Promocja wódki zakrawa na kpinę. Każdy trawnik jest usłany butelkami po małpkach
Ciężki rok dla branży piwnej. Lobbing to coraz bardziej powszechne zjawisko
Strefa Biznesu: Odnoszę wrażenie, że od początku roku branża piwna — zarówno jeśli chodzi o piwa 0,0%, jak i te alkoholowe – znajduje się pod ostrzałem. W lutym pojawiły się pierwsze petycje dotyczące zakazu reklamy piwa, zainicjowane przez influencerkę Olgę Legosz. Temat podnosi także znany biznesmen Krzysztof Pawiński. Nowelizacja ustawy o wychowaniu w trzeźwości, która ma wejść w życie 1 stycznia 2026 roku, również przewiduje ograniczenia w promocji piwa. Chciałem zapytać, jak państwo reagują na zapowiadane zmiany?
Bartłomiej Morzycki: Zdecydowanie od kilku miesięcy mamy do czynienia z bardzo ożywioną dyskusją wokół alkoholu. Biorą w niej udział osoby, które w sposób autentyczny i od wielu lat zajmują się problematyką uzależnień i nadużywania alkoholu.
Osoby te są bardzo konsekwentne w głoszeniu swoich postulatów, zawsze przyjmują merytoryczny punkt widzenia. Jednak pod te działania podłączył się szereg nowych podmiotów i osób, które nigdy wcześniej nie zajmowały się polityką alkoholową, a dziś formułują bardzo daleko idące postulaty pokrywające się, o dziwo, niemal idealnie z postulatami, które od wielu lat formułowała branża spirytusowa. Widać więc, że jest to element lobbingu naszej konkurencji, a nie stoją za tym autentyczne motywacje poprawy zdrowia publicznego.
Spożycie alkoholu w Polsce spada. Ten spadek odczuwają też producenci wódki, więc próbują ratować się, żądając pogorszenia warunków funkcjonowania swojej konkurencji, czyli piwa, bo liczą, że wtedy odzyskają część tego rynku dla siebie. Wszystko, co mówi się w płatnych artykułach, sponsorowanych debatach czy ustami opłaconych ekspertów na temat np. akcyzy albo reklamy ma jeden cel – pogorszyć warunki funkcjonowania branży piwnej i tym samym poprawić warunki dla branży spirytusowej, która chce sprzedawać więcej wódki kosztem piwa.
Przecież potraktowanie w jednakowy sposób alkoholu zawartego w każdym napoju alkoholowym doprowadziłoby do tego, że piwo w znaczący sposób zdrożałoby, stając się mniej konkurencyjne dla napojów wysokoprocentowych.
W tej całej dyskusji wokół alkoholu bardzo ważne jest, żeby odróżnić obiektywne i prawdziwe argumenty od zmanipulowanych danych lub tego, czy ktoś realizuje cel lobbingowy.
Od następnego roku coraz ostrzejsze przepisy
Zastanawia mnie postawa Ministerstwa Zdrowia oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Początkowo zaproponowane zmiany dotyczące zakazu reklamy produktów piwnych były dość restrykcyjne, a może nawet krzywdzące. Zostały jednak zastąpione propozycjami o łagodniejszym charakterze. Jak pan postrzega dalszą współpracę branży z ministerstwami?
- Mam nadzieję, że władze publiczne będą zachowywać trzeźwy osąd sytuacji, bazując na twardych, sprawdzonych danych oraz na analizie realnych trendów. Spożycie alkoholu w Polsce spada, jest dzisiaj na najniższym poziomie na przestrzeni ostatnich lat. A piwo notuje największe spadki ze wszystkich rodzajów napojów alkoholowych.
Wśród osób niepełnoletnich spadek zainteresowania piwem jest najgłębszy w porównaniu z innymi alkoholami. Co ciekawe, w tych samych badaniach wódka wychodzi znacznie gorzej, jej spożycie wśród młodych nie spada tak szybko, jak w przypadku piwa lub nawet rośnie. Ale zauważmy, że „eksperci” zajmują się tylko piwem, rosnące spożycie wódki wśród nastolatków im nie przeszkadza. Jak mamy to oceniać?
Zmniejsza się również ekonomiczna dostępność w związku z tym, że w ostatnich latach w wyniku inflacji wzrosły ceny produktów. Uważam, że z punktu widzenia władz publicznych należy ocenić te wszystkie kwestie w sposób pozytywny. Polityka państwa w zakresie alkoholu przynosi pożądane efekty. Wzrost akcyzy doprowadził do podwyżek cen, co następnie wyhamowało popyt.
Wprowadzone zakazy sprzedaży nocnej w bardzo wielu gminach spowodowały zanik patologicznych zachowań. Te działania wraz z edukacją i zmianą nastawienia do alkoholu powodują, że mamy pozytywny, z punktu widzenia zdrowia publicznego, trend. Polityka państwa powinna być wypadkową różnych punktów widzenia i odmiennych racji, różnych interesów. Tymczasem mamy do czynienia z próbą przeforsowania rozwiązań, które mogłyby zmienić strukturę spożycia alkoholu w Polsce i zamiast piwa spożywałoby więcej wódki. Na kpinę zakrawa fakt, że wszystko to próbuje się pokazywać jako coś korzystnego dla zdrowia…
Słusznie, że Ministerstwo Zdrowia uwzględnia głosy innych resortów odpowiedzialnych za rolnictwo, za gospodarkę i poszukuje rozwiązań, które z jednej strony ograniczają szkodliwą, nadmierną konsumpcję, a z drugiej strony respektują działalność legalnych przedsiębiorców płacących wysokie podatki, oddziaływujących na gospodarkę w sposób pozytywny, którzy mają również pozytywny wkład społeczny tudzież ekonomiczny.
Myślę, że w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z takim kompromisem. Przykładem jest reklama: z jednej strony reklama piwa jest dopuszczalna, ale z drugiej mamy duże ograniczenia - tak naprawdę piwo można reklamować przez trzy godziny na dobę, między 20:00 a 23:00. Po 23:00 już właściwie nie ma reklam. Oglądalność telewizji zresztą spada, nie mówiąc już o tym, że dzieci i młodzież niemal w ogóle nie oglądają telewizji.
W tej dyskusji wokół piwa jest bardzo dużo argumentów celowo przesadzonych. Takich, które wyraźnie wskazują, że komuś zależy na tym, żeby tym głównym postrzeganym problemem alkoholowym było piwo.
Czy naprawdę, żyjąc w kraju gdzie niemal każdy trawnik usłany jest pustymi butelkami po małpkach mamy uwierzyć, że piwo i jego reklama wieczorem w telewizji jest największym zagrożeniem dla naszego życia i zdrowia, jak próbują to przedstawiać niektórzy?
Uważam, że proces, przez który przechodzi branża piwowarska, służy rozwiązywaniu problemu nadmiernej konsumpcji alkoholu. To właśnie piwo staje się coraz mniej alkoholowe, to nasza branża rozwija z powodzeniem szeroką ofertę dla wszystkich, którzy chcą wypijać mniej procentów. Mam jednak podejrzenie, że komuś to się nie podoba, być może narusza jego interesy i stąd taki opór wobec tych działań. Bo przecież tylko branża piwna ma realną alternatywę i promuje piwa zero procent - producenci mocnego alkoholu nie są zachwyceni tym trendem, więc próbują udowodnić, że piwa zerówki są równie niebezpieczne. Ufamy jednak, mówiąc piłkarsko, że gramy do jednej bramki i, że każde piwo bezalkoholowe skonsumowane zamiast piwa alkoholowego, będzie postrzegane przez decydentów z obszaru zdrowia publicznego jako krok w dobrym kierunku.
Wojna handlowa nie jest głównym zmartwieniem branży piwowarskiej
Czy trwająca na świecie wojna handlowa odbiła się w jakiś sposób na sytuacji branży piwnej? Pierwszym miejscem naszego eksportu piwa była Wielka Brytania, a drugim Stany Zjednoczone.
- Nie odbiła się na nas wprost w żaden kolosalny sposób, chociaż należy zrobić ważne zastrzeżenie. Dla całej europejskiej branży piwowarskiej kwestia ceł jest bardzo istotna. Europa eksportuje bardzo dużo piwa do Stanów Zjednoczonych i tutaj według danych naszej organizacji brukselskiej „The Brewers of Europe” zagrożonych jest wiele tysięcy miejsc pracy w Europie, jeżeli ta wojna celna miałaby objąć również piwo.
Na tym tle Polska nie jest największym poszkodowanym, aczkolwiek trzeba odnotować, że Stany Zjednoczone są największym po Unii Europejskiej odbiorcą naszego piwa. Mówimy o sytuacji, w której rynek się kurczy, więc każdy dodatkowy impuls, który pogarsza nasze warunki funkcjonowania, jest kolejnym obciążeniem.
Na pewno jest to zjawisko niekorzystne dla branży. Należy na tę wojnę celną patrzeć jeszcze w ujęciu szerszym, niż poprzez sam produkt, jakim jest piwo. Przykładowo, napój umieszczany jest w puszkach aluminiowych. Borykamy się więc też z cłami nałożonymi na aluminium.
Cła zakłócają obrót gospodarczy w kwestii globalnej i wszystkie branże w jakiś sposób będą tym dotknięte, w tym także piwo. Nie jest to na pewno coś, co może branżę pogrążyć, natomiast jest kolejnym elementem, który ogranicza nasze możliwości działania, a przecież eksport jest jakąś szansą. Maleje konsumpcja piwa w Polsce, więc naturalne z punktu widzenia biznesowego jest, że browary spoglądają na inne rynki. Wszędzie na świecie pije się mniej, więc walka o te rynki jest trudna, ale pozostawała alternatywą - szansą. Jeśli tych szans zabraknie, to te spadki będą jeszcze poważniejsze.