Białystok: Proces ws. zatrzymania 18 pociągów zakończony
Do zdarzenia doszło w mieszkaniu Mateusza K., gdzie obaj mężczyźni wspólnie spożywali alkohol. Przy użyciu sprzętu krótkofalarskiego kilkukrotnie nadali sygnał "radio-stop", który powoduje natychmiastowe uruchomienie hamulców bezpieczeństwa we wszystkich pociągach w zasięgu.
W efekcie unieruchomione zostały pociągi w różnych częściach województwa - między innymi w rejonie Łap oraz na trasie Sokółka-Szepietowo. Zatrzymało się 18 składów kolejowych należących do różnych przewoźników, w tym POLREGIO S.A. oraz sześciu innych spółek.
Świadek z podobną przeszłością
Podczas ostatniej rozprawy zeznawał informatyk, który kilka lat wcześniej został skazany za takie samo przestępstwo.
- Znam obu oskarżonych, tego dnia miałem być u Mateusza K., ale nie pojechałem. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, jak nadaje się sygnał stop. Jednak za każdym razem mówiłem im, że nie warto, żeby wyciągnęli wnioski z mojego postępowania - zeznał świadek.
Prokurator: " To było realne zagrożenie"
Prokurator Bartłomiej Żakowski podkreślił w mowie końcowej, że istniało realne zagrożenie.
- Postawa obu oskarżonych podczas postępowania była diametralnie różna. Dawid S. jest niewątpliwie winny, jednak przyznał się i zrozumiał swoje postępowanie, natomiast Mateusz K. wykazywał zupełnie inne zachowanie. Wszyscy świadkowie wskazywali, że zagrożenie było bardzo realne. Nadanie sygnału stop dla oskarżonych było czymś w rodzaju fetyszu. Wielokrotnie o tym rozmawiali, dążyli do tego, aby to zrealizować - mówił prokurator.
Szczególnie podkreślił naganną postawę Mateusza K., który z zawodu był policjantem. Prokurator wniósł o karę 3 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności dla Mateusza K. i 1 rok i 6 miesięcy dla Dawida S.
Kolejne zeznania w procesie o sygnały "radio-stop". Matka oskarżonego: "Chcą z niego zrobić przestępcę" | Kurier Poranny
Oskarżony: "Prokuratura kłamała"
Sam Mateusz K. przed sądem bronił się, zarzucając prokuraturze manipulacje.
- To Dawid S. jest winny i odkąd się przyznał, prokuratura o nim zapomniała i ze mnie chciała zrobić przestępcę na siłę. Od samego początku prokuratura kłamała i manipulowała to postępowanie - mówił oskarżony.
Powołując się na przepisy kolejowe, twierdził:
- Przepisy jasno określają zasady prowadzenia ruchu kolejowego. Nawet w sytuacji braku systemu radiostopu, dyżurny ruchu nie może wyprawić kolejnego pociągu, dopóki poprzedni nie opuści danego odcinka. Takie są obowiązujące procedury i nie ma tu miejsca na dowolność.
Obrońcy o braku zagrożenia
Obrońca Mateusza K., Piotr Olechno, wniósł o uniewinnienie, powołując się na opinię biegłego, który wykluczył następstwo zdarzenia w postaci sprowadzenia niebezpieczeństwa.
- Stopień zagrożenia w wyniku postępowania Mateusza K. był znikomy - argumentował.
Z kolei obrońca Dawida S., Bogusław Ciejka, podkreślał, że nie doszło do działań służb ratunkowych czy organów bezpieczeństwa, co jego zdaniem wyklucza znamiona przestępstwa.
- Nie było żadnych działań służb. Brak tych działań skutkuje brakiem przesłanek - mówił, wnosząc również o uniewinnienie swojego klienta.
Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony 1 sierpnia.