CD Projekt Red: Od sceptycyzmu w firmie do globalnej sławy
Potrzeba był wielkiego sukcesu, by zespół CD Projekt Red przestał być traktowany jak "brzydkie dziecko" we własnej firmie.
Zespół CD Projekt Red nie cieszył się szacunkiem nawet we własnej firmie, dopóki pierwszy sukces studia nie zamknął ust niedowiarkom.
Polska branża gier dawno ma za sobą czasy, gdy jej największymi osiągnięciami były garażowe lub (tak je nazwijmy) kioskowe produkcje, czasem nawet niezłe, ale zwykle niedorastające do pięt nawet drugorzędnym zachodnim produkcjom. Obecnie Polacy mogą być dumni z wielu tytułów – od Dying Light przez Frostpunka po masę innych dużych i małych produkcji.
Uchwycił go monitoring. Nagranie z Rossmanna trafiło do sieci
Oczywiście nikt nie będzie się kłócił, że na czele tych polskich hitów jest Wiedźmin 3, a CD Projekt Red to sztandardowe polskie studio (nawet po, ekhm, „pamiętnej” premierze Cyberpunka 2077). Jednakże dawno temu nawet współpracownicy „Redów” nie wierzyli w przyszłość zespołu.
„Brzydkie dziecko” CD Projektu
Paweł Mielniczuk, dyrektor artystyczny CDP, to kolejny twórca, któremu zebrało się na wspominki z pierwszej dekady XXI wieku. W rozmowie z serwisem PC Gamer Polak wspominał swoje pierwsze kroki w zespole, który wówczas pracował nad premierowym Wiedźminem: na około 60 osób przypadały tylko dwa pomieszczenia, włącznie z „czerwonym pokojem”, w którym skupiały się prace nad cyfrowymi przygodami Geralta.
Pomijając niewygodę, deweloperzy mieli jeszcze jeden problem: brak szacunku ze strony „niebieskich” współpracowników, czyli osób z głównego, wydawniczego działu CD Projektu. Mielniczuk wspomina, jak to przez 7 lat produkcji Wiedźmina 1 wiele osób uważało, że CD Projekt Red marnuje czas i nigdy na siebie nie zarobi.
[…] główną działalnością firmy było wydawanie gier, więc wiele osób w CD Projekt Blue było naprawdę niezadowolonych. *śmiech* Byliśmy jak dziwacy […] mieszkający w piwnicy i tworzący gry, rozumiesz? Zakładano, że „[CD Projekt Red – przyp. PC Gamer] nigdy nie zarobi tutaj żadnych pieniędzy” i że „ta gra [Wiedźmin – przyp. red.] to całkowita strata czasu”. […]
Mieliśmy więc tego brzydkiego dzieciaka firmy, którego nikt nie chciał, aż w końcu po siedmiu latach ukazała się gra Wiedźmin 1. Myślę, że to był przełom […] ponieważ gra natychmiast stała się bardzo popularna w Polsce i Europie [w większości].
Dziś, gdy minęło już ponad 10 lat do wchłonięcia „niebieskiego” oddziału przez CD Projekt Red, ten sceptycyzm może bawić. Niemniej powtórzmy – do premiery pierwszego Wiedźmina polska branża gier nie miała na koncie większych sukcesów w XXI wieku (czy nawet w ogóle).
Większość rodzimych hitów (jak Tajemnica Statuetki) nie wyszła poza granice kraju. Tak, mieliśmy Gorky 17 i Painkillera, które zyskały jakąś renomę za granicą (zwłaszcza FPS studia People Can Fly). Niemniej były to wyjątki od reguły, a drugi z nich świadomie stawiał na oldskulową rozgrywkę i tym samym nie rywalizował zbytnio z innymi współczesnymi strzelankami (dla kontekstu: w 2006 roku zadebiutowało także „osłonowe” Gears of War, a 2 lata wcześniej na rynek trafiło bardziej „fabularne” Halo 2).
W tym kontekście nie dziwi brak wiary w zespół, który chciał stworzyć wielkie, ambitne RPG z prawdziwie znaczącymi wyborami. Do tego na podstawie mocno „słowiańskiego” książkowego uniwersum w klimatach dark fantasy, które budziło obawy twórców nawet wiele lat później. W tamtych czasach musiało to wyglądać jak przepis na wielką i kosztowną katastrofę, których przecież nie brakuje nawet w dzisiejszych czasach, także w rodzimej branży gier.
Na szczęście dla „Redów”, Wiedźmin sprzedał się bardzo dobrze i zapewnił im przyszłość. A przede wszystkim udowodnił, że jest miejsce dla polskich gier na globalnym rynku.