgodnie z ustawą o pracy na morzu zatrudnienie na statkach pływających pod polską banderą powinno odbywać się na podstawie marynarskich umów o pracę - czytamy w liście przewodniczącego OZZOiM do prezesa Polskiej Akademii Nauk.
Nie wszyscy zdecydowali się przejść na nowe umowy. W związku z tym, że trzeba było znaleźć nowych pracowników - z odpowiednimi kwalifikacjami - rejsy zaplanowane na kwiecień były przekładane. Dodatkowo na statku pojawiły się kolejne kontrole. Jeszcze w maju był problem z kwalifikacjami załogi, o czym informowała PAP asystentka dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni Agnieszka Robakowska.
- Przedstawiciel armatora został poinformowany o tym fakcie - wyjaśniała Agnieszka Robakowska. - Stwierdzono również, że Karta Bezpieczeństwa nie uwzględnia zmian wprowadzonych rozporządzeniem w sprawach kwalifikacji i przeszkolenia członków załóg jachtów komercyjnych oraz warunków ich uzyskania z 7 marca 2018 roku. W związku z tym Kartę anulowano i wystawiono nową, aktualną Kartę Bezpieczeństwa, uwzględniającą zmiany z 2018 roku - dodała asystentka dyrektora UM.
Od tamtego czasu sytuacja na pokładzie „Oceanii” miała być dynamiczna, a całą sprawę wyjaśnia „Dziennikowi Bałtyckiemu” dyrektor Instytutu Oceanografii Polskiej Akademii Nauk, profesor Jan Marcin Węsławski. Potwierdzał, że do 14 maja do żadnego rejsu - także tego zaplanowanego na 1 kwietnia - nie doszło. Dlaczego?
- Bezpośrednim powodem jest zmiana klasyfikacji statku przez GUM i nowe wymagania formalne wobec załogi - opowiadał „Dziennikowi Bałtyckiemu” prof. Węsławski. - To doprowadziło do zwolnienia ludzi z uprawnieniami wyłącznie żeglarskimi oraz z długim doświadczeniem i spowodowało konieczność zatrudnienia załogi z uprawnieniami z dużych statków komercyjnych. Nowa załoga musi przejąć obowiązki i sprawdzić urządzenia, zanim wyjdzie w morze. To, niestety, trwa dłużej niż myśleliśmy.
Według tłumaczeń przedstawiciela PAN sytuacja dotyczyła także najbardziej doświadczonych osób z załogi. Jedną z nich był kapitan, który po kilkunastu rejsach polarnych miał zostać zredukowany do „młodszego marynarza”. Sama „Oceania” po kontroli też została w pewnym sensie zdegradowana i straciła utrzymywany przez blisko 40 lat status „jachtu naukowo-rekreacyjnego”, wpadając do szufladki „jachtu komercyjnego”.
Mimo tych perturbacji „Oceania” wypłynęła w swój sztandarowy rejs. 18 czerwca w mediach społecznościowych Instytut Oceanografii PAN podał, że „wystartował 39. rejs badawczy #AREX2025!”.
„Nasz zespół naukowców z IO PAN wyruszył z Gdańska w stronę Arktyki Europejskiej, by prowadzić pomiary w Morzu Norweskim, Cieśninie Fram, fiordach zachodniego Spitsbergenu i dalej - w rejony wolne od lodu w Oceanie Arktycznym” - czytamy na stronie IO PAN.
„Badamy m.in. transport ciepłych wód Atlantyku, dynamikę Prądu Zachodniospitsbergeńskiego, właściwości wody morskie oraz jej składniki (przez faunę i florę), ptaki morskie i atmosferę - czyli wszystko to, co kształtuje środowisko Arktyki i reaguje na zmiany klimatu. Nasze pomiary prowadzone są nieprzerwanie od 1987 roku! Stanowią kluczowy wkład w projekty międzynarodowe, krajowe i doktoraty młodych badaczy. Trzymajcie za nas kciuki - pogoda w Arktyce bywa kapryśna!”.
Sytuacja na pokładzie, według nieoficjalnych informacji, ma być jednak dość chaotyczna. Nowej załodze, zdaniem byłych załogantów, ma brakować doświadczenia, a wcześniej przed rejsem na Spitsbergen była zaledwie kilka dni na morzu. To za mało, żeby dobrze poznać statek, a zwłaszcza tak specyficzny, jak „Oceania”.
- Załoga nie jest zgrana i raczej nie będzie, na pewno nie tak jak wcześniej - mówi jeden z byłych załogantów. - My przede wszystkim byliśmy pracownikami i nam zależało. Teraz te osoby przychodzą na umowy cywilno-prawne, w każdej chwili mogą odejść. Przed wyjściem na Spitsbergen załoga podobno opierała się tylko na serwisach w przypadku awarii. To moim zdaniem spowoduje szybsze zużycie jednostki.
Sytuacja kadrowa także ma się szybko zmieniać, ale nasi rozmówcy podkreślają, że opierają się tylko na tym, co zasłyszeli. Zmienić miał się kapitan, steward musi zejść szybciej ze statku, ponieważ „to nie jest praca dla niego”, a na jednostce powstało nowe miejsce pracy w formie „konsultanta”, który ma na bieżąco dokształcać oficerów. W pewnym momencie rejsu załoga miała mieć też problem m.in. z odsalarką wody morskiej, czyli urządzeniem potrzebnym do uzyskiwania wody słodkiej.
- Zatrudnili oficerów z wymaganymi uprawnieniami, ale nie potrafili ich sensownie przygotować do pełnienia obowiązków - mówi były członek załogi. - Teraz publiczne pieniądze mają wydawać na „konsultanta”, który nawet nie jest członkiem załogi, bo ma zbyt niskie uprawnienia.
Pytania związane z zatrudnieniem i sytuacją na statku skierowaliśmy do prof. Jana Marcina Węsławskiego, dyrektora IO PAN w Sopocie. Na odpowiedź czekamy, a do sprawy wrócimy po otrzymaniu stanowiska władz Instytutu.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dyrektora Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, prof. Jana Marcina Węsławskiego. Opowieści o złym przygotowaniu załogi i innych relacjach byłych załogantów kwituje, że zrobili sobie "sposób życia z pisania bzdur o Oceanii".
- Nowa podwójna załoga przechodziła 2-tygodniowe szkolenie razem z rejsem technicznym w Gdańsku, a na Spitsbergenie dodatkowe dwa dni podczas wymiany. Statek sprawnie pływa, wykonujemy wszystkie planowane badania, urządzenia działają - informuje dyrektor IO PAN. - Dokonaliśmy planowanych wymian załogi - w tym kapitana i stewarda, nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło - dodaje.
Jeśli chodzi o nowe stanowisko "konsultanta", przytacza konkretny przykład. Rolę tę objąć miał doświadczony marynarz.
- "Konsultant" to kapitan Zaraziński, który po zmianie dokumentów statku przez GUM z trudnością dostał rangę "młodszego marynarza". Ten najbardziej doświadczony w Polsce kapitan polarny, popłynął więc w roli konsultanta dla szkolenia załogi pokładowej, szczególnie w rejonach nieskartowanych na mapach morskich. "Oceania" regularnie robi badania wycofywania się lodowców i pływamy po akwenach, które jeszcze nie weszły na mapy morskie - dodaje prof. Węsławski.