Polski kalafior walczy o uwagę. Import rozpycha się na półkach
W tym artykule:
W skupach tak tanio, że nie opłaca się transportować
Ten sezon był wyjątkowo trudny nie tylko dla producentów zbóż, ale także warzyw. Niektórzy rozdali za darmo, niektórzy ogłosili samozbiory za symboliczne kwoty, część całkiem spisała plony na straty. Przykładem jest gospodarstwo z Podkarpacia, gdzie zmulczowano 70 arów uprawy kalafiora, bo nie było komu odebrać z pola.
W Wierzawicach europoseł Tomasz Buczek zwrócił uwagę, że nie dość, że stawki w skupach są niskie, to część z nich ma zatory finansowe. Produkcja polskiego warzywa ma się dobrze, ale jeśli przestanie się opłacać, znacznie się zmniejszy i stanie się rarytasem. Problem stanowi również import. W sytuacji, gdzie jeszcze nie brakuje kalafiorów na krajowych polach, w sklepach sprzedawanych jest sporo zagranicznych. Cena dla klienta także zaskakuje. Jak zwróciła uwagę jedna z producentek, w sklepie płaci się 8-10 zł za główkę, a w skupie proponowana cena czasem nie dobiega do 2 zł.
Ile dziś kosztuje główka kalafiora?
Sprawdzając w marketach, za 1 sztukę trzeba zapłacić od 7 zł w górę, w przypadku promocji jest szansa na niższą kwotę. Warto też zwracać uwagę na kraj pochodzenia, nie zawsze będzie to Polska. Na targowisku w Radomiu cena na plakietce - 7 zł, w Kielcach - 8 zł. Z kolei gospodarstwa często wystawiają plony na własną rękę. W Wielkopolsce jeden z rolników oferuje główkę kalafiora za 3 zł, na Mazowszu za 4 zł, na Lubelszczyźnie wersja duża to koszt 5 zł.
Oczekiwania branży są jasne, resort mówi o długofalowych rozwiązaniach
Czego oczekuje więc branża? Przede wszystkim zapłaty adekwatnej do ich pracy i ochrony rynku przed napływem tańszej żywności. Te postulaty nie są nowością, były już ogłaszane na różnych protestach rolniczych.
- Nie tylko rolnicy są w dramatycznej sytuacji. Skupy i zakłady przetwórcze mają coraz gorszą sytuację, co tylko jeszcze bardziej pogłębia narastające problemy. Trzeba się z nimi spotkać - wskazał Buczek.
Na załamanie na rynku warzyw zwrócił uwagę także Piotr Pomykała, działacz Ruchu Narodowego, który w trakcie spotkania z posłem Przemysławem Czarnkiem w Giedlarowej wręczył mu główkę kalafiora. Gest miał przypomnieć, że polskim rolnikom brakuje pomocy, a traktowanie ich na rodzimym rynku odbiega od oczekiwań. Klienci mają do wyboru drogie kalafiory w sieciówkach, gdy na polach rosną zdrowe i jakościowe, a sam producent ma problem ze sprzedażą, bo stawki w skupach są za niskie.
- Naszą odpowiedzialnością jest, by ponad podziałami zatrzymać niekontrolowany napływ żywności i skupić się na wzmocnieniu łańcuchów dostaw w rolnictwie - wskazał Pomykała w mediach społecznościowych.
Jeszcze w pierwszej połowie miesiąca minister rolnictwa Stefan Krajewski wskazał, że będzie spotykał się z producentami, aby wypracować rozwiązania stabilizujące rynek. Przyznał, że obecnie trzeba się zmierzyć z "klęską urodzaju".
- Ta nadwyżka, która powinna cieszyć, dzisiaj staje się źródłem wielu problemów. Ale nie rozwiąże tego problemu żaden krzyk, czy happening polityczny. Potrzeba mądrego dialogu i rozmów, by przygotować rozwiązania systemowe na przyszłość - mówił wtedy.
16 października doszło do kolejnej tury rozmów z organizacjami branżowymi. Zwrócono uwagę nie tylko na niskie ceny zbóż, kryzys na rynku warzyw, ale także regulacje handlowe m.in. z Ukrainą.
- Każde spotkanie z rolnikami jest sukcesem, także to dzisiejsze. Rozmawialiśmy merytorycznie i z szacunkiem o sytuacjach trudnych, które budzą wiele zrozumiałych emocji. Jak pokazała nasza ponad pięciogodzinna dyskusja - mamy sporo dobrych pomysłów, których przepracowanie musi teraz przyspieszyć na poziomie zespołów roboczych - wskazał po spotkaniu szef resortu.