Stefan Karaszewski. Sam przeciw 60 czołgom
Od Mandżurii do Tomaszowa
Stefan przyszedł na świat daleko od Polski – w 1915 roku w Harbinie, mieście w Mandżurii, gdzie jego ojciec pracował przy kolei transsyberyjskiej. Harbin był wówczas tętniącym życiem ośrodkiem Polaków na Dalekim Wschodzie. Gdy Polska odzyskała niepodległość, rodzina Karaszewskich wróciła do Tomaszowa Mazowieckiego.
Ojciec ciężko zachorował, więc młody Stefan po szkole podstawowej musiał podjąć pracę w fabryce włókienniczej. Ale prawdziwą pasją była dla niego wojskowość.
Żywy się nie oddam
Tuż przed wojną Stefan Karaszewski służył w 85. Pułku Strzelców Wileńskich w Nowej Wilejce pod Wilnem. Był rok 1939 – miał właśnie kończyć służbę i przejść do rezerwy. Niestety, w czerwcu spotkała go osobista tragedia: zmarła jego kilkumiesięczna córka Alicja. Podczas pogrzebu miał powiedzieć słowa, które nabrały później symbolicznego znaczenia:„Żywy się w ich ręce nie oddam”.
Wrzesień 1939 – droga do Piotrkowa
Na początku wojny 85. Pułk Strzelców Wileńskich został przydzielony do Armii „Prusy” i szybko znalazł się na pierwszej linii pod Piotrkowem Trybunalskim. To właśnie tutaj ważyły się losy Stefana Karaszewskiego.
4 września jego oddział otrzymał zadanie obrony skrawka lasu między Piotrkowem a Moszczenicą. Niemcy nacierali z ogromną przewagą – czołgi parły naprzód, a Polakom groziło okrążenie. Dowódca pułku, podpułkownik Jan Kruk-Śmigła, nie miał wyjścia: rozkazał odwrót. Ale żeby reszta mogła bezpiecznie się wycofać, ktoś musiał zostać i zatrzymać wroga choć na chwilę.
Jan Kruk-Śmigła – dowódca 85. Pułku
Podpułkownik Jan Kruk-Śmigła (1895–1976) – legionista, oficer Wojska Polskiego, kawaler Orderu Virtuti Militari. Służbę zaczynał jeszcze w I Brygadzie Legionów Piłsudskiego, czterokrotnie ranny w bojach I wojny światowej. W dwudziestoleciu był m.in. oficerem sztabowym i dowódcą batalionów, a od 1938 roku – dowódcą 85. Pułku Strzelców Wileńskich.
We wrześniu 1939 roku dowodził swoim pułkiem w rejonie Piotrkowa Trybunalskiego. To on wydał rozkaz odwrotu, dzięki któremu żołnierze uniknęli okrążenia – a Stefan Karaszewski został na stanowisku, by ich osłaniać. Sam Kruk-Śmigła trafił później do niewoli niemieckiej i spędził resztę wojny w oflagach. Po 1945 roku pracował jako radca prawny, a na emeryturze mieszkał we Wrocławiu, gdzie zmarł w 1976 roku.
Samotny obrońca spod Kosowa
Stefan Karaszewski pozostał na stanowisku. Był dobrze przygotowany: okop na wzgórzu, ciężki karabin maszynowy, granaty i karabiny. Cały teren był zaminowany.
5 września około godziny 14:30 nadciągnęła kolumna około 60 niemieckich czołgów. Pierwszy wóz wjechał na minę – i wtedy rozpoczęła się walka.
Przez dwie godziny Karaszewski odpierał ataki. Strzelał, rzucał granaty, zmieniał pozycję. Niemcy byli przekonani, że walczy z nimi cała grupa ludzi, a nie jeden ranny już wtedy żołnierz. Udało mu się zniszczyć kilka czołgów i motocykli, zginęło kilkunastu Niemców.
Kiedy zaczął być okrążany, spełnił obietnicę sprzed miesięcy – odbezpieczył ostatni granat i odebrał sobie życie. Nie dał się wziąć do niewoli.
Trzy pogrzeby
Mieszkańcy wsi Kosów i Moszczenicy pochowali go najpierw tam, gdzie poległ. Wkrótce zorganizowano drugi pogrzeb na cmentarzu w Moszczenicy – wzięło w nim udział około tysiąca osób. Świadkowie wspominali, że nawet niemieccy oficerowie oddali mu honory.
Jesienią 1939 roku ciało Stefana przeniesiono do rodzinnego grobu w Tomaszowie Mazowieckim.
Pamięć i legenda
Bohater spod Piotrkowa szybko stał się symbolem odwagi. W 1976 roku w Kosowie stanął kamień z tablicą i symbolami zniszczonych maszyn. W 1992 roku jego imię przyjęła 86. Piotrkowska Drużyna Harcerska „Knieja”.
W 2010 roku prezydent Bronisław Komorowski odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Do dziś pamięć o nim pielęgnują mieszkańcy regionu i harcerze.
Ciekawostka na koniec
W relacjach świadków mówi się, że Niemcy byli w szoku, gdy odkryli, że przez dwie godziny walczył z nimi jeden człowiek. Byli pewni, że to przynajmniej kilkunastu żołnierzy. Ta historia pokazuje, jak wielką moc miała determinacja i wiara w swoje słowa – „Żywy się w ich ręce nie oddam”.