Poznań bez Areny, ale latem to bez różnicy. Festiwale kochają duże miasta, a takim jest Poznań
"A w Poznaniu, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Koncerty niedobre… Bardzo niedobre koncerty są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje" - parafrazując filmową klasykę.
Tylko to nie do końca prawda. Bo jeśli spojrzymy na tegoroczne lato, okazuje się, że Poznań może i nie ma areny, ale ma festiwale. I to takie, których nie trzeba się wstydzić.
Weźmy choćby Bittersweet Festival, który w połowie sierpnia (14–15.08) zmienia Cytadelę w coś na kształt muzycznego campusu. Post Malone? Będzie. Taco Hemingway? Również. A do tego jeszcze Hurts, Rag’n’Bone Man, Nelly Furtado, Peggy Gou, Empire of th Sun i sporo innych. To nie są drugoligowe nazwiska. To mocna, międzynarodowo-polska mieszanka. Potrzebuje tylko przestrzeni, a tej w Poznaniu nie brakuje, gdy w grę wchodzi otwarta przestrzeń pod chmurką.
Jeśli ktoś ma ochotę na gitarowe klimaty, proszę bardzo, Poznań Rock Festival nad Maltą (27–29 czerwca) z m.in. Kazikiem, Pidżamą Porno, Happysadem i Luxtorpedą. Klimat luźniejszy, publiczność bardziej zaangażowana, scena wśród zieleni. Po prostu idealnie na lato. Poza tym Rockowizna na Ławicy, a niedaleko kultowy Jarocin.
A dalej? Santander Letnie Brzmienia, czyli dwa dni koncertów (29–30 sierpnia), z polskimi topowymi artystami. Zagrają m.in. Hey, Zalewski, Mrozu, Ania Dąbrowska, Edyta Bartosiewicz czy Mrozu. Wszystko znów nie w hali, a w Parku Cytadela. Plener, wakacyjna atmosfera, zero nadęcia.
A jeśli komuś mało, to są też mniejsze, bardziej klimatyczne imprezy: miniona Enter Enea Festival (jazz i klasyka w otoczeniu jeziora Strzeszyńskiego), międzykulturowy Ethno Port, radosny Cały Poznań Ukulele, czy trwająca właśnie (też koncertowo) Malta Festival… Można przebierać.
I tu tkwi sedno. Poznań może i nie ma jednej wielkiej hali, ale może też dzięki temu kultura musi i wychodzi na ulice. Tu festiwale nie są zamknięte w betonowej przestrzeni. Dzieją się tu i teraz, w parkach, wśród zieleni, przy jeziorze. Są bardziej dostępne, mniej pompatyczne. Bardziej dla ludzi niż dla prestiżu.
Poznań to jeszcze nie jest miasto, w którym występuje stadionowa gwiazda, ale zdecydowanie jest to miasto, które gra. I to przez całe lato. Z pomysłem, różnorodnie, coraz bardziej odważnie. Więc jeśli ktoś jeszcze mówi, że w Poznaniu „nic się nie dzieje”, to niech na okres letni zamilknie, a dyskusję zacznie na nowo w okresie jesienno-zimowym.