Poród bez bólu. Rewolucja, która okazała się pułapką
Na początku XX wieku kobiety na całym świecie zaczęły marzyć o porodzie bez bólu i strachu. Niemieccy lekarze opracowali wówczas metodę, która miała nie tylko znieść cierpienie, ale także wymazać je z pamięci. I to dosłownie.
Narodziny kontrowersyjnej metody
W 1906 roku w niemieckim Freiburgu dwóch położników – Bernhardt Kronig i Karl Gauss – zaprezentowało światu przełomową metodę łagodzenia bólu porodowego. Ich innowacyjny koktajl lekowy, łączący skopolaminę i morfinę, miał wywoływać u rodzącej stan półświadomości oraz amnezję.
Kobieta, choć przechodziła przez trudny poród, po wszystkim nie pamiętała bólu, a czasem nawet całego wydarzenia. Gauss i Kronig podkreślali, że ich celem nie było całkowite uśpienie pacjentki, lecz wywołanie kontrolowanego "Twilight Sleep" ("snu zmierzchu"), w którym ciało rodzi, a umysł nie rejestruje cierpienia.
W praktyce procedura wymagała precyzyjnego dawkowania obu substancji. Po pierwszej iniekcji mieszanki, kolejne dawki skopolaminy podawano w trakcie porodu, by utrzymać stan amnezji.
Zachwyt i sceptycyzm
Kiedy Kronig i Gauss zaprezentowali swoje wyniki na konferencji w Berlinie, reakcje środowiska lekarskiego były mieszane. Część lekarzy dostrzegała w metodzie szansę na rewolucję w położnictwie, inni zaś podkreślali nieprzewidywalność skutków ubocznych i ryzyko dla matki oraz dziecka.
Mimo to, wieść o "śnie zmierzchu" szybko rozeszła się po Europie. Do Freiburga zaczęły zjeżdżać zamożne Niemki, a z czasem także Amerykanki, by osobiście doświadczyć bezbolesnego porodu.
W 1914 roku amerykański magazyn "McClure’s" opublikował entuzjastyczny artykuł na temat niemieckiej metody, co wywołało prawdziwy boom. Tysiące kobiet pisały do redakcji z pytaniami o lekarzy stosujących ten sposób, a w Nowym Jorku i Bostonie powstały pierwsze ośrodki oferujące "Twilight Sleep".
W ciągu kolejnych dwóch lat popularność tej techniki osiągnęła szczyt, a temat bezbolesnego porodu stał się jednym z najgorętszych tematów w amerykańskiej prasie.
Skutki uboczne i kontrowersje
Choć "Twilight Sleep" zdobył ogromną popularność, szybko ujawniły się jego ciemne strony. Skopolamina nie usuwała bólu, lecz blokowała pamięć – kobiety często krzyczały, szarpały się i nie współpracowały podczas porodu. By zapobiec urazom, przywiązywano je do łóżek, zakładano opaski na oczy i uszy, a sale porodowe zamieniano w ciemne, izolowane pomieszczenia.
Niepokojące były także skutki dla noworodków. Morfina i skopolamina przenikały przez łożysko, powodując u dzieci ospałość, trudności z oddychaniem i problemy z karmieniem piersią. U matek obserwowano zaburzenia laktacji, wynikające z zakłócenia wydzielania oksytocyny – hormonu kluczowego dla więzi matka-dziecko.
W prasie zaczęły pojawiać się doniesienia o przypadkach śmierci matek i dzieci, choć nie zawsze można je było jednoznacznie powiązać z samą procedurą.
Odejście od metody
Popularność "Twilight Sleep" zaczęła gwałtownie spadać po 1916 roku. W miarę jak rosła liczba doniesień o powikłaniach i zgonach, a także pojawiały się nowe, bezpieczniejsze metody znieczulenia (jak znieczulenie zewnątrzoponowe), lekarze i pacjentki zaczęli odwracać się od niemieckiej innowacji.
Szczególnie głośnym echem odbiła się śmierć jednej z liderek ruchu, Frances Carmody, która zmarła podczas porodu w 1915 roku.
W połowie XX wieku "sen zmierzchu" stał się symbolem kontrowersji wokół medykalizacji porodu i utraty podmiotowości kobiet. Współczesne badania wykazały, że choć metoda dawała złudzenie bezbolesności, w rzeczywistości odbierała kobietom możliwość świadomego przeżycia narodzin dziecka i utrudniała nawiązanie więzi z noworodkiem.