Rozmowa na 80-lecie DP. "Młode pokolenie chce być cząstką zmiany". A media mogą dostarczać inspiracji do działania
Zwyciężyła Pani w naszym jubileuszowym konkursie na wspomnienie związane z "Dziennikiem Polskim", opisując swoje - jako dziecka - codzienne wyprawy z dziadkiem do kiosku po gazetę. W tej opowieści jest też miła kioskarka, która wiedziała, kto jakie gazety lubi i dla każdego miała przygotowany egzemplarz. Gdzie był ten kiosk?
- To wspomnienie pochodzi z mojej miejscowości, czyli z Chełmka koło Oświęcimia. W dzieciństwie dużo czasu spędziłam z moimi dziadkami, dalej zresztą często ich odwiedzam. Mieliśmy w centrum miasta taki właśnie kiosk Ruchu, małą budkę, gdzie z dziadkiem chodziliśmy po gazetę. Niestety, kiosk już został zlikwidowany, ale zawsze, kiedy przechodzę obok tego miejsca, napawa mnie nostalgią.
W tamtym kiosku Pani dziadek kupował właśnie "Dziennik Polski". A Pani - jak sama siebie opisuje - była "małą dziewczynką, która sądziła, że gazety są magiczne, bo sprawiają, że dorośli wiedzą wszystko".
- Gazeta to był wtedy dla mnie poniekąd klucz do świata dorosłości. Uważałam, że z niej dorośli czerpią jakąś tajemną wiedzę. I przez to, że mogłam razem z dziadkiem oglądać gazetę - mimo że niewiele z niej wtedy jeszcze rozumiałam - to gdzieś czułam, że w ten sposób rosnę, dojrzewam, że też mogę uczestniczyć świecie dorosłych.
A dzisiaj jak Pani uważa, jakie powinno być zadanie gazet?
- Rzetelne informowanie. Teraz przepływ informacji jest bardzo szybki i jesteśmy w stanie w kilka minut dowiedzieć się, co się dzieje na drugim końcu Polski czy świata. Natomiast ja oczekuję od mediów, że będą obiektywne i przekażą informacje zgodne z prawdą. Czasem wolę dowiedzieć się o jakimś wydarzeniu później, ale wiedzieć, że na pewno zostało rzetelnie pokazane i nagłówek nie jest chwytliwy tylko po to, żebyśmy weszli w artykuł, a potem rozczarowali się treścią.
Młodzi ludzie, jak Pani, jakiego rodzaju informacji szukają w mediach?
- Jeśli o mnie chodzi, to na przykład interesują mnie tematy związane z psychologią. A przede wszystkim bardzo lubię się angażować w życie społeczne, więc cenne są dla mnie wszelkiego rodzaju informacje o fajnych inicjatywach, projektach, dzięki którym mogłabym przyczynić się do wprowadzenia jakiejś realnej zmiany. Myślę, że dzisiejsze młode pokolenie chce być cząstką zmiany, przyczynić się do ulepszania świata. Dlatego jeżeli media poinformują nas, gdzie możemy się pojawić, żeby coś zmienić, to będą to dla nas obecnie najlepsze informacje.
Jakie jest to młode pokolenie, do którego Pani należy? Co je - patrząc "od środka" - przede wszystkim charakteryzuje?
- Jeśli miałabym określić moje pokolenie jednym zdaniem, to powiedziałabym, że jesteśmy bardzo zagubieni. To słowo można rozumieć na wiele sposobów, bo są osoby zagubione pod kątem psychicznym (dobrze wiemy, jak pandemia wpłynęła na nas i na kontakty rówieśnicze), zagubione pod kątem technologicznym, a jesteśmy też zagubieni dlatego, że mamy tak naprawdę wszystko w porównaniu do poprzedniego pokolenia. Wcześniej nie było takich możliwości, takich produktów ani usług, jakie mamy my. Jesteśmy zagubieni właśnie z powodu tego nadmiaru, ale też pustki, która w nas się pojawia. Dlatego np. w "Dzienniku Polskim" szukałabym tekstów opisujących właśnie inicjatywy społeczne, coś, co możemy wspólnie zrobić. Wiadomo: informacje o świecie, o Polsce, o naszych lokalnych społecznościach są bardzo ważne. Ale warto też pokazywać, jak możemy wpłynąć na to, żeby coś zmienić na lepsze i w co się zaangażować, żeby poprawiać świat wokół siebie. Bo my mamy potencjał, jest tylko pytanie, na co go spożytkujemy. Sama bardzo się inspiruję historiami osób, które w młodym wieku osiągają duże sukcesy. Traktuję je jako motywację, wyzwanie. Staram się naśladować taką osobę, oczywiście po swojemu, znaleźć swoją drogę, ale też dążyć do takich działań jak ona - jeśli oczywiście jest nam po drodze z wartościami.
A jednocześnie to właśnie Pani mogłaby być bohaterką tekstu pokazującego, jak intensywnie można działać. To zaangażowanie w rozmaite akcje pomocowe robi wrażenie. Jak w ogóle znajduje Pani na to wszystko czas?!
- Tak, to prawda, jest tego bardzo dużo i często moi bliscy mówią, że w 24 godziny robię więcej niż niektórzy w 48. Myślę, że to jest kwestia dobrego zarządzania czasem i pasji. Robię rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, dają satysfakcję, a jednocześnie realnie widzę ich pozytywne konsekwencje. Więc myślę, że jeśli kochamy coś robić, to jesteśmy w stanie się zmobilizować, zarządzać swoim czasem tak, żeby starczyło go na wszelkie nasze aktywności. Studiuję psychologię w Katowicach oraz kryminologię we Wrocławiu, gdzie mam indywidualny tok nauczania. Póki co studiowanie jest dla mnie najważniejsze, jednak staram się mimo wszystko jeszcze działać poza uczelnią. Jestem wolontariuszką Telefonu Pogadania. Codziennie rozmawiamy z osobami dorosłymi w kryzysie samotności i udzielamy im wsparcia poprzez właśnie "pogadanie", taką zwykłą obecność drugiego człowieka. Działam też w Fundacji Mała Fatyga, gdzie szerzymy świadomość na temat niepłodności, która wciąż jest tematem tabu. Jestem koordynatorką zespołu w Stowarzyszeniu Widzących Więcej, które z kolei zajmuje się osobami z rodzin dysfunkcyjnych. Działam jako wolontariuszka w Fundacji Zaginieni, w której razem ze służbami mundurowymi uczestniczymy w poszukiwaniach osób zaginionych, m.in. nawiązujemy kontakt bezpośredni z ich rodzinami. Jestem krwiodawcą, byłam również liderką projektu fundacji Helpers' Generation DKMS, w ramach którego rejestrowaliśmy na mojej uczelni potencjalnych dawców szpiku. Od kilku lat jestem wolontariuszką Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Działam też w pewnym zespole darczyńców, z którym przygotowujemy paczki i rozwozimy do potrzebujących rodzin. Często biorę udział w różnych biegach charytatywnych, w których opłata startowa zostaje przekazana na konto wybranej fundacji. Lubię połączyć działalność charytatywną z aktywnością fizyczną. Jestem altruistką i jak widzę okazję, to po prostu ją łapię. Ale to zaangażowanie przyszło do mnie nagle, dopiero kiedy wybierałam się na studia. Poczułam wtedy taką misję wewnętrzną, że potrzebuje czegoś więcej od życia niż tylko typowy schemat: że trzeba skończyć studia i znaleźć dobrze płatną pracę. Potrzebuję czegoś więcej i jestem w stanie dać więcej innym ludziom, wesprzeć ich swoim czasem i swoimi pomysłami.
Jakaś podpowiedź dla tych, którzy chcieliby umieć się tak zorganizować i zaangażować?
- Przede wszystkim trzeba znaleźć coś, co się naprawdę lubi, bo dzięki temu czas przyjemniej płynie i czujemy, że to, co robimy ma sens. A jeśli chodzi o moje lifehacki, wskazówki, to korzystam z kalendarza papierowego. Mam duży kalendarz książkowy, w którym każdy dzień jest opisany, jakie mamy spotkania po kolei. Czuję, że na papierze wszystko wygląda inaczej, niż jak zapiszę to sobie w telefonie. Z telefonu można szybko każdą informację wykasować, a zapis w kalendarzu bardziej motywuje, trudniej jest coś wykreślić.
Pomaganie innym to niejednokrotnie bardzo ciężkie zadanie…
- Tak jest np. z Telefonem Pogadania. Nie jesteśmy linią profesjonalną, nie musimy być magistrami psychologii, żeby pomagać, rozmawiając z tymi osobami. Jednak zdarzają się takie przypadki, że nasz rozmówca potrzebuje interwencji kryzysowej, skierowania na oddział zamknięty, bo ewidentnie nie radzi sobie ze swoją sytuacją życiową. To jest bardzo obciążające dla nas, ponieważ nie mamy jeszcze takich kompetencji, żeby samodzielnie jakoś pokierować te osoby. Oczywiście mamy odpowiednie procedury, mamy opiekuna, który czuwa nad wszystkim, ale - o czym już się troszkę boleśnie przekonałam - trzeba oddzielać swoje życie prywatne od zaangażowania w taką pomoc. Na początku swojej drogi w takich inicjatywach wszystko mocno brałam do siebie i chciałam zbawić świat. Chciałam być tą osobą, która wyjdzie z sercem na dłoni do wszystkich. Teraz już wiem, że trzeba działać jak najlepiej i starać się, ale niestety nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Często nie jest to nawet naszą winą i musimy się z tym pogodzić.
Zaraża Pani innych swoją energią do działania?
W mediach społecznościowych informuję o tym, co robię, chwalę się różnymi inicjatywami, zachęcam, żeby do nich dołączyć - staram się to tak przedstawiać innym, żeby też złapali zajawkę. I to spotyka się z bardzo fajnym odbiorem. Wiem, że inspiruję moich rówieśników. Piszą komentarze, że ich to bardzo motywuje i że też chcieliby tak działać.
Studiuje Pani psychologię i kryminalistykę. Skąd taki wybór?
- To jest dosyć ciekawa historia, bo po maturze poszłam na rok do wojska. Studiowałam na Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Byłam półstudentem, półżołnierzem zawodowym. Szkoliłam się, żeby zostać oficerem Wojska Polskiego, jednakże czułam, że gdzieś mnie to blokuje w rozwoju i chciałabym swoje umiejętności w troszkę inny sposób spożytkować. Zrezygnowałam więc ze szkoły wojskowej i znalazłam się na psychologii, która była moim drugim upatrzonym i wymarzonym kierunkiem. Jednocześnie nadal ciągnie mnie do służb mundurowych - bo jednak wojsko nigdy z człowieka nie wychodzi - dlatego myślę, że mogłabym pracować jako psycholog w tym środowisku, które przecież już znam, rozumiem, wiem, z jakimi problemami się ono boryka ze względu na specyfikę pracy i chciałabym pomagać. Dodatkowo uznałam, że przyda mi się do tego także wiedza zdobyta właśnie na kierunku kryminologia - i tak rozpoczęłam kolejne studia. Ale też dobrze wiem, że praca zawodowa to nie będzie moje jedyne zajęcie i na pewno będę się jeszcze spełniać w innych obszarach. Mam nadzieję, że dalej zostanie mi ten zapał do działań społecznych i że będę miała na to czas.