Thomas Barnardo: człowiek, który ocalił 60 000 dzieci

W wilgotnym East Endzie młody student medycyny Thomas Barnardo natknął się na chłopca śpiącego pod mostem. Spotkanie z Jimem, który kilka dni później zmarł, stało się początkiem rewolucji w myśleniu o dzieciach ulicy. Barnardo porzucił swoje plany wyjazdu do Chin i postanowił walczyć o tych, których świat skazał na zapomnienie.

Thomas BarnardoThomas Barnardo
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Przez Wieki

Korzenie misji

Londyn drugiej połowy XIX wieku był miastem kontrastów. Z jednej strony rozwijał się przemysł i bogaciła elita, z drugiej tysiące dzieci żyły na ulicach, opuszczone przez rodziny i państwo. East End, gdzie trafił młody Thomas Barnardo w 1866 roku, był epicentrum nędzy. Przeludnione kamienice, cuchnące zaułki i epidemie – to codzienność, którą widział przyszły filantrop.

Barnardo przyjechał do Londynu z zamiarem zostania misjonarzem w Chinach. Szybko jednak zrozumiał, że misja czeka na niego tuż za rogiem. Wstrząśnięty losem dzieci ulicy, postanowił działać lokalnie. Jego pierwszym krokiem było założenie w 1867 roku tzw. "ragged school" – bezpłatnej szkoły dla najbiedniejszych, gdzie dzieci mogły nauczyć się czytać, pisać i zdobyć podstawowe umiejętności zawodowe.

Padło pytanie o sprzedaż działki pod CPK. "Jak z aferą wizową"

Epidemia cholery, która zabiła ponad 3 tysiące mieszkańców East Endu, pozostawiła po sobie rzesze sierot. To właśnie wtedy Barnardo zrozumiał, że edukacja to za mało. Potrzebne były schronienie, jedzenie i opieka. A zatem rzeczy, których nie mógł zapewnić żaden system państwowy tamtych czasów.

Spotkanie, które zmieniło wszystko

Pewnej nocy w 1866 roku Barnardo spotkał na ulicy chłopca imieniem Jim Jarvis. Siedmioletni Jim spał pod mostem, a jego opowieści o dzieciach ukrywających się w rurach odpływowych i kradnących jedzenie, by przetrwać, wstrząsnęły młodym studentem.

Kilka dni później Jim zmarł z wycieńczenia. To wydarzenie stało się dla Barnardo punktem zwrotnym – złożył sobie przysięgę, że żadne dziecko nie zostanie już odrzucone.

Barnardo zrezygnował z kariery medycznej i wyjazdu do Chin. Skupił się wyłącznie na ratowaniu dzieci Londynu. Jego działania wywoływały mieszane reakcje. Niektórzy uznawali go za naiwnego marzyciela, inni za szaleńca. Jednak determinacja i konsekwencja sprawiły, że szybko zdobył wsparcie społeczne i finansowe.

Pierwszy dom

W 1870 roku w Stepney otwarto pierwszy dom dla chłopców. Początkowo miał on ograniczoną liczbę miejsc. Pewnego wieczoru, gdy zabrakło łóżek, jedenastoletni John Somers, zwany "Carrots", został odesłany z kwitkiem. Dwa dni później znaleziono go martwego z powodu wychłodzenia i głodu. To tragiczne wydarzenie sprawiło, że na drzwiach domu pojawił się napis: "No destitute child ever refused admission" – żadnemu dziecku nie odmawia się przyjęcia.

Od tej pory Barnardo przyjmował każde dziecko, niezależnie od jego pochodzenia, wyznania czy stanu zdrowia. Nie pobierał żadnych opłat, a domy otwarte były dla wszystkich potrzebujących. W czasach, gdy bieda była utożsamiana z moralnym upadkiem, a pomoc społeczna ograniczona, jego podejście było rewolucyjne.

Chłopcy w domach Barnardo uczyli się rzemiosła – od stolarstwa po szewstwo – co dawało im szansę na samodzielność w dorosłym życiu. Dziewczęta, dla których w 1876 roku otwarto osobny ośrodek w Barkingside, zdobywały umiejętności domowe i zawodowe, chronione przed wyzyskiem i przemocą.

Walka z uprzedzeniami i kontrowersje

Barnardo musiał mierzyć się z krytyką i oskarżeniami. Wiktoriańska Anglia nie była gotowa na bezwarunkową pomoc. Wielu uważało bowiem, że bieda to wina samych biednych.

Nie brakowało też zarzutów o "filantropijne porwania", gdyż Barnardo czasem zabierał dzieci bez zgody rodziców, jeśli uznawał, że są w niebezpieczeństwie. W ciągu życia był pozywany do sądu aż 88 razy, najczęściej za rzekome uprowadzenia.

Niektóre metody Barnardo budziły kontrowersje także wśród innych filantropów. Oskarżano go o przesadę w prezentowaniu biedy na zdjęciach, by wzbudzić większe współczucie darczyńców. Sam zainteresowany tłumaczył, że cel – ratowanie dzieci – usprawiedliwia środki. Jego charyzma i skuteczność sprawiły, że większość procesów wygrywał, a popularność jego misji rosła.

Domy, szkoły i wioski: rozmach działań

Do śmierci Barnardo w 1905 roku powstało aż 96 domów, w których mieszkało ponad 8 500 dzieci. Łącznie przez jego placówki przewinęło się niemal 60 000 młodych ludzi. Oprócz domów dla chłopców i dziewcząt, Barnardo założył także szkoły, szpitale oraz tzw. "wioski rodzinne", gdzie dzieci mogły mieszkać w małych grupach pod opieką "matki domu".

W Barkingside pod Londynem powstała w latach 80. XIX wieku prawdziwe osiedle złożone z 65 domków, szkoły, kościoła i szpitala, gdzie 1 500 dziewcząt zdobywało wykształcenie i zawód. Model ten, oparty na idei rodziny zastępczej, był nowatorski i wyprzedzał swoją epokę.

Barnardo nie zapominał także o dzieciach z niepełnosprawnościami. Własne doświadczenia – jego córka Marjorie miała zespół Downa – sprawiły, że otwierał placówki dla dzieci z różnymi potrzebami, oferując im opiekę i szansę na rozwój.

Dziedzictwo, które trwa

Po śmierci Thomasa Barnardo jego dzieło kontynuowali współpracownicy i wolontariusze. Organizacja, znana dziś jako Barnardo’s, przekształciła się w jedną z największych brytyjskich organizacji charytatywnych. Współcześnie prowadzi ponad 700 projektów, wspierając rocznie ponad 350 000 dzieci, młodzieży i rodzin w całej Wielkiej Brytanii.

Barnardo’s nie tylko oferuje schronienie, ale także walczy o prawa dzieci, prowadzi kampanie społeczne i wpływa na politykę państwa. Współczesne działania obejmują wsparcie dla rodzin zastępczych, walkę z przemocą domową, pomoc dzieciom imigrantów i ofiarom handlu ludźmi.

Trudno przecenić wpływ Barnardo na brytyjską filantropię i system opieki społecznej. Jego filozofia – żadnemu dziecku nie odmawiać pomocy – wyznacza standardy do dziś. Współczesne wyzwania są inne niż w XIX wieku, ale duch bezwarunkowego współczucia pozostaje niezmienny.

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Wschodnia Polska potrzebuje unijnej tarczy gospodarczej. Europosłowie apelują o specjalny pakiet wsparcia
Wschodnia Polska potrzebuje unijnej tarczy gospodarczej. Europosłowie apelują o specjalny pakiet wsparcia
Śląskie: Oszustwo na Profil Zaufany. Policja apeluje o czujność
Śląskie: Oszustwo na Profil Zaufany. Policja apeluje o czujność
Polska magnesem dla kapitału. Rekordowe zwroty i pułapki
Polska magnesem dla kapitału. Rekordowe zwroty i pułapki
Lubienia: Nielegalny transport ziemniaków zatrzymany. Szokujące braki w dokumentacji
Lubienia: Nielegalny transport ziemniaków zatrzymany. Szokujące braki w dokumentacji
Katarzynka 2025. Parada tramwajów przejedzie przez Poznań. Sprawdź, co i kiedy wydarzy się w mieście
Katarzynka 2025. Parada tramwajów przejedzie przez Poznań. Sprawdź, co i kiedy wydarzy się w mieście
Wyłączenie schronów spod prawa zamówień publicznych przyspieszy wydawanie pieniędzy. Mówi o tym wiceszef MSWiA
Wyłączenie schronów spod prawa zamówień publicznych przyspieszy wydawanie pieniędzy. Mówi o tym wiceszef MSWiA
Te ustawienia w telefonie rozładowują baterię. Wyłącz je, aby wydłużyć czas pracy smartfonu
Te ustawienia w telefonie rozładowują baterię. Wyłącz je, aby wydłużyć czas pracy smartfonu
Firmy kuszą dużą grupę Polaków. Państwo już dofinansowuje im pensje
Firmy kuszą dużą grupę Polaków. Państwo już dofinansowuje im pensje
Wyższe opłaty to za mało - miała być ustawa ws. najmu krótkoterminowego. Samorząd i Unia Europejska czekają, a rząd zwleka
Wyższe opłaty to za mało - miała być ustawa ws. najmu krótkoterminowego. Samorząd i Unia Europejska czekają, a rząd zwleka
Koszalin: Jak wypada w rządowym projekcie Strategii Rozwoju Polski do 2035 roku?
Koszalin: Jak wypada w rządowym projekcie Strategii Rozwoju Polski do 2035 roku?
Lublin: Drogowcy weszli na ul. Glinianą. Zmiany dla kierowców
Lublin: Drogowcy weszli na ul. Glinianą. Zmiany dla kierowców
Bydgoszcz: Śmiertelny wypadek na Grunwaldzkiej. Z taką prędkością jechał kierowca porsche
Bydgoszcz: Śmiertelny wypadek na Grunwaldzkiej. Z taką prędkością jechał kierowca porsche