Słupsk: Kolejny przypadek agresji wobec ratowników medycznych
- W miniony weekend do policjantów wpłynęło zgłoszenie o mężczyźnie, który na jednej ze stacji paliw miał być agresywny wobec udzielających mu pomocy medycznej ratowników - wyjaśnia Jakub Bagiński, oficer prasowy słupskiej policji. - Mundurowi ustalili, że dwóch ratowników medycznych weszło na teren jednej ze stacji paliw w Słupsku. Medycy zostali poproszeni o pomoc przez zaniepokojonego pracownika stacji, który obawiał się, że przebywający od dłuższego czasu w toalecie mężczyzna może wymagać pomocy medycznej. Pracownik, wspólnie z ratownikami otworzyli kluczem, zamknięte od wewnątrz drzwi i zobaczyli siedzącego na toalecie, nieprzytomnego mężczyznę, w związku z tym poinformowali dyspozytora o podjętych działaniach medycznych i rozpoczęli udzielanie pomocy. Z uwagi na stan mężczyzny ratownicy ułożyli go na noszach, a gdy ten odzyskał świadomość zaczął być agresywny, zeskoczył z noszy, jednego z ratowników kopnął, a także krzyczał i groził im.
Po przybyciu na miejsce funkcjonariuszy mężczyzna uspokoił się. Policjanci zatrzymali agresywnego mieszkańca Słupska i przewieźli do komendy, gdzie prowadzili z nim dalsze czynności procesowe. Badanie alkomatem wykazało, że w jego organizmie znajduje się prawie promil alkoholu. Funkcjonariusze przesłuchali ratowników oraz świadków tego zdarzenia i sporządzili dokumentację procesową. Gdy 33-latek wytrzeźwiał w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych również został przesłuchany.
- Mężczyzna usłyszał zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego oraz stosowania przemocy i groźby w celu zmuszenia ratowników do zaniechania czynności służbowej, co zagrożone jest karą 3 lat więzienia. Prokurator zastosował wobec niego dozór, zakaz opuszczania kraju oraz zakaz zbliżania się i zakaz kontaktowania się w jakikolwiek sposób z pokrzywdzonymi ratownikami medycznymi - podkreśla Bagiński.
To nie pierwsza taka sytuacja, z jaką zmagają się zespoły ratownictwa medycznego w regionie. Choć, jak przyznaje kierownictwo słupskiego pogotowia, na szczęście nie należą one do codzienności. O tym opowiadał nam niedawno jeden z ratowników.
- Nie ma dyżuru, podczas którego przynajmniej jedna taka sytuacja nie zaistnieje - mówił "Głosowi Pomorza" Grzegorz Załupka, ratownik medyczny ze Słupska z wieloletnim doświadczeniem. - Zaczyna się zwykle od agresji słownej. Pacjenci nas wyzywają, grożą, plują. Padają groźby karalne. Potem dochodzi do szarpaniny, a my przecież nie jesteśmy od tego, żeby się z kimkolwiek bić. Jesteśmy po to, żeby ratować życie.
Załupka wspominał konkretne przypadki, które budzą niepokój.
- Bywa, że wchodzimy do mieszkania i już widzimy, że będzie problem - opisywał. - Pacjent pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Gdy słyszy, że trzeba jechać do szpitala, wpada w szał. Rzuca się, próbuje uderzyć. Raz uratowało nas tylko to, że akurat policja weszła w odpowiednim momencie do mieszkania. Inaczej mogłoby się to skończyć naprawdę źle.
Ratownicy coraz częściej padają też ofiarami wandalizmu. Uszkodzone karetki, pocięte lub podpalone pasy bezpieczeństwa, wybite szyby czy wgniecenia karoserii to niestety nie wyjątek.
- Inny pacjent, również pijany uszkodził i podpalił w karetce pasy bezpieczeństwa. Musieliśmy je wymieniać. Oczywiście sprawa została zgłoszona na policję - relacjonował Załupka.
Bardzo dużo agresji słownej. Skąd taki brak empatii?
Mimo coraz liczniejszych doniesień z kraju Mariusz Żukowski, dyrektor stacji Pogotowia Ratunkowego w Słupsku zapewnia, że w regionie sytuacja jest jeszcze pod kontrolą.
- W Słupsku nie mamy wielu tak niebezpiecznych sytuacji. Ostatni bardzo poważny incydent miał miejsce w styczniu - wspomina dyrektor. - Ratownicy zostali wezwani do osoby wyjątkowo agresywnej. Mężczyzna skakał po masce karetki, groził nożem, próbował wejść na dach pojazdu. Zespół wykazał się ogromnym profesjonalizmem. Zdecydowali, że nie będą wychodzić z ambulansu i poczekali na przyjazd patrolu policji. Dzięki ich opanowaniu nikomu nic się nie stało.
Jak dodaje Żukowski najczęściej dochodzi do agresji słownej.
W cieniu podobnych incydentów warto przypomnieć, że w tym roku redakcja „Głosu Pomorza” przeprowadziła akcję społeczną, mającą na celu okazanie szacunku i wsparcia dla pracy ratowników medycznych. Impulsem do jej zainicjowania była tragiczna śmierć jednego z ratowników w innym regionie Polski, który został zaatakowany przez pacjenta. Mieszkańcy Pomorza wspólnie z redakcją oddali hołd ludziom, którzy każdego dnia niosą pomoc często narażając własne zdrowie i życie.
Trudno wyjaśnić, skąd takie zachowanie u ludzi, którzy sami potrzebują pomocy. Wydaje się, że potrzebne są bardziej skuteczne procedury.
- Wyobrażam sobie, że ranny, pijany człowiek może zachowywać się skrajnie agresywnie i nieracjonalnie, bo jest pod wpływem stresu i substancji zmieniającej świadomość - alkoholu - mówi Katarzyna Wirkus, psychotraumatolożka. - To go nie usprawiedliwia, a atak na funkcjonariusza publicznego, jakim jest ratownik medyczny, jest zagrożony wyższą karą, choć postuluje się jeszcze większe zaostrzenie tych kar. Z pewnością należy wdrożyć skuteczniejsze procedury bezpieczeństwa i środki ochrony dla załóg karetek pogotowia. Myślę, że przydałaby się też jakaś rządowa kampania informacyjna uświadamiająca problem i przestrzegająca przed konsekwencjami napaści na funkcjonariuszy publicznych. Często ludzie nie wiedzą, że nie tylko policjant jest takim funkcjonariuszem, ale także ratownik medyczny, strażak czy pracownik socjalny.