Przedszkole bezpłatne w teorii. Rodzice liczą setki złotych na starcie
W tym artykule:
Książki dla czterolatków - potrzebne czy zbędny wydatek?
Wrzesień w wielu przedszkolach zaczyna się od listy zakupów. Rodzice otrzymują wykaz podręczników i kart pracy, które mają kupić dla swoich dzieci - koszt pakietu waha się od 120 do nawet 250 zł. Wydawnictwa zapewniają, że materiały pomagają rozwijać zdolności manualne, uczą podstawowych umiejętności i ułatwiają diagnozę gotowości szkolnej. Wielu nauczycieli broni ich używania, podkreślając, że karty pracy porządkują zajęcia i pozwalają ocenić postępy.
Boli od samego patrzenia. Rower aż wyrzuciło w powietrze
- Mam wrażenie, że coraz częściej zmieniamy przedszkole w małą szkołę. Moje dziecko ma cztery lata i uczy się najlepiej przez zabawę, ruch czy rozmowę. Nie rozumiem, dlaczego już teraz muszę kupować mu pakiet książek za ponad 200 zł. Wiem, że nauczyciele starają się, jak mogą, ale dla mnie to dodatkowy wydatek i mam poczucie, że nie wszystkie te materiały są potrzebne - mówi pani Marta, mama przedszkolaka z Warszawy.
Coraz częściej słychać głosy sprzeciwu. Rodzice pytają, czy naprawdę kilkulatki potrzebują podręczników, skoro fundamentem edukacji przedszkolnej powinna być zabawa, ruch i kontakt z rówieśnikami. Zwracają uwagę, że kupowanie dodatkowych pakietów to nie tylko wydatek, ale też krok w stronę przedwczesnego "uszkolnienia" przedszkola. Wielu wskazuje przy tym na przykłady z zagranicy - w wielu krajach dzieci w tym wieku nie korzystają z książek, a mimo to świetnie radzą sobie na późniejszych etapach nauki.
Rodzice zwracają też uwagę na nieprzejrzystość cen. Te same pakiety w jednym przedszkolu kosztują 150 zł, w innym - ponad 200 zł. Część rodzin żąda faktur i rozliczeń, by mieć pewność, że płacą za realne materiały, a nie za "narzut" organizacyjny. Samo pytanie "czy książki w przedszkolu są konieczne" stało się jednym z głównych punktów wrześniowych dyskusji.
Wyprawki, składki i zakupy grupowe
Poza podręcznikami rodzice przedszkolaków często proszeni są o tzw. wyprawki - zwykle 150-200 zł przekazywane na wspólne zakupy plastyczne: kredki, farby, plastelinę czy bloki techniczne. Rozwiązanie to ma swoje zalety - wszystkie dzieci korzystają z tych samych materiałów, a wychowawcy mogą kupować w większych ilościach, co pozwala oszczędzić i uniknąć sytuacji, w której jedne dzieci mają gorsze przybory od innych. Część rodziców podnosi jednak kwestię przejrzystości takich wydatków i zwraca uwagę, że chcieliby mieć jasne rozliczenia dotyczące grupowych pieniędzy.
- Mam córkę w przedszkolu i syna w szkole, więc wiem, jak to wygląda w praktyce. Podręczniki są w szkołach darmowe, jest 300 zł "na start", co w zupełności nam wystarcza. A w przedszkolu nie ma żadnego finansowego wsparcia ani programów osłonowych, które odciążyłyby rodziców na początku roku. Dla wielu rodzin to spore obciążenie, zwłaszcza gdy dzieci jest więcej - mówi pani Anna, mama dwójki dzieci.
Do tego dochodzą składki na radę rodziców - najczęściej od 50 do 150 zł rocznie. Choć formalnie są dobrowolne, wielu rodziców przyznaje, że trudno im się z tej opłaty wycofać. Z funduszu finansowane są m.in. teatrzyki, wyjścia, prezenty z okazji urodzin czy poczęstunki. To realne wsparcie codziennego życia placówki, ale zdarzają się sytuacje, gdy rodzice odczuwają presję, by płacić, nawet jeśli dla części rodzin to poważne obciążenie. Jednocześnie trudno zaprzeczyć, że są to wartościowe, rozwijające atrakcje dla dzieci i szkoda byłoby, gdyby musiały z nich rezygnować.
Na liście wydatków pojawiają się również zakupy grupowe, takie jak papier do ksero, mydło, ręczniki papierowe czy chusteczki. Dyrekcje wyjaśniają, że to efekt ograniczonego finansowania bieżącego i niewystarczających środków w budżetach samorządów. Rodzice coraz częściej podnoszą jednak pytanie, czy tego typu podstawowe artykuły higieniczne i biurowe nie powinny być zapewnione w ramach publicznego finansowania, zamiast obciążać rodzinne portfele.
Ile naprawdę kosztuje publiczna edukacja przedszkolna?
Choć edukacja przedszkolna w Polsce jest częścią systemu publicznego i z założenia powinna być bezpłatna, rodzice szybko przekonują się, że codzienność wygląda inaczej. Braki w finansowaniu sprawiają, że to właśnie placówki - często działające na granicy możliwości - proszą o dodatkowe wsparcie. Nauczyciele i dyrektorzy nie tworzą tych obciążeń celowo, ale starają się zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki w ramach ograniczonego budżetu.
W efekcie na rodzicach spoczywa obowiązek pokrycia części kosztów materiałów, zajęć czy wyprawek. Coraz głośniej pojawia się więc pytanie, czy państwo nie powinno zagwarantować stabilniejszego finansowania, aby publiczna edukacja rzeczywiście była dostępna i równa dla wszystkich.