Sokołów Małopolski: Tu na razie jest ściernisko, ale będzie targowisko
Zamknięta po protestach społecznych giełda w Sokołowie Młp. przeprowadziła z terenów zabudowanych w przestrzeń otwartą, w tej znacząco powiększyła przestrzeń handlową i nie zapomniano o małej gastronomii. Popularność tego miejsca targowego chyba przerosła oczekiwania organizatorów, bo zmotoryzowani mieli problem ze znalezieniem miejsca parkingowego, a "parkingi polowe", bo na przydrożnych polach, były niemal pełne. Ci najbardziej wygodni lub najbardziej zdesperowani zdecydowali się zaparkować pojazdy na poboczach wzdłuż obu pasów jezdni, dwa policyjne patrole nie nadążały z wypisywaniem mandatów dziesiątkom parkujących w ten sposób kierowców.
- Ile u policji kosztuje taka przydrożna usługa? - pytamy pana w seledynowej kamizelce z napisem "Kierowanie ruchem".
- To sześć stów kosztuje - odpowiedział pan.
Na przestronnym placu targowym oferowany kupującym asortyment przypominał najlepsze czasy giełdy w Załężu: odzieży wszelakiej w bród, chemia gospodarcza, stare i nowe części i akcesoria samochodowe i motocyklowe, starocie, zabawki, rowery, rękodzieło, słodycze i nieco owoców. Hitem kulinarnym były zapiekanki sprzedawane w kilku punktach, a przy każdym stała kolejka.
- W porównaniu z tą poprzednią giełdą w Sokołowie, to... nie ma porównania - zapewnia pani Maria, która ma doświadczenia z obu.- A to dopiero początek, bo ludzie, którzy tu mają działki po sąsiedzku, za moment zaczną je czyścić i robić miejsca postojowe dla samochodów. Żal mi ludzi, którzy zostali niemal z dnia na dzień wyrzuceni z tej starej, podobno oddawano im pieniądze, które z wyprzedzeniem zapłacili za stanowisko targowe, gorzej mieli ci, którzy tam postawili "budy". A tutaj ile przestrzeni - niech pan spojrzy. Chyba więcej niż w tamtej w Załężu.
Tamtej, już legendarnej, nie żałuje, bo - jak mówi - pod koniec, to właściciele życzyli sobie kosmicznych kwot za miejsce handlowe.
- Dziesięć złotych za metr kwadratowy, rozumie pan? - wciąż nie może wyjść z oburzenia. - A jak rozmawiałam tu z ludźmi, to przekonani są, że tu jest więcej miejsca handlowego niż w Załężu.
Pani Jadwiga jest "obieżytargówką", a specjalizuje się w sprzedaży staroci.
- Jeżdżę na giełdy do Lublina, Krakowa, w Załężu też kilka razy byłam - wylicza, choć zaznacza, że takie targowiska na "szwarc, mydło i powidło", to nie jej miejsca. - Tutaj, to nie giełda specjalistyczna, przyjechałam z ciekawości, starocie to inny świat, ale parę rzeczy udało mi się sprzedać.
Pan Józef zjechał na niedzielę do Sokołowa aż z Sandomierza. Asortyment wysoce specjalistyczny: skrzypce, altówki, przede wszystkim akordeony i trochę sprzętu nagłaśniającego.
- No, nie ma większego popytu na moją ofertę - przyznaje. - Sprzedałem od rana jedno ukulele za 200 złotych i to na razie tyle. Owszem, oglądają, podziwiają, a jak przyjdzie do kupowania, to tłumaczą, że obejdą plac i jeszcze wrócą, albo - że muszą iść po gotówkę do bankomatu.
Z kolei pan Krzysztof ustawił się przy motocyklu, który próbował sprzedać, on też pamięta załęską giełdę.
- Na razie to taki trochę bałagan - narzeka. - Powinno być wydzielone miejsce dla sprzedających samochody i motocykle, a dziś ci od motoryzacji musieli sobie szukać miejsca gdzie popadnie. Ale czuć, że potencjał handlowy tu jest.