Zaczęło się nad morzem: 80 lat temu ukazało się pierwsze wydanie naszej gazety

„Powrót na morze” - tak zatytułowany jest artykuł otwierający pierwszy numer „Dziennika Bałtyckiego”, który w sobotę 19 maja 1945 roku trafił do rąk czytelników. Redakcja wydawanego przez Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik” dziennika mieściła się w Gdyni przy ul. 10 Lutego 27. Pierwszy numer gazety kosztował złotówkę i liczył cztery strony.
Gala 70-lecia „Dziennika Bałtyckiego”. Pierwsza okładka była jej ważnym elementemGala 70-lecia „Dziennika Bałtyckiego”. Pierwsza okładka była jej ważnym elementem
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Przemek Świderski
Dariusz Olejniczak

Stworzenie i wydawanie polskiej gazety na dopiero co odzyskanych terenach Pomorza, z jego największym miastem Gdańskiem, było dość oczywistą koniecznością i dla polskich władz na tym terenie miało kilka istotnych znaczeń. Po pierwsze, „Dziennik Bałtycki” był elementem utrwalania zarówno polskości tych ziem, jak i przekaźnikiem informacji o działaniach polskich władz, a ponadto pomagał w organizowaniu życia codziennego na zniszczonych terenach i wspierał proces integracji osadników przybyłych z różnych regionów Polski, w tym także z utraconych Kresów. Ułatwiał budowanie od podstaw wspólnej, związanej z regionem, tożsamości.

Pierwszy numer "Dziennika Bałtyckiego" ukazał się dokładnie 80 lat temu

Pierwszym redaktorem naczelnym gazety został Anatol Mikułko, lekarz, dziennikarz i poeta w jednej osobie, związany przed wojną z wileńskimi grupami poetyckimi, z których najbardziej znana to Żagary. On też był autorem pierwszej „Dziennikowej” czołówki, swoistego artykułu wstępnego i credo gazety. Co nie może dziwić ze względu na kontekst historyczny i sytuacyjny, tekst miał wydźwięk antyniemiecki, wynoszący na piedestał Armię Czerwoną za jej zasługi dla wyzwolenia Gdańska, Gdyni i całego Pomorza.

Ciekawostką jest układ tekstów na pierwszej stronie, dziś już zupełnie niespotykany, ale nawet wówczas - 80 lat temu, kiedy „kolankowe” łamanie artykułów było normą - dość nietypowy. Główny tekst otacza pozostałe mniejsze informacje agencyjne, które znalazły się w centralnej części kolumny. Dowiadujemy się z nich m.in., że „Poddanie wszystkich wojski niemieckich jest ukończone” oraz, że „Wielka Brytania straciła podczas wojny około 6.000 jednostek morskich…”. Zamieszczono też króciutką notkę o tym, że władze administracji państwowej udały się do powiatów leżących na lewym brzegu Odry ziem przejęcia tych ziem w posiadanie państwa polskiego.

Artykuły na temat niemieckich zbrodni

„W centrum Polski zostawili nam Niemcy paleniska krematoriów Majdanka, zasieki i szubienice Oświęcimia, a tu nad morzem „ukoronowanie” tej działalności - fabrykę mydła z tłuszczu ludzkiego w Gdańsku” - tym zdaniem redaktor Mikułko otwiera swój tekst na pierwszej stronie pierwszego numeru „Dziennika Bałtyckiego”. To oczywiste odniesienie do artykułu ze strony trzeciej. Tekst sygnowany jest przez agencję Polpress i nosi tytuł „Mydło z tłuszczu ludzkiego”. Po raz pierwszy o mydle produkowanym w Gdańsku z tłuszczu ludzkiego napisali dziennikarz Stanisław Strąbski i Zofia Nałkowska. On jest autorem broszury „Mydło z ludzkiego tłuszczu. Alfa i omega niemieckich zbrodni w Polsce”, ona uwiarygodniła i utrwaliła tę historię na kartach słynnych „Medalionów”. Rzecz dotyczyła domniemanej produkcji mydła ze zwłok ofiar hitlerowskich obozów koncentracyjnych i niemieckich zbrodni wojennych w kierowanym przez patologa, profesora medycyny Rudolfa Spannera, kierownika gdańskiego Instytutu Anatomii Akademii Medycznej, mieszczącego się we Wrzeszczu.

Nie sposób teraz uniknąć kroku z maja 1945 r. we współczesność, bo dziś po latach, między innymi dzięki badaniom naukowców z Instytutu Pamięci Narodowej oraz dociekliwych dziennikarzy wiemy, że o ile możemy mówić o śladach po wytwarzaniu mydła z tłuszczu ludzkiego w podległej III Rzeszy jednostce, o tyle nie ma dowodów na masowość tej produkcji, jak i na wdrażanie „ludzkiego mydła” do powszechnego użytku przez Niemców. Nie umniejsza to jednak symbolicznej potworności tego, co w ogóle działo się w placówce kierowanej przez Spannera, do której trafiały zwłoki i gdzie przerabiano je na preparaty anatomiczne służące niemieckim studentom medycyny lub przechowywano w warunkach urągających czci należnej ofiarom hitlerowskich zbrodni.

Należy jednak pamiętać, że wtedy, w roku 1945, tuż po przejęciu od Niemców Gdańska i całego obszaru Pomorza, narracja dotycząca masowej produkcji „mydła z ludzi” stanowiła wśród ludności polskiej bardzo istotny i silnie oddziałujący czynnik budujący poczucie krzywdy, a zarazem zadośćuczynienia za doznaną niegodziwość. Było to nie bez znaczenia dla umacniania społecznej i politycznej pozycji władzy ludowej.

Wojewoda o odbudowie po wojnie

Wróćmy do 19 maja 1945 roku - co jeszcze znajdziemy na łamach pierwszego wydania „Dziennika Bałtyckiego”? Na tej samej, trzeciej stronie obszerny tekst oparty na rozmowie z ówczesnym wojewodą gdańskim „ob. Okęckim” (chodzi o Mieczysława Okęckiego, warszawiaka z pochodzenia). Obywatel wojewoda m.in. deklaruje ufność w rychłą odbudowę życia na wybrzeżu, mówi o likwidowaniu zniszczeń wojennych, a los pozostającej wciąż jeszcze, choć coraz mniej licznej, ludności niemieckiej pozostającej na tych ziemiach określa mianem działań „przepełnionych humanitaryzmem”.

Wezwanie do wdzięczności dla Armii Czerwonej

Tekst prawdziwie odpowiadający duchowi i potrzebie tuż-powojennego czasu zamieściła redakcja na str. 2. Artykuł jest właściwie przedrukiem płomiennego felietonu Ilii Erenburga, który ukazał się w moskiewskiej „Prawdzie” i mówił o zasługach oraz ofiarach poniesionych na rzecz całej ludzkości przez dzielną i niezwyciężoną Armię Czerwoną. Był swoistym wezwaniem do wyrażenia wdzięczności czerwonoarmistom i aktem łaski dla uwolnionego od faszyzmu narodu niemieckiego, któremu pisarz przyznawał prawo do zachowania swojego miejsca pod słońcem. Erenburg nie zapomina o najważniejszym, o człowieku bez którego zwycięstwo nad brunatną zaraza nie byłoby możliwe, o Stalinie. Oczywiste bowiem było, że „w jego piersi bije nie jedno, a dwieście milionów serc całego narodu”. A jego imię to mówiąc wprost ”synonim końca ciemności i narodzin poranka nowego szczęścia”.

Pierwszy numer „Dziennika Bałtyckiego” wieńczy krótki reportaż z podróży na opustoszały, niemal wyludniony Półwysep Helski. Pozostałości po niemieckich umocnieniach, zasieki, ślady ludzkiej, niemieckiej obecności - „butnego władztwa” hitlerowców.

Zasada miksu

Zdaje się, że ówczesny zespół redakcyjny znał dobrze (a może tylko wyczuwał ją intuicyjnie?) obowiązującą do dziś w niektórych redakcjach „zasadę miksu”. Na ostatniej bowiem stronie gazety, poza tym ponurym, powiedzielibyśmy dziś dystopicznym obrazem niczym z podróży do innego świata, znalazła się wzmianka o planowanej naprawie i odtworzeniu sieci energetycznej zasilającej w prąd Gdynię. Jest informacja o pracach nad likwidacją sieci gazowej, jest i funkcjonujących w Sopocie szpitalach i prowadzonych zapisach do gdyńskiego gimnazjum.

1 numer „Dziennika Bałtyckiego” kończy się apelem władz do każdego, „kto brał udział w pracach nad wznowieniem i utrwaleniem kultury polskiej na terenie Gdańska i Gdyni (…), w walce o prawa Polski z hitlerowskim senatem gdańskim w okresie do września 1939 r.”, o zgłaszanie się do Biura Historycznego Urzędu Informacji i Propagandy w Sopocie. Jak zapewniano „każda notatka, każde wspomnienie (…) może mieć ogromne znaczenie”. Był to jeden z elementów poszukiwania i utrwalania śladów polskości na ziemiach zwanych odzyskanymi. Dla ówczesnej, funkcjonującej w nowych realiach Polski, była to kwestia fundamentalna.

Był „Dziennik Bałtycki” w roku 1945 „dzieckiem swej epoki”, z biegiem lat jednak gazeta rosła w siłę i objętość. Powiększał się zasięg terytorialny poszczególnych wydań, zmieniał się zespół. Z czasem „Dziennik” wyrósł na regionalną potęgę i dochował się wielu znakomitych autorek i autorów oraz wiernych Czytelników. Dziś, w osiemdziesięciolecie jego urodzin warto przypomnieć sobie, od czego ta cała historia się zaczęła.

Wybrane dla Ciebie

Joanna Kołaczkowska zmaga się z nowotworem. Wspierają ją gwiazdy show-biznesu
Joanna Kołaczkowska zmaga się z nowotworem. Wspierają ją gwiazdy show-biznesu
Nowy lider na rynku zakupów. Polacy zmieniają swoje nawyki
Nowy lider na rynku zakupów. Polacy zmieniają swoje nawyki
Chwyć za truskawki. Upiecz puszyste muffiny i poczuj smak lata
Chwyć za truskawki. Upiecz puszyste muffiny i poczuj smak lata
Nie dla kadry. Nawałka i Brzęczek nie wrócą do reprezentacji
Nie dla kadry. Nawałka i Brzęczek nie wrócą do reprezentacji
Pościg ulicami Legnicy. Ukraiński kierowca pod wpływem metamfetaminy zatrzymany przez policję
Pościg ulicami Legnicy. Ukraiński kierowca pod wpływem metamfetaminy zatrzymany przez policję
Iran kontra Irak. Krwawy konflikt, o którym świat zapomniał
Iran kontra Irak. Krwawy konflikt, o którym świat zapomniał
W sobotę startuje XXI Bieg 12 Mostów w Sławnie
W sobotę startuje XXI Bieg 12 Mostów w Sławnie
Sparta powalczy z ROW-em o pierwszy punkt bonusowy. Występ Krawczyka pod znakiem zapytania
Sparta powalczy z ROW-em o pierwszy punkt bonusowy. Występ Krawczyka pod znakiem zapytania
Niż demograficzny w Gorzowie. Miasto likwiduje kolejne oddziały przedszkolne
Niż demograficzny w Gorzowie. Miasto likwiduje kolejne oddziały przedszkolne
Tragiczny wypadek z udziałem motocyklisty. Nie żyje 42-latek
Tragiczny wypadek z udziałem motocyklisty. Nie żyje 42-latek
5. sezon Wiedźmina od Netflix z pierwszymi zdjęciami z planu. Pojawia się Yennefer
5. sezon Wiedźmina od Netflix z pierwszymi zdjęciami z planu. Pojawia się Yennefer
Na plaży i w hali. Ogólnopolski turniej w gminie Sianów
Na plaży i w hali. Ogólnopolski turniej w gminie Sianów