W punktach kasowych w woj. śląskim okradano ludzi. Dziesiątki oszukanych osób zgłasza się na policję. Odzyskają pieniądze?
W punktach kasowych na Śląsku okradano ludzi
Policja cały czas poszukuje osób, które zostały oszukane w poszczególnych punktach kasowych na Śląsku. Niektóre z nich wpłaciły kilkanaście złotych, inne kilkaset. Pieniądze nie trafiały na rachunki bankowe, na które klienci chcieli, aby trafiły. Sprawa dotyczy czterech punktów:
- W Świętochłowicach przy ul. Chorzowskiej w Omni Centrum,
- W Zabrzu przy ul. Jałowcowej,
- W Bytomiu przy ul. Kolejowej,
- W Jastrzębiu-Zdroju przy ul. 1 Maja.
Obecnie sprawy są prowadzone przez trzy jednostki policji, jednak prawdopodobnie niedługo zostaną połączone.
Zgłaszają się kolejni poszkodowani
W ramach jednego postępowania badane są oszustwa dotyczące Świętochłowic i Jastrzębia. Zajmuje się nimi Prokuratura Rejonowa w Chorzowie. Jak przekazała "Dziennikowi Zachodniemu", na ten moment zgłosiło się około stu osób. Łączna kwota przywłaszczeń ma przekraczać kwotę 600 tysięcy złotych. Cały czas zgłaszają się kolejni poszkodowani.
- Dokonałem wpłaty, a po trzech tygodniach dostałem informację, że wpłaty nie odnotowano. W związku z tym podszedłem do tego punktu z prośbą o wyjaśnienie sytuacji. Pani powiedziała, że szefowa jeszcze tego samego dnia dokona wpłaty. Oczywiście nic takiego się nie stało, więc po dwóch dniach podszedłem jeszcze raz - opowiedział pan Jacek z Jastrzębia-Zdroju.
Jak dodaje, poskutkowało dopiero to, że zrobił zdjęcie z danymi firmy. Wtedy problem rozwiązano.
"Teściowa została oszukana na 2,5 tysiąca złotych"
Firma, która prowadziła punkt w Jastrzębiu, została założona na początku tego roku. W połowie lipca została wykreślona z rejestru przedsiębiorców. Mniej szczęścia miała rodzina pani Marzeny, która robiła wpłaty w Świętochłowicach.
- Moja teściowa została oszukana na około 2,5 tysiąca złotych. Robiła opłaty przez dwa miesiące. Nie zostały w ogóle wpłacone - opowiedziała nam pani Marzena .
Podkomisarz Paulina Gnietko, oficer prasowa policji z Bytomia powiedziała nam, że w przypadku jej miasta również było sporo zgłoszeń (ponad 70), choć łączna kwota przywłaszczeń jest o wiele niższa (kwoty od kilkudziesięciu do ponad tysiąca złotych).
W przypadku Zabrza zgłoszeń jest ok. trzydziestu. Sebastian Bijok, oficer prasowy miejscowej komendy policji zaznacza jednak, że w przypadku części osób okazało się, że opłaty zostały uiszczone lub zwrócone po dłuższym czasie. Wskazał, że na razie wszystko wskazuje, że w sprawę przywłaszczeń raczej nie byli zaangażowani szeregowi pracownicy, a osoba lub osoby kierujące firmą.