Paragony grozy na Mazurach. Pokazali, ile kosztuje obiad w restauracji i wywołali burzę
Rosół za 27 zł czy jagnięcina za 140 zł – taki rachunek z jednej z mazurskich restauracji właśnie trafił do sieci i, jak co roku, rozgrzał komentarze do czerwoności. Jedni mówią: „widzieli, co brali”, inni: „to zwykłe naciąganie turystów”. Wakacje ledwo się zaczęły, a „paragony grozy” znów trafiają do sieci.
Rosół za 27 zł i jagnięcina za 140 zł. Nowy „paragon grozy” z Mazur podzielił Polaków
Sezon letni dopiero się rozkręca, ale do sieci już trafiają pierwsze „paragony grozy”. A jeden z nich właśnie wywołał gorącą dyskusję – nie o cenie homara czy steku, ale… rosołu.
Choć pogoda jeszcze nie rozpieszcza, Polacy tłumnie ruszyli na urlopy. Mazury, jak co roku, przyciągają turystów spragnionych odpoczynku nad wodą. Wraz z początkiem sezonu powrócił też dobrze znany wakacyjny temat: wygórowane ceny w restauracjach.
W ostatnich dniach media społecznościowe obiegło zdjęcie rachunku z jednej z restauracji w Mikołajkach. Kwota: 286 zł. I choć zamówienie obejmowało kilka dań, to właśnie cena najprostszego z nich – rosołu za 27 zł – wywołała największe emocje.
Co zamówił klient?
- Zupa tajska – 39 zł
- Kotleciki jagnięce – 140 zł
- Filet z sandacza z dodatkami – 67 zł
- Rosół z makaronem – 27 zł
- Lemoniada – 13 zł
286 zł za pięć pozycji. Najwięcej kontrowersji wzbudziła cena rosołu, która w opinii wielu internautów była mocno przesadzona.
Co roku to samo – ceny w kurortach szokują turystów
Nie jest to pierwszy taki przypadek i na pewno nie ostatni. Wraz z początkiem wakacji w mediach społecznościowych zaczynają pojawiać się tzw. paragony grozy – zdjęcia rachunków z popularnych miejscowości turystycznych, które dla jednych są ostrzeżeniem, a dla innych powodem do śmiechu lub… wzruszenia ramionami.
Temat dzieli Polaków. Część komentujących oburza się na ceny, inni bronią restauratorów. I jak zwykle – obie strony mają swoje racje.
Burza w komentarzach. Internauci podzieleni
Pod opublikowanym rachunkiem z Mikołajek szybko zaroiło się od komentarzy. Jedni krytykują ceny:
"Okej, rozumiem zestaw: ryba, frytki i surówka za taką cenę. Ale rosół prawie 30 zł? Przecież to sam wywar z wodą i makaronem."
„Drożej niż na Lazurowym Wybrzeżu.”
„Wszystko rozumiem... ale nie rozumiem rosołu za 30 zł.”
"Za tyle to ja mam all inclusive za granicą w dobrym hotelu jeden dzień/osoba."
Inni natomiast nie widzą problemu:
„Skończcie z tymi paragonami grozy. Co to ma być? Ceny pewnie się zgadzają z kartą menu, więc nie rozumiem tego. Jak kogoś nie stać na taką restaurację, to idzie do innej lub na hot-doga i tyle w temacie.”
„Idąc do restauracji, dostaje się kartę z cennikiem, więc w czym problem? Widzieli, co ile będzie kosztować.”
„Wzięliście drogi produkt: cielęcina, sandacz, zupa tajska. Podobną cenę zapłaciłam za jagnięcinę w Krakowie i uważam, że – chciałam zjeść dobre i delikatne mięso, to zapłaciłam. Trzeba było iść do 'kebabowni' i nie marudzić.”
Czy rosół za 27 zł to przesada?
Z jednej strony – inflacja, wyższe ceny produktów, sezonowy ruch i rosnące koszty prowadzenia gastronomii. Z drugiej – oczekiwania turystów, że wakacje będą nie tylko przyjemne, ale i przystępne cenowo. Kto ma rację?
Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Ale jedno jest pewne: wakacje dopiero się zaczynają, a takich „paragonów grozy” – i gorących dyskusji w sieci – będzie jeszcze wiele.