Radni Gniezna obradowali nad sytuacją w Jeremiasie. Prezes firmy nie podaje ręki szefowi związku
W środę, 18 czerwca odbyła się zapowiadana nadzwyczajna sesja rady miasta Gniezna. Radni rozmawiali o sytuacji w firmie Jeremias.
W Jeremiasie bez zmian. Trwa protest, porozumienia na razie nie ma
Strajk w fabryce kominów Jeremias w Gnieźnie, który rozpoczął się na początku czerwca, poprzedził spór zbiorowy oraz referendum strajkowe. Pracownicy domagali się m.in. 800 zł podwyżki, zmiany zasad rozliczania nadgodzin (obecnie rozlicza się je w ciągu 12 miesięcy), korekty wskaźników produkcyjnych i wydłużenia przerwy w pracy. Spór potwierdziła ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która w ubiegłym tygodniu odwiedziła Gniezno wraz z grupą parlamentarzystów. Podczas wizyty posłowie spotkali się z przedstawicielami zarządu, w tym z dyrektorką HR, K. R. To wobec niej Państwowa Inspekcja Pracy skierowała do sądu dwa wnioski o ukaranie, zarzucając bezprawne zwolnienie dwóch związkowców.
Ministra wielokrotnie — także w Sejmie — podkreślała, że strajk ma podstawy prawne i jest legalny, co potwierdziła analiza przeprowadzona przez resort. Firma jednak nie uznaje istnienia sporu zbiorowego i wniosła do sądu pozew o ustalenie jego legalności. Zarząd zakwestionował też ważność referendum, twierdząc, że jego wyniki mogły zostać sfałszowane — w tej sprawie również skierowano pozew do sądu.
W Gnieźnie odbyła się nadzwyczajna sesja rady miasta. Rozmawiali o Jeremiasie
18 czerwca rozpoczęła się zapowiadana nadzwyczajna sesja rady miasta. Zwołano ją na wniosek większości radnych, a rozpoczęcie zbierania ich podpisów zainicjowała Natasza Szalaty. Radni wysłuchali dwóch stron konfliktu: związkowców, którzy przygotowali prezentację przedstawioną przez dział prawny związku Inicjatywa Pracownicza prezentacje pokazując m.in. wnioski Państwowego Inspektora Pracy, który wydał po kontroli zalecenia i odkrył uchybienia nie tylko w dokumentacji, ale w kwestiach związanych z BHP. Wydano szereg nakazów.
- Zakład nie oszacował skutków przewidzianych, jeśli doszłoby do wybuchu. Nie opisał środków ochronnych dla pracowników. A także, i to chyba jest najważniejsze, w magazynie farb i lakierów pracodawca składuje i stosuje materiały niebezpieczne niezgodnie z prawem
- mówiła związkowczyni M. Majewska, podkreślając, że mimo rokowań i podpisanego przez prezesa Marcina Mroza protokołu rozbieżności, po pierwszych spotkaniach spółka stwierdziła, że spór jest nielegalny, co do teraz utrzymuje.
Został podjęty też temat przywrócenia do pracy związkowców: Dariusza Modrzejewskiego i Mariusza Piotrowskiego, którzy mimo sądowego zabezpieczenia nie zostali przywróceni do pracy. Piotrowski z kolei został zwolniony z obowiązku świadczenia pracy, co pracodawca wspierany przez kancelarię PCS Paruch uważa za stosowne do wyroku wydanego przez sąd pracy.
W kontrze do przedstawionej przez związek sytuacji stanął Grzegorz Indulski, zarzucając związkowcom m.in. brak chęci dojścia do porozumienia, wyzwiska i groźby kierowane w stronę policjantów, które rzekomo miały padać przed zakładem pracy 13 czerwca, podczas pikiety, na którą przyjechali m.in. związkowcy-górnicy. Przedstawiciel zarządu twierdzi, że strajkuje niewielki odsetek pracowników, miejsca pracy są zagrożone a związkowcy nie chcą dojść do porozumienia.
Jeremias kontra związek zawodowy – kto kłamie?
Na sale sesyjną przybyli nie tylko strajkujący, ale też przedstawiciele pracowników, którzy nie strajkują. Ze wszystkich stron padały wzajemne oskarżenia o kłamstwa i manipulacje.
- Trwa oczernianie firmy i robienie jej czarnego PR-u. Piątek 13 czerwca był tego dowodem. Odbyło się nielegalne zgromadzenie, zorganizowane przez IP, uczestniczyło w nim kilkadziesiąt osób, w tym górnicy i osoby nie będące pracownikami Jeremias. W stronę naszych pracowników padały groźby, wulgaryzmy, zaatakowano policję. Staramy się konstruktywnie rozmawiać z przedstawicielami załogi (…)
- mówił, deklarując, że spółka mimo strat odnotowanych w ubiegłym roku dała pracownikom 300 złotych brutto podwyżki i zaproponowała, że jeśli uda się odrobić straty, to pracownicy dostaną kolejne pieniądze – premię 1000 zł brutto.
- Chcemy konstruktywnie wrócić do stołu, do rozmów. Zarząd chce jednak rozmawiać z załogą firmy, a nie z osobami zewnątrz, osobami z autokarów zwożonymi do firmy, nie z działaczami związkowcami i osobami z zewnątrz. Rozpowszechniane są manipulacje dotyczące spółki. Pod zakład podstawiane są autokary z osobami z zewnątrz, by stworzyć wrażenie masowego poparcia. Rozpowszechniane są fałszywe informacje o warunkach pracy, że rzekomo pracownicy są zamykani. To nieprawda (…)
- mówił Indulski z agencji High Profile, podkreślając, że pracownicy strajkujący mają dobre warunki, natomiast sytuacja w zakładzie wzbudza niepokój kontrahentów spółki, co może przełożyć się na zmniejszenie liczby osób zatrudnionych i informując, że w referendum „zostało przeprowadzone z dużymi naruszeniami”, bo miały „głosować osoby nieuprawnione”. Następnie głos zabrał Jakub Grabowski-Castaneda z kancelarii PCS Paruch, informując, że sprawa legalności sporu zbiorowego leży w gestii sądu. Nie przedstawił jednak wątpliwości, jakie wyraża wobec sporu firma, dodając, że tym zajmie się wymiar sprawiedliwości. Przy mównicy wypowiadał się też prezes zarządzający spółki, Marcin Mróz, który podkreślił, że spełnienie warunków, który wysunął związek, nie jest możliwe z uwagi na to, ze w ubiegłym roku Jeremias odnotował dużą stratę, a postulaty postawione przez związek były ogłoszone w czasie, w którym nieznany był budżet spółki.
Nadszedł czas na dyskusję radnych. Pierwszy zabrał głos Sebastian Błochowiak z Ziemi Gnieźnieńskiej.
- Jest mi niezmiernie przykro, że miał pan śmiałość nas okłamać i liczyć, ze tego nie sprawdzimy. Jestem dociekliwy, pozwoliłem sobie zadzwonić na komendę policji w Gnieźnie i zapytać się czy były jakieś wydarzenia względem policjantów i naczelnik wydziału prewencji poinformował mnie, ze strajk, który był zabezpieczany przez policję i odbywał się bez zakłóceń i incydentów względem policji
- powiedział radny zwracając się do G. Indulskiego i choć rzecznik spółki zaproponował „pokazanie nagrań”, a radny wyszedł na korytarz, to do pokazania wspomnianych nagrań nie doszło. Indulski nie dołączył do Błochowiaka. Informację o braku zgłoszonych gróźb czy wyzwisk kierowanych do policjantów sprawdził też radny Wojciech Szymczak. Dziennikarka „Głosu Wielkopolskiego” także skontaktowała się z rzeczniczką prasową Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie jeszcze w piątek, 13 czerwca.
- Jeśli chodzi o funkcjonariuszy policji, to nikt nie wypowiadał w ich kierunku gróźb. Ponadto w trakcie trwania zabezpieczenia żadna osoba ze strony zarządu Jeremias nie zgłaszała kierowania gróźb karalnych ze strony osób protestujących
- poinformowała wówczas asp. Sztab. Anna Osińska.
Radna o sytuacji w Jeremias: „brak mi słów” i apeluje o „szacunek dla ludzi pracy”
- To co usłyszałam od związku i pracowników… brak mi słów. Muszę wyrazić opinię co do tego, jak pracownicy są traktowani w firmie w naszym mieście. Oni pracują tak naprawdę na was, na dyrektorów i prezesów. Pracują na wasze pensje. Im należy się szacunek, (…) to, co państwo robią, nie możecie zaprzeczyć – zarząd spółki, że jest to nielegalne. Przewodniczący związku został zwolniony z pracy. Ustawa o związkach zawodowych mówi o ochronie przewodniczącego, który nawet zrzekając się funkcji jest chroniony. (…) Pan z zarządu spółki powiedział, ze chcecie rozmawiać z załogą. To dlaczego doszło do zwolnienia przewodniczącego związku, który jest typowany do tego typu rozmów? (…) Apeluję o szacunek dla ludzi pracy
- mówiła radna Natalia Szalaty, dodając, że była na miejscu strajku.
W podobnym tonie wypowiedział się Tomasz Dzionek poddając w wątpliwość działanie spółki polegające na nieprzywróceniu Piotrowskiego do pracy. Głos zabrali także Michał Glejzer, Jarosław Mikołajczyk, Arkadiusz Masłowski i przewodniczący rady Zdzisław Kujawa. Radni finalnie jednogłośnie apelowali: dogadajcie się, a dołączył do nich też poseł Tadeusz Tomaszewski. Padła też propozycja utworzenia zespołu radnych, którzy mogą wziąć udział w rozmowach, a prezydent Powałowski zaproponował, aby miejscem spotkań był Stary Ratusz.
Apel o dialog i prezes, który nie podaje dłoni
Choć radni nie mają realnego wpływu na kierunek rozmów, to po przedstawieniu obu stron konfliktu zaapelowali o porozumienie się, podejmując stosowny apel: o podjęcie rozmów i dialogu.
Zapewnienia Grzegorza Indulskiego o chęci powrotu do rozmów nie znalazły odzwierciedlenia w czynach prezesa, Marcina Mroza. Odchodząc od mównicy, Mariusz Piotrowski wyciągnął do niego rękę w geście próby pojednania. Mróz odwrócił od niego, nie wyciągając ręki. Ta sytuacja powtórzyła się, gdy radna Szalaty podała zespołowi prawnemu, Indulskiemu i Mrozowi dłoń. Choć kobiecie rękę uścisnął, jasno powiedział M. Piotrowskiemu: nie widzę możliwości porozumienia.
Marcin Mróz po zakończeniu obrad natychmiast wyszedł ze Starego Ratusza. Radna Szalaty chciała się z nim pożegnać.
- Niestety ten pan wyszedł i nie uścisnął mi dłoni na pożegnanie. Nie rozumiem takiego zachowania
- mówiła na korytarzu po sesji, żegnając się zarówno ze strajkującymi, jak i przedstawicielami tych, którzy nie strajkują.