Didi – Cudem uniknął amputacji, po latach poprowadził Brazylię do mistrzostwa świata
Z orzeszkami w kieszeni i boso – początki z piłką
Waldir Pereira, znany bardziej jako Didi, urodził się 8 października 1928 roku w Campos dos Goytacazes. Jako mały chłopiec biegał boso po zakurzonych uliczkach rodzinnego Campos, kopiąc piłkę zrobioną z szmat, jakby nic poza tym się nie liczyło. Gdy nie grał, sprzedawał orzeszki, pomagając rodzinie związać koniec z końcem. Mało kto przypuszczał, że ten chudy chłopak z prowincji kiedyś zagra dla Brazylii i zostanie mistrzem świata. Ale jak nieraz pokazała historia – właśnie z takich podwórek, a nie ze stadionów, rodzą się największe piłkarskie legendy.
Cudem ocalona noga i pierwszy gol na Maracanie
W wieku 14 lat Didi przeżył coś, co mogło na zawsze zakończyć jego piłkarskie marzenia. Podczas jednego z meczów doznał kontuzji kolana. Szybko pojawiło się zakażenie, ból nie ustępował i lekarze zaczęli mówić nawet o amputacji. Długie sześć miesięcy na wózku inwalidzkim, dla nastolatka, który żył piłką na codzień, były prawdziwym dramatem. Didi się nie poddawał. Codziennie walczył o powrót do zdrowia, a gdy w końcu stanął na nogi, od razu wrócił na boisko. Zaczął grać w drużynach fabrycznych w swoim rodzinnym Campos. Tam wypatrzono jego talent. Szybko trafił do Madureiry – klubu z przedmieść Rio de Janeiro. Tam zaczęło być o nim coraz głośniej. W 1949 roku podpisał kontrakt z Fluminense, jednym z największych klubów w kraju. I to właśnie w barwach Fluminense, 16 czerwca 1950 roku, podczas meczu otwierającego legendarny stadion Maracanã, Didi strzelił pierwszego gola w historii tego obiektu. Miał wtedy zaledwie 21 lat.
Didi – artysta środka pola i mentor Pelégo
Didi grał z podniesioną głową, z elegancją i spokojem, jakby wszystko wokół toczyło się w jego tempie. Był artystą środka pola – jego długie, precyzyjne podania potrafiły rozmontować każdą obronę, a rzuty wolne, w których piłka spadała niczym suchy liść, zaskakiwały nawet najlepszych bramkarzy świata. Mawiał: „Jeśli nie traktujesz piłki z uczuciem, nie będzie ci posłuszna”.
W reprezentacji Brazylii zadebiutował w 1952 roku, ale jego prawdziwe pięć minut nadeszło sześć lat później – podczas mundialu w Szwecji. Obok młodego Pelégo i drużyny, która miała zapisać się w historii, Didi był tym, który spinał wszystko razem. Gdy w meczu finałowym Brazylia straciła szybkiego gola, to on podniósł zespół na duchu. „Zaopiekował” się 17-letnim Pelém i spokojnie kierował grą. Był mózgiem całej drużyny, prowadząc ją do zwycięstwa 5:2 nad Szwecją. Nie błyszczał jak Pelé, ale to on nadawał ton grze – był fundamentem, na którym opierał się cały zespół. Wszystko to sprawiło, że to właśnie jego wybrano najlepszym piłkarzem turnieju.
Nieudany rozdział w Realu Madryt i szczęśliwy finał w Botafogo
Po mundialu w 1958 roku Didi trafił do Realu Madryt – wtedy najlepszego klubu świata. To miało być spełnienie marzeń, ale szybko okazało się, że nie wszystko gra. W Madrycie niepodzielnie rządził Alfredo Di Stéfano – legenda klubu, mózg zespołu i niekwestionowany przywódca. Był nie tylko wybitnym piłkarzem, ale też osobowością, która nie tolerowała konkurencji. Didi, przyzwyczajony do roli lidera, zderzył się z murem. Atmosfera w drużynie zrobiła się coraz bardziej napięta. Trenerzy nie potrafili znaleźć dla nich wspólnego miejsca w składzie i Didi – mimo ogromnego talentu – coraz częściej siadał na ławce. W rezultacie rozegrał tylko 19 meczów i strzelił 6 bramek. i choć z Realem zdobył Puchar Europy, był to sukces bez satysfakcji. Wkrótce spakował walizki i wrócił do Brazylii. Wrócił do Brazylii, do Botafogo – klubu, w którym naprawdę czuł się u siebie. W Botafogo znów błyszczał. Grał z Garrinchą, Niltonem Santosem, Zagallo, a drużyna zdobywała kolejne tytuły. Gdy w 1962 roku zbliżał się do 34. urodzin, wielu twierdziło, że jest już za stary na kolejny mundial. On odpowiedział spokojnie: „To piłka ma biegać, nie zawodnik”. Miał rację. Brazylia ponownie zdobyła złoto, a Didi cieszył się ze swojego drugiego mistrzostwa.
Futbol był z nim do końca
W reprezentacji Brazylii Didi rozegrał 74 mecze i strzelił 21 goli. Karierę zawodniczą zakończył w 1966 roku, ale futbol pozostał jego światem. Jako trener poprowadził reprezentację Peru do sensacyjnego ćwierćfinału mistrzostw świata w 1970 roku, a później prowadził m.in. River Plate, Fenerbahçe i Fluminense. Zmarł 12 maja 2001 roku, zostawiając po sobie nie tylko puchary i statystyki. Zostawił coś więcej – styl gry, który był jak taniec, i filozofię, która brzmiała: graj nie tylko głową, ale i sercem. W pamięci kibiców pozostał jako ten, który kiedyś spał z piłką pod łóżkiem, żeby móc jej dotknąć zaraz po przebudzeniu.