Stare Pole: Bobry zatrzymały wodę. Pierwsze wnioski po ulewie
W tym artykule:
Około 200 interwencji w powiecie. Najwięcej w Malborku i gm. Stare Pole
Pogoda się ustabilizowała, więc teraz przyszedł czas na wyciąganie wniosków po ulewie, która na początku tygodnia spowodowała tyle szkód w części Pomorza. Tak się składa, że najwięcej pracy służby miały po prawej stronie Wisły - na pierwszym miejscu w powiecie nowodworskim, potem w sztumskim, malborskim. W środę (30 lipca) starosta malborski Piotr Szwedowski zwołał powiatowy sztab kryzysowy z udziałem samorządowców z gmin, w których działo się najwięcej, oraz służb i inspekcji.
Jak poinformował st. kpt. Damian Tomaszewski, komendant powiatowy PSP w Malborku, do środowego poranka w powiecie odnotowano około 200 zgłoszeń związanych z usuwaniem skutków ulewy i strażacy nadal byli wzywani. Przede wszystkim doszło do podtopień posesji, domów, zalania piwnic, garażów, ulic.
Najwięcej zdarzeń mieliśmy w mieście Malbork oraz w gminie Stare Pole. Wspierały nas jednostki ze Słupska, Kościerzyny i Człuchowa, które działały u nas do godzin porannych w środę. Zgłoszeń było tyle, że musieliśmy je "kolejkować", skupialiśmy się w pierwszej kolejności na tych ważniejszych - mówił st. kpt. Damian Tomaszewski.
W Starym Polu, gdzie zresztą we wtorek (29 lipca) była wojewoda pomorska i widziała już opanowaną sytuację, zagrożona była komunalna oczyszczalnia. Dopływ niespotykanej nigdy wcześniej masy ścieków rozrzedzonych deszczówką mógł się zakończyć awarią, a tym samym problemami sanitarnymi mieszkańców.
- W oczyszczalni, która przerabia maksymalną ilość 300 metrów sześciennych nieczystości na dobę, było 6300 metrów sześciennych. Proszę sobie wyobrazić skalę. Oczyszczalnia cały czas jest zagrożona, ale kryzys minął. Natomiast nasze pompy z przepompowni ścieków ściągają wodę z gruntu, a to nie jest ich rola. Już dwie się przepaliły - relacjonował Jarosław Szturmowski, wójt Starego Pola.
Oczywiście problemów było więcej. Jeszcze w środę w wodzie stało osiedle mieszkalne w centrum Starego Pola oraz część stadionu, kompleks orlika, nowy plac zabaw zbudowany za pół miliona złotych. Łącznie obszar o powierzchni około 6 hektarów. Pompowanie wody z posesji trwało od poniedziałkowego wieczora i przypominało syzyfową pracę. Jak w soczewce skupiło się tutaj - w Starym Polu i okolicy - kilka problemów: rzadko spotykana siła żywiołu, stan kanałów głównych, stan rowów melioracyjnych i działalność zwierząt. Dlatego system naczyń połączonych, jakim są cieki żuławskie, nie zadziałał. Takie wnioski wysnuto, a dokładnie większość z nich przedstawił wójt Jarosław Szturmowski podczas środowego posiedzenia sztabu.
- Sytuacja jest bardzo złożona, ponieważ nigdy nie spotkaliśmy się z opadem w takiej ilości. W naszej gminie spadły 173 litry wody na metr kwadratowy, czyli rachunek jest prosty: to jest ponad 16 mln litrów na hektar. Z taką skalą nikt nie jest w stanie sobie poradzić. Mieszkamy na terenie, gdzie najniższy punkt to 0,3 m powyżej poziomu morza, więc we wszystkich nieckach, we wszystkich obniżeniach ta woda się zgromadziła - mówił Jarosław Szturmowski. - Okazało się, że przez pierwszych kilka godzin pompowaliśmy wodę, a ona krążyła wokół, nie trafiała do kanału głównego, Starego Nogatu. Kanał główny wygląda, jak wygląda. Dlatego nawet bez konsultacji z jego zarządcą, Wodami Polskimi, postawiliśmy dwie koparkami, które kopią od wtorku. To jest sytuacja, w której bez służb, instytucji takich jak Wody Polskie, wiele innych, z pewnością sobie nie poradzimy.
Bobry zatrzymały wodę w gminie Stare Pole
Wójt pojechał ciągnikiem (samochodem się nie dało) do miejsca, gdzie Stary Nogat uchodzi do Nogatu i tam znalazł - być może - główne źródło problemu.
Tam powinno być konkretne ujście, a są dwa wielkie żerowiska bobrów. Woda stoi w miejscu. My ją przepompowujemy i ona wraca. Nie mamy możliwości odprowadzenia. Rozumiem, że bóbr jest zwierzęciem chronionym, ale chyba ważniejsi są ludzie i ich dobytek? Bez konsultacji z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska niczego nie zrobimy. Gdybyśmy chcieli zrobić sami, to jest już łamanie prawa, tylko że to prawo w tym przypadku wykracza poza granice rozsądku - uważa wójt Starego Pola.
Starosta Piotr Szwedowski dodał, że problem bobrów był poruszany niedawno w Sejmie podczas posiedzenia zespołu do spraw Żuław. Możliwe rozwiązanie to przeniesie siedliska bobra, a w ostateczności odstrzał.
- Teraz odstrzał jednego czy dwóch bobrów nie zmieni spojrzenia na sprawę. Po pierwsze, myśliwi nie są tym zainteresowani i ja im wcale się nie dziwię, to jest czasochłonne, kosztochłonne, zysk z tego bobra jest żaden. Przeniesienie rodziny bobrowej to tak jak przelewanie tej wody w tej chwili u nas, z jednego miejsca w drugie. To nie spełni zamierzonego efektu. Usunięcie tamy grozi mi dużymi sankcjami. Co ja mam zrobić? Mamy dalej pompować tę wodę w kółko czy rozwalić tę tamę bobrową, żeby dać ujście wodzie, bo alternatywy nie mamy? To jest właśnie ten dylemat, a liczy się czas tu i teraz. Napisałem do RDOŚ, odpowiedź pewnie przyjdzie za 14 dni, tylko że to już będzie za późno, i pewnie będzie odmowna - mówił Jarosław Szturmowski.
Komendant powiatowy PSP zwrócił uwagę na widoczny gdzieniegdzie problem z melioracją szczegółową, czyli rowami wzdłuż pól, o które muszą dbać rolnicy. Tymczasem zdarza się, że są zasypywane, by uzyskać dodatkowy kawałek ziemi. Ta sytuacja - prócz bobrów i stanu kanału głównego - w niewielkim stopniu wystąpiła również w gminie Stare Pole.
- Dla mnie sprawa jest prosta. Jeżeli jest zaznaczony rów na mapie i właściciel nie posiada stosownego pozwolenia wodno-prawnego na to, że ten rów został zasypany, czyli zmeliorowany w prawidłowy sposób, to należy go przywrócić. Ale czy starosta na podstawie decyzji administracyjnej może wydać pozwolenie, żebym wszedł z koparką na prywatny grunt? Mamy teraz potężny problem z dwoma osobami, które nie chcą się zgodzić, bo nie chcą stracić "czterech marchewek". Sprawdzałem, to nie są kompetencje wójta. Natomiast musimy sobie zdać sprawę z najważniejszej kwestii. Wyczyścimy rowy szczegółowe i gdzie odprowadzimy wodę? Mamy ją odprowadzić do kanałów głównych, które należą do Wód Polskich, a zlewnia w Elblągu, jak i zlewnia w Gdańsku odpisują, że nie mają środków. A my będziemy kopać szczegółówkę, aby się w niej utopić? - pytał wójt Starego Pola.
Starosta obiecał, że w sprawie tamy bobrów, która zablokowała wodę ze Starego Pola, zwróci się do RDOŚ, by wesprzeć wójta. Wszystkich samorządowców natomiast poprosił, by ocenili stan wszystkich urządzeń hydrotechnicznych (rowów szczegółowych, kanałów) na swoim terenie, by na tej podstawie można było wystąpić do ich właścicieli o utrzymywanie w dobrym stanie.
Po ulewie WUKO to duże wsparcie dla strażaków
Jednym z wniosków podczas posiedzenia była też propozycja zakupu samochodu WUKO do wodnego udrożniania kanalizacji i odpływów.
- W przypadku gminy Stare Pole zakup nowego wozu WUKO jest nieuzasadniony ekonomicznie, to auto nie byłoby wykorzystywane. Natomiast w kontekście ustawy o ochronie ludności jakieś środki zostały zadysponowane do powiatu, może gminy by się częściowo dołożyły i powiat kupiłby taki pojazd, żeby był. On będzie pracował 2-3 dni w tygodniu, natomiast w takich sytuacjach jest ostatnio jest niezbędny - mówi Jarosław Szturmowski.
Sprawdził się w gminie Nowy Staw, która ma swój pojazd i bardzo przydał się w ostatnich dniach.
WUKO pracuje 24 godziny na dobę. Mam trzech kierowców, którzy na zmianę jeżdżą dzień i noc, więc jakoś sobie radzimy - relacjonował Jerzy Szałach, burmistrz Nowego Stawu.
Włodarz miał do dyspozycji OSP Lipinka, jeden zastęp OSP Nowy Staw i wóz WUKO. Sukcesywnie wypompowali wodę i ścieki. Gmina jest przyłączona do oczyszczalni w Kałdowie Wsi, zarządzanej przez malborskie miejskie Przedsiębiorstwo Nogat, ale nie było w stanie odebrać nieczystości podczas ulewy i po niej.
- Największy problem był ze spółką Nogat, ale to jest zrozumiałe. Nie odbierała ścieków, więc wszystko zostało na Nowym Stawie. Państwo możecie sobie wyobrazić ścieki plus wody opadowe, które wybijały mieszkańcom w toaletach. Ale dzięki temu, że mamy WUKO i przejęliśmy obsługę sieci kanalizacyjnej, własnymi siłami sobie poradziliśmy. Cały czas jeździmy, powoli ponownie uruchamiamy przepompownie, żeby ścieki wróciły do oczyszczalni w Malborku. Radziliśmy sobie sami dzień i noc - opowiadał Jerzy Szałach.
Podczas spotkania padło, że obecność wozów WUKO, którymi dysponuje miejska spółka PWiK, przydałaby się też w Malborku jako wsparcie dla strażaków przeciążonych działaniami. Wybrzmiało - jako kolejny wniosek - że starosta jako szef zarządzania kryzysowego w powiecie oczekiwałby większej aktywności w tym zakresie na przyszłość.
"24 godziny deszczu pokazały, że nie ma żartów"
Co do tego, że współpraca musi być jak najlepsza, właściwie nikt nie ma wątpliwości.
Niestety, musimy się przyzwyczaić do tego, że takie intensywne opady będą nas nawiedzały coraz częściej - ostrzegł st. kpt. Damian Tomaszewski.
Dlatego wnioski muszą być wyciągnięte i przekute w konkrety.
- Małymi krokami róbmy to, co trzeba, żeby zabezpieczyć mieszkańców, ich majątek i cały dobrostan. Będziemy stosować wszystkie dozwolone prawem metody. Trzeba działać w swoich gminach, trafiać do gospodarstw, naciskać na Wody Polskie. 24 godziny deszczu pokazały nam, że żartów nie ma. Jesteśmy po to, żeby zrobić więcej, niż wymagają od nas przepisy - mówił Piotr Szwedowski.
Podczas posiedzenia sztabu kryzysowego nie mogło zabraknąć podziękowań zwłaszcza dla strażaków, zarówno z PSP i OSP ze strony samorządowców. Komendant Damian Tomaszewski również dziękuje swoim podwładnym, jak i druhnom i druhnom z OSP, a także samorządom, które zapewniły posiłki dla uczestników akcji.
Starosta malborski w poniedziałek najszybciej w województwie ogłosił stan pogotowia przeciwpowodziowego. Komendant PSP podkreślił, że wczesna decyzja była "kluczowa dla organizacji działań oraz przygotowania sił i środków". W środowe popołudnie sytuacja hydrometeorologiczna poprawiła się na tyle, że pogotowie zostało odwołane.