Trwa proces Łukasza Żaka. Zeznania złożyli pierwsi świadkowie. Pasażerowie opowiedzieli, co działo się w aucie w chwili wypadku
W tym artykule:
Tragiczny wypadek na Trasie Łazienkowskiej
W czwartek, 10 lipca br. w warszawskim sądzie miała miejsce druga rozprawa dotycząca tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, do którego doszło w nocy z 14 na 15 września 2024 roku. Na wysokości Torwaru w osobowego forda z olbrzymią prędkością wjechał biały volkswagen. Wskutek uderzenia ford, którym podróżowała czteroosobowa rodzina, został zepchnięty na bariery. Śmierć na miejscu poniósł 37-letni mężczyzna, jadący na tylnym siedzeniu. W fordzie znajdowała się jeszcze jego 37-letnia żona i dwójka dzieci. Wszyscy zostali poważnie ranni i trafili do szpitala. Do szpitala trafiła także Paulina K., która podróżowała volkswagenem.
Oskarżonym o spowodowanie wypadku jest Łukasz Żak, zaś w sądzie obecni byli także: Kacper K., Damian J., Mikołaj N. oraz Aleksander G., którzy odpowiadają za nieudzielenie pomocy ofiarom oraz utrudnianie śledztwa.
W czwartek na sali sądowej pojawiła się też Paulina K., była partnerka Żaka. Kobieta w procesie występuje jako oskarżyciel posiłkowy i zasiada obok prokuratora i pełnomocnika rodziny mężczyzny, który zginął na Trasie Łazienkowskiej.
Podczas czwartkowej rozprawy pierwszy przesłuchiwany był świadek Kacper D., który wcześniej zasiadał na ławie oskarżonych, jednak jego sprawa została wyłączona do odrębnego procesu. Mężczyzna odmówił odpowiedzi na pytania wszystkich stron.
Następnie sąd wezwał a przesłuchanie Sarę S. 31-latka w chwili wypadku podróżowała autem kierowanym przez oskarżonego. Poza nią oraz Łukaszem i Pauliną w samochodzie znajdował się też chłopak Sary - Adam K. oraz ich znajomy Maciek O.
Kobieta przyznała, że tamtej nocy ze znajomymi piła alkohol, ale nie potrafiła sprecyzować jakie to były ilości. "Wydaje mi się, że wszyscy piliśmy" – mówiła przed sądem. Sara wskazała także, że jechali zbyt szybko. "Była odczuwalna prędkość. W pewnym momencie zauważyłam na prędkościomierzu, że było powyżej 150 km/h" - mówiła.
"Miałam huk w głowie i słyszałam 'Sara czy żyjesz?'"
- W aucie była głośna muzyka, siedziałam z tyłu między Adamem i Maciejem. W momencie, gdy doszło do wypadku, oberwałam czymś szklanym w głowę. Potem zobaczyłam, że coś czarnego leci w moją stronę. Straciłam wtedy przytomność. Policjanci powiedzieli mi potem, że to była deska rozdzielcza - relacjonowała kobieta. - Gdy się ocknęłam miałam huk w głowie i słyszałam Adama, który pytał: "Sara czy żyjesz?". Drzwi Łukasza i Pauliny były już otwarte, ich nie było w środku. Myślałam, że są już w karetce.
Świadek dodała, że z samochodu pomógł jej wydostać się jej partner Adam, a w tym czasie Maciek znajdował się nadal w pojeździe i "był jakby ogłuszony, trzymał się za głowę".
Z relacji kobiety wynika, że wraz ze swoim chłopakiem wsiedli następnie do auta marki Cupra, którym kierował Kacper K. i zaraz potem odjechali z miejsca zdarzenia. "Nie pamiętam co się działo, miałam rozmazany obraz, kręciło mi się w głowie. Było bardzo dużo dymu" - padło przed sądem.
Na pytanie prokuratora Sandra poinformowała, że Volkswagen Arteon, którym podróżowali, był z wypożyczalni, a ona nie widziała, aby autem tym jeździł ktoś inny niż Żak. Samego też oskarżonego miała dobrze nie znać, a na imprezie pojawiła się ze względu na swojego partnera.
"Nie myślałem trzeźwo"
W czwartek jako ostatni zeznania złożył Adam K. 29-latek twierdził, że nie pamięta kto w restauracji tego wieczora pił alkohol, "ktoś tam pił, nie zwracałem uwagi kto" - tłumaczył, dodając, że on spożywał wówczas wódkę.
- Byłem pod wpływem alkoholu, wielu rzeczy z przejazdu nie pamiętam. Po uderzeniu miałem pierwszy odruch, żeby wydostać się z pojazdu. Wyciągnąłem Sarę ze środka auta i chciałem zejść z jezdni. Byłem w szoku - opowiadał kolega Żaka.
Sędzia Maciej Miltera zapytał świadka czy ten zwracał uwagę na to, co dzieje się wokół.
- Chciałem zejść stamtąd, z jezdni, bo bałem się o bezpieczeństwo. Zeszliśmy na pobocze. Zobaczyłem że stoi Cupra na awaryjnych. Wsiedliśmy w ten samochód z Sarą i odjechaliśmy. Najpierw mieliśmy jechać do mojej mamy, ale przypomniałem sobie o psie, więc pojechaliśmy na Bielany. Nie pomyślałem o szpitalu, nie myślałem trzeźwo - odpowiedział Adam K.
Sędzia dopytał w tym miejscu świadka o to czy pomyślał o współpasażerach.
- Byłem w szoku, nie myślałem za wiele na tamten moment - przyznał mężczyzna.
Świadek w czasie czwartkowej rozprawy kilkukrotnie zmieniał składane zeznania i sam sobie zaprzeczał. Na odmienne relacje świadków podczas rozprawy zwracał uwagę sam oskarżony, który był wielokrotnie upominany przez sędziego za swoje niestosowne zachowanie - przerywanie zeznającym i głośne komentarze.
Ze względu na trwające wiele godzin przesłuchania, sędzia Mitera przeniósł zeznania pozostałych osób na kolejną rozprawę i zadecydował o przedłużeniu o trzy miesiące aresztu tymczasowego dla Łukasza Żaka.
Według prokuratury, Żak prowadził auto w sposób zagrażający bezpieczeństwu drogowemu, na skutek czego nieumyślnie spowodował wypadek najeżdżając na forda focusa, którym jechała czteroosobowa rodzina. Na miejsce zdarzenia dojechali jego znajomi, którzy pomogli mu uciec. Oskarżonego zatrzymano w Lubece w Niemczech na podstawie europejskiego nakazu aresztowania.
Mężczyzna był wielokrotnie karany za jazdę pod wpływem alkoholu, kilkakrotnie za jazdę bez uprawnień, za oszustwa i posiadanie narkotyków. W ubiegłym roku sąd zakazał mu prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Jechał pijany i nagrywał telefonem jazdę
Według opinii biegłych Łukasz Żak w chwili wypadku był pijany i trzymał w ręku telefon komórkowy, którym nagrywał swoją jazdę. Tuż przed wypadkiem auto prowadzone przez Łukasza pędziło 226 km/h w terenie, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi do 80 km/h. 28-latkowi grozi od 5 do 30 lat więzienia