Kęty: Szok przy sklepie. Pobliski parking wygląda jak wysypisko śmieci
Wjeżdżając na parking sklepowy można odnieść wrażenie, że trafiło na wysypisko śmieci. Trzy kontenery przeznaczone na zbiórkę odzieży używanej były całkowicie "rozprute", a ubrania walały się wokół nich i na parkingu. Te dwa obrazki, czyli sklep spożywczy w walającą się odzieżą nie konweniują ze sobą.
- Gmina nie prowadzi odbioru odpadów tekstylnych, więc żaden z kontenerów nie należy do nas - tłumaczy Marcin Śliwa, burmistrz Kęt. - Wiem, że kontenery PCK zniknęły z naszego miasta. Przede wszystkim dlatego, że ludzie z pojemników na czystą, dobrą odzież, przekazywaną potrzebującym, zrobili sobie tekstylne śmietniki. Pojemniki przy parkingu Biedronki należą do jakichś organizacji pomocowych.
Dla pracowników Biedronki problem stał się uciążliwy. Jak mówi nam kierowniczka zmiany, nie będzie przecież oddelegowywać pracownika do pilnowania kontenerów. Sprawa walających się szmat nie jest jednak sprawką wandali.
To mieszkańcy Kęt niszczą kontenery, żeby przebrać zostawioną tam odzież
- Przychodzą ludzie w sile wieku, czy nawet osoby starsze, które potrafią otworzyć drzwi do wyjmowania ubrań i najzwyczajniej przebierają w nich - opowiada poirytowana pracownica "Biedronki". - Normalnie przymierzają ciuchy na powietrzu, a potem to wszystko, co rozwlekli, zostawiają wokół kontenerów.
Wersję przedstawioną przez pracowników Biedronki podtrzymuje burmistrz Kęt. Jeszcze w czasach, kiedy w mieście były kontenery PCK, kamery monitoringu miejskiego zarejestrowały sytuację z "rozpruciem" kontenera na odzież.
- Podeszła starsza osoba prowadząca rower, która - nazwijmy to - przy pomocy kawałka druta, nazwijmy go wytrychem, bez problemu otworzyła drzwi. Dobrała się do zawartości kontenera. Zrobiła swoje i poszła. Jak już mówiłem, kontenera PCK otwieranego przez mieszkańców już nie ma, więc akurat tamtą sprawę zostawiliśmy bez konsekwencji.
Jak jednak mają sobie radzić pracownicy Biedronki z dzikim wysypiskiem tekstyliów? Jak mówi pracownica, kontenery na tekstylia stoją prawdopodobnie na terenie należącym do placówki handlowej.
- Przyłapałam raz starszą panią, która grzebała w otworzonym kontenerze. Wypierała się, że ona tylko wyrzucała swoje rzeczy do pojemnika. Dopiero po groźbie wezwania straży miejskiej, posprzątała okolice kontenera - pracownica Biedronki wyjawia codzienność związaną z przykrym sąsiadem.
- Na kontenerach powinny znajdować się telefony kontaktowe do właścicieli, czyli organizacji pomocowej. Jeśli kontenery znajdują się na działce placówki handlowej, to można żądać od właścicieli ich usunięcia. Jeśli są na jakiejś prywatnej działce, to można poprosić straż miejską, czy policję o rozpoczęcie procedur ustalenia właściciela i egzekwowania od niego pilnowania kontenerów, aby nie sprawiały, że klient podjeżdżający pod sklep odnosi wrażenie wjazdu na jakieś dzikie wysypisko śmieci - podkreśla Marcin Śliwa.