Richard Ramirez. Morderca, który nie znał granic
W 1984 roku Los Angeles przestało być miejscem marzeń. Zamiast blasku Hollywood, nocami królował tu strach. Richard Ramirez sprawił, że nikt nie mógł czuć się bezpieczny.
Chora fascynacja złem
Richard Ramirez urodził się 29 lutego 1960 roku w El Paso. Jego dzieciństwo było dalekie od ideału: ojciec, były policjant, był tyranem, który nie wahał się używać przemocy, a matka, pracownica fabryki, nie była w stanie ochronić dzieci przed przemocą. Ramirez już jako dziecko cierpiał na poważne zaburzenia snu i częste koszmary, a w wieku 12 lat został praktycznie wychowany przez kuzyna Mike’a – weterana z Wietnamu.
To właśnie Mike, który z dumą opowiadał o zbrodniach wojennych i pokazywał zdjęcia okaleczonych ofiar, wprowadził młodego Richarda w świat przemocy i śmierci. Chłopak był świadkiem, jak Mike zastrzelił własną żonę na jego oczach.
W wieku 18 lat Ramirez przeniósł się do Kalifornii. Szybko popadł w uzależnienie od kokainy, zaczął włamywać się do domów i eksperymentować z satanizmem.
Jego fascynacja złem pogłębiała się z każdym rokiem. W czerwcu 1984 roku zamordował swoją pierwszą znaną ofiarę – 79-letnią Jennie Vincow. Kobieta została zadźgana i okaleczona we własnym mieszkaniu. To był początek serii, która wstrząsnęła Los Angeles.
Rok terroru
W 1985 roku Ramirez przeszedł do historii jako jeden z najbardziej nieprzewidywalnych seryjnych morderców. Jego ataki były chaotyczne nie miał stałego wzorca – ofiary wybierał losowo, niezależnie od wieku, płci czy rasy.
Włamywał się do domów nocą, atakował śpiących, gwałcił, torturował i zabijał. Często zostawiał po sobie pentagramy i napisy "Chwała Szatanowi", co tylko potęgowało atmosferę grozy.
Ofiarami Ramireza padali zarówno seniorzy, jak i dzieci. W ciągu kilku miesięcy zamordował 13 osób, dokonał 11 napaści seksualnych i dziesiątek włamań. Jego brutalność szokowała nawet doświadczonych śledczych: niektóre ofiary były bite młotkiem, inne dźgane nożem, duszone lub rozstrzeliwane z bliskiej odległości.
Miasto w stanie oblężenia
Wiosną i latem 1985 roku Los Angeles żyło w stanie oblężenia. Mieszkańcy montowali dodatkowe zamki, kupowali broń, a policja patrolowała ulice bez wytchnienia.
Media codziennie relacjonowały kolejne ataki, a władze apelowały o zachowanie szczególnej ostrożności. Policja była bezradna – Ramirez nie zostawiał niemal żadnych śladów, a jego metody zmieniały się z każdą zbrodnią.
Jedynym tropem były odciski buta Avia, które znajdowano na miejscach zbrodni. Był to rzadki model, sprzedany w Kalifornii tylko w kilku egzemplarzach. To pozwoliło śledczym połączyć rozproszone sprawy i zrozumieć, że mają do czynienia z jednym sprawcą.
Proces, który zelektryzował Amerykę
Przełom nastąpił w sierpniu 1985 roku, gdy Ramirez zostawił odciski palców w skradzionym samochodzie. Policja szybko zidentyfikowała przestępcę – jego zdjęcie trafiło na pierwsze strony gazet i do telewizji. 31 sierpnia 1985 roku mieszkańcy wschodniego Los Angeles rozpoznali go na ulicy.
Rozpętała się pogoń: Ramirez próbował uciekać, ale tłum dogonił go, pobił i zatrzymał do przyjazdu policji. Po raz pierwszy od miesięcy miasto odetchnęło z ulgą.
Proces Ramireza rozpoczął się w 1988 roku i trwał ponad rok. Przed sądem odpowiadał za 43 przestępstwa, w tym 13 morderstw, 11 gwałtów i 5 usiłowań zabójstwa. Na sali sądowej zachowywał się prowokacyjnie – pokazywał pentagramy narysowane na dłoniach, wykrzykiwał "Hail Satan!" i uśmiechał się do kamer. W listopadzie 1989 roku został skazany na 19 wyroków dożywocia i karę śmierci w komorze gazowej.
Ramirez nigdy nie wyraził skruchy. Nawet za kratami pozostawał upiornie niepokorny – rysował satanistyczne symbole, udzielał wywiadów i otrzymywał listy od wielbicielek. Zmarł 7 czerwca 2013 roku w więzieniu San Quentin, przegrywając walkę z rakiem wątroby.