Rafał Musioł: W Górniku Zabrze bez zmian. Piotr Gierczak też został pożegnany w "niepowtarzalnym" stylu
Przy takiej dynamice skończylibyśmy sezon na dziewiątym, dziesiątym miejscu, czyli znacznie poniżej oczekiwań i potencjału drużyny. Postanowiliśmy dać piłkarzom bodziec, a kibicom nadzieję - tłumaczył w rozmowie z DZ zwolnienie Jana Urbana członek zarządu Górnika Zabrze, Bartłomiej Gabryś.
Pod ręką Piotra Gierczaka, który wcześniej był asystentem Urbana, zabrzanie w sześciu meczach zdobyli siedem punktów, przegrywając co prawda tylko raz, ale też odnosząc zaledwie pojedyncze zwycięstwo. Efekt? Miejsce dziewiąte, czyli opisane przez jednego z zarządców klubu jako „znacznie poniżej oczekiwań i potencjału drużyny”. Decyzja w żaden sposób nie została więc obroniona, a do sportowej klapy doszła katastrofa wizerunkowa związana z fatalną formą wyrzucenia z pracy zabrzańskiej legendy. Ba, nawet nie udało się namówić Jana Urbana, by zjawił się na stadionie na oficjalne pożegnanie. Pytanie czy wszystkim na Roosevelta naprawdę na tym zależało, pozostanie otwarte.
Żeby była jasność - Piotr Gierczak ponosi w tej całej historii najmniejszą część winy. Człowiek, który też Górnika ma w sercu, po prostu niechcący udowodnił, że rację miał jego poprzednik. Zwłaszcza wtedy, gdy uczciwie, ale publicznie (co zapewne było najważniejszym powodem zwolnienia) oceniał realny potencjał sprowadzanych na Roosevelta zawodników i konieczność copółrocznej i sięgającej fundamentów przebudowy drużyny. Śmiem jednak wątpić, czy dziś odczuwa z tego powodu małostkową satysfakcję.
Na koniec zresztą Gierczak sam doświadczył niepowtarzalnego stylu zabrzańskich pożegnań, gdy jeszcze przed meczem z Koroną usłyszał, że jego misja dobiegła końca. Dobra mina do złej gry na ostatniej konferencji prasowej nie mogła przyćmić prawdziwych uczuć targających 49-letnim trenerem. Nawiasem mówiąc podczas tego spotkania doszło do zaskakującej sceny - do sali wszedł kapitan zespołu Erik Janża, który uściskiem podziękował za współpracę szkoleniowcowi, jeszcze zanim ten, zapytany przez dziennikarza DZ, poinformował o decyzji zarządu klubu. Na taki pomysł nie wpadł żaden z jego członków, o skrupulatnie unikającym śląskich mediów dyrektorze sportowym Łukaszu Miliku nie wspominając. Ot, taka już ta zabrzańska górnicza kindersztuba...