Konin: "Zachcianka" pani Teresy. Ogród, który koi duszę
Choć pani Teresa z Konina ma 76 lat, energii i miłości do zieleni może jej pozazdrościć niejeden młodszy ogrodnik. Od zawsze – mimo mieszkania w bloku – znajdowała czas, by uprawiać swój kawałek ziemi. Najpierw był ogród, który pielęgnowała z mężem latami, aż przyszedł czas na rozstanie z ukochaną działką.
Tęsknota jednak nie dawała spokoju. I tak, tuż po siedemdziesiątce, udało się kupić niewielki skrawek ziemi na ogródkach działkowych w Koninie, niedaleko miejsca zamieszkania. Wspólnie z córką nazwały go „Zachcianka”. – Działkę kupiłam zaledwie kilka lat temu, dopisało nam szczęście, że udało się kupić kawałek ziemi, ale dużo trzeba było tutaj zrobić, bo była trawa i drzewka owocowe. Zmieniłam to – wspomina pani Teresa.
Od tamtej pory minęło kilka lat pracy. Dziś na działeczce królują kwiaty, które otaczają niewielki domek, między innymi hortensje, azalie, funkie, a także „uparte rododendrony”, jak mówi z uśmiechem właścicielka oraz wiele innych gatunków roślin. Uwielbia róże, które zdobią jej działkę w sezonie. – Na warzywa jest tylko kawałek. Mam swoje pomidory, borówki i starą papierówkę. Lubię siedzieć pod jabłonią – opowiada.
Na wcześniejszej działce dominowały warzywa i owoce. Mąż pani Teresy zbudował tam nawet kaskadową aranżację, która wyglądała imponująco, ale wymagała mnóstwa pracy. Teraz jest inaczej – więcej kwiatów, więcej spokoju, altanka do odpoczynku, no i więcej czasu, choć – jak mówi sama pani Teresa – zdrowie już nie to, co dawniej. – Lubię tutaj przebywać. Dbać o ten kawałek mojego azylu. Wyszukuję rośliny, zapisuję sobie, gdzie co posadziłam i szukam następnych sadzonek – mówi z entuzjazmem.
Na wejściu do ogrodu jest drewniana tabliczka z napisem „Zachcianka”, którą zrobił mąż. Nazwę wymyśliły z córką, romanistką. – Robiłyśmy sobie taki plebiscyt na nazwę, ale nic nam nie pasowało, aż padło na francuskie "la lubie", co oznacza właśnie zachciankę, a jakby czytać po polsku, to wychodzi „lubię” – tłumaczy córka, romanistka. – Uznałyśmy to za świetną nazwę i tak już zostało.
„Zachcianka” tętni więc kolorami, zapachami i pasją. To ogród stworzony z serca, pełen roślinnych zakamarków, nieustannie się zmieniający i rozwijający. – To nie jest jeszcze moje ostatnie słowo – śmieje się pani Teresa. Śledzi ogrodowe trendy w internecie, interesuje się nowymi odmianami kwiatów i nieustannie planuje, co jeszcze mogłoby pojawić się w jej cudownym azylu.
– Taka moja „Zachcianka” po siedemdziesiątce – podsumowuje z dumą i pokazuje na razie niewielką kolekcję dzwonków, które zaczęła zbierać i eksponuje wśród swoich ukochanych roślin.