Pierwsza od ośmiu lat aborcja na Podkarpaciu. Organizacja pro-life protestuje
Protest aktywistów
Miejsce akcji – bezpośrednie sąsiedztwo Szpitala Miejskiego w Rzeszowie, w którym - jak podkreślali jej organizatorzy - dokonano w 2024 r. pierwszej od 8 lat aborcji płodu. Jeszcze w marcu br. zwrócili się do podkarpackiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia o potwierdzenie informacji, że do takiego zabiegu rzeczywiście doszło.
- Świadczenie M17 indukcja poronienia wskazywane zgodnie z ustawą z dnia 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności ciąży - potwierdza przypadek NFZ. - Nie gromadzimy informacji, które z kryteriów opisanych w ustawie było przyczyną wykonania świadczenia.
Zgromadzeni przed budynkiem szpitala członkowie organizacji pro - life nie szczędzili krytyki personelowi placówki, ale przede wszystkim ministerstwom zdrowia oraz sprawiedliwości i powoływali się na przykład głośnego w kraju zabiegu, jakiego dokonano w szpitalu w Oleśnicy.
- Przed 2016 rokiem w Oleśnicy nie było żadnych aborcji, zabójstw dzieci – zapewniała podczas protestu Marta Kobiarz, aktywistka Pro - Prawo dożycia. – W zeszłym roku dokonano tam 159 zabójstw. Nie chcemy, żeby to samo zaczęło dziać się na Podkarpaciu, które według opinii w Polsce jest jako ostoja katolicyzmu i ludzi dobrej woli. Nie pozwólmy na to, żeby zaczęto zabijać naszych obywateli. Widzimy, co się dzieje: podmianka etniczna, podmianka kulturowa, wprowadzanie nam zupełnie innych nacji, a aprobowanie zabijania dzieci nienarodzonych.
Bardzo krytycznie odniosła się do wprowadzonej w ubiegłym roku nowelizacji prawa aborcyjnego, która zezwala na dokonanie aborcji ze względu na stan psychiczny kobiety.
- Szpital tłumaczy, że kobieta zgłosiła się w potrzebie, najprawdopodobniej było to krwawienie - wyjaśniała potem pani Marta. - Nie wiemy tego, bo tej informacji nie ma w liście od NFZ. Jesteśmy tu po to, by pokazać, że aborcja jest złem, a jeśli uchyli się przed nim drzwi, jak to właśnie się stało, to zło będzie się dobijać. A kobiety dowiedzą się, że tu można dokonać zabójstwa dziecka nienarodzonego.
Nie zabijaliśmy, ratowaliśmy życie
Z perspektywy dyrekcji rzeszowskiego szpitala miejskiego były bezwzględne przesłanki do tego, by zabiegu dokonać.
„Oświadczam, że w Klinicznym Oddziale Ginekologiczno–Położniczym Szpitala Miejskiego im. Jana Pawła II w Rzeszowie w latach 2016 – 2025 odnotowano jeden przypadek indukcji poronienia – w 14. tygodniu ciąży, w związku z odchodzeniem wód płodowych, istniejącą infekcją i rozwinięcia posocznicy, co stanowi bezpośrednie zagrożenie życia matki. Powyższe jest zgodne z rekomendacjami Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników oraz jest obowiązkiem każdego szpitala” – brzmi właśnie wydane oświadczenie dyrekcji placówki.
Bardziej dobitnie tłumaczy sytuację Grzegorz Materna, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nr 1 w Rzeszowie, do którego szpital przy ul. Rycerskiej należy.
- Gdybyśmy tego nie zrobili, pacjentka zmarłaby razem z dzieckiem - precyzuje okoliczności. - Powtórzył by się ten sam przypadek, który zaistniał w Pszczynie, a tamten zakończył się tragicznie. Jeśli w ciągu ośmiu lat w naszym szpitalu zdarzył się jeden taki przypadek, do jak można nas oskarżać. Uratowaliśmy pacjentce życie, bo już wpadała w sepsę.
Dodaje, że medycy mieli dwa wyjścia: albo ratować matkę, albo odmową zabiegu doprowadzić do podwójnej śmierci.