Przytok: 34. ogólnopolski plener malarski trwał dwa tygodnie
- Motywów przewodnich nie narzucamy. Dajemy artystom pełną wolność - zapewnia Krystyna Betiuk, która organizuje w Przytoku, w gm. Zabór plenery malarskie. - To już 34 lata. Mamy kolejne pokolenie artystów. Jest dużo stałych uczestników, ale ciągle przybywają nowe osoby, dla których plener jest formą doskonalenia warsztatowego - podkreśla organizatorka.
34. Plener malarski w Przytoku pod Zieloną Górą. Atmosfera magiczna
Przyjechało ponad 40 osób z całego kraju. - Wszyscy są zapracowani. Człowiek się nakręca i napędza pracą innych. Zdecydowanie więcej tutaj zrobię, niż zrobiłabym w domu - zapewnia Marta Odbierzychleb, która na plener przyjechała 33 raz z Tarnowa.
- Niestety, nie wszyscy nasi przyjaciele, którzy tu przyjeżdżali mogą być, albo zwyczajnie ich już nie ma na tym świecie. To jest smutne. Ale dochodzą nowe osoby. Ciągnie mnie tutaj co roku, chociaż odległość jest spora i podróż męcząca - mówi artystka.
Plenery w Przytoku odbywały się nawet w czasie pandemii koronawirusa. Krystyna Betiuk zapewnia, że gdyby nie było tutaj magicznej atmosfery, miejsce nie było fajne, ludzie nie chcieliby się spotkać, a przedsięwzięcie by nie przetrwało.
Niektórzy lubią malować w zaciszu pracowni, a inni w grupie. Doświadczeni artyści wolą się koncentrować w spokojnym miejscu.
- Mamy warunki. Mamy mnóstwo klas, w których urządzamy pracownie. Każdy ma swoją od lat. Jedno jest najważniejsze, jak przyjeżdżamy, zobaczymy te farby, blejtramy, poczujemy zapach terpentyny, to jest taki afrodyzjak, że od razu chce się pędzel brać w dłoń i ruszać do dzieła. Przyjeżdżają ludzie, którzy całymi nocami malują. Zresztą ja też większość obrazów maluję w nocy - mówi Krystyna Betiuk. - Przyjeżdżają różne osobowości, które potrzebują różnych bodźców. Skoro tyle to trwa i ludzie chcą przyjeżdżać, to ja to organizuję, bo widzę taką potrzebę.
Kwiaty, portrety, martwa natura. Co komu w duszy gra
Artyści namalowali tym razem kilkadziesiąt obrazów. Wykorzystywali różne techniki. Niektórzy byli obecni przez dwa tygodnie, inni tylko tyle czasu, ile mogli.
- Niektórzy mogli tylko kilka dni być, żeby się z nami zobaczyć, naładować energią, uściskać, coś pomalować i zaraz jechali dalej, na swoje inne przedsięwzięcia artystyczne, które prowadzą - mówi organizatorka.
Wykorzystano motywy z "Alicji w krainie czarów". Powstały portrety. Większość obrazów pani Marty przedstawia kwiaty. To rośliny z ogródka artystki - irysy, malwy maki, hortensje.
- Nie mam na działce warzyw, tylko kwiaty, kocham je. Lubię też malować portrety. Te wykonuję zwykle na zamówienie - opowiada. Od dziesięciu lat tworzy też ikony. - Wyciszam się przy nich - zapewnia. - Nie znaczy, że cały czas pisząc je, modlę się, bo wiadomo to trwa ileś godzin, ale podchodzę do niej bardzo pozytywnie. Jak napisał jeden z moich znajomych dziennikarzy "odbieram ikonom ich surowość". - Często oblicza na starych ikonach, bo na nich się wzoruję, szczególnie, bizantyjskich, są surowe. Ale wychodzę z założenia, że powinny być piękne. Uważam, że to nie jest przekroczenie. Zachowane są inne kanony, które są ważne - zapewnia Marta Odbierzychleb.
To nie tylko malarstwo. To wychowanie przez sztukę i arteterapia
Plenery w Przytoku to nie tylko praca artystów. W niedzielę, po raz czwarty w historii przedsięwzięcia, gościła tutaj grupa lekarzy - entuzjastów malarstwa. Odbywały się też warsztaty malarskie dla dzieci.
- Mieliśmy też spotkanie artystyczne, jak co roku. Rzucamy hasło i każdy musi się przygotować. To forma zabawy. Układamy wiersze, piosenki. Jest teatr, wszystko, co w duszy gra - opowiada organizatorka pleneru.
Wystawa poplenerowa została otwarta w pałacu w Przytoku w piątek. Zaraz po wernisażu artyści zabrali swoje prace. Ale obrazy z wystawy żyją dalej swoim życiem. Artyści pokażą je na indywidualnych wystawach i będą prezentowane na innych ekspozycjach.