"Nawet 70-75 proc. młodych ma za sobą epizody autoagresji lub myśli samobójcze" - gorąca debata o psychiatrii dziecięcej na sejmiku
Problem stanu psychicznego dzieci i młodzieży w regionie pojawiał się w kilku dokumentach przedstawionych wcześniej radnym, stąd zaproszenie do szerszego przedstawienia sprawy wystosowano do konsultant wojewódzkiej.
Dziecko wpada w próżnię
W województwie działają 22 ośrodki pierwszego poziomu (środowiskowej opieki psychologiczno-psychoterapeutycznej), 8 placówek drugiego poziomu - część z oddziałami dziennymi - oraz cztery oddziały wysokospecjalistyczne trzeciego poziomu, do których trafiają pacjenci z całej Polski.
Każdy chce je zobaczyć. Dzieło przyciąga tłumy z całego świata
Zdaniem dr Wojciechowskiej, wąskie gardło powstaje w momencie, gdy dziecko, prowadzone na pierwszym poziomie przez psychologa i psychoterapeutę, potrzebuje konsultacji psychiatrycznej. Wtedy okazuje się, że brakuje miejsc w poradniach zdrowia psychicznego i brakuje oddziałów dziennych, które pozwalają leczyć intensywnie, lecz bez urywania więzi ze szkołą i domem.
- W idealnym świecie oddział dzienny byłby w każdym powiecie - mówiła konsultantka. - Dzisiaj to raptem kilka placówek, skupionych w większych miastach. Dziecko wychodzi z oddziału całodobowego i zamiast miękkiego lądowania w dziennym - spada w próżnię. Potem wraca do nas przez obrotowe drzwi, bo w szpitalu czuje się bezpiecznie.
Gabinety? Najlepiej z dala od dyrektora szkoły
Jak sobie poradzić w tej sytuacji? Zdaniem Katarzyny Wojciechowskiej nie wystarczą inwestycje w same oddziały, konieczna jest odpowiednia koordynacja: - Na każdym etapie powinna być konkretna osoba, która spina działania szkoły, ochrony zdrowia, pomocy społecznej, kuratoriów i sądów. Dziś między resortami zieją dziury. My - medycy - nie mamy narzędzi, by egzekwować współpracę, a inne instytucje nie mają obowiązku, by ją z nami podjąć.
Sporo miejsca w dyskusji poświęcono roli szkoły. Dr Wojciechowska zwracała uwagę, że gabinety psychologów nie mogą być "przy dyrektorze", a rozmowy powinny toczyć się w intymnej przestrzeni, także po lekcjach, bez wpisywania nieobecności do dziennika:
- Młodzi nie przyjdą do gabinetu, jeśli od progu będą piętnowani. Psycholog musi wyjść do nich - na przerwach, w przestrzeniach wyciszenia, w miejscach rozmowy. Warto wykorzystać też formy kontaktu, które znają: czat, wiadomości tekstowe. To szybkie sprawdzenie kierunku - czy to, co chcą zrobić, ma sens..
Za dużo zwolnień z WF
Ze strony radnych padały m.in. pytania o masowe zwolnienia z WF. Zdaniem radnego Marka Gralika (z zawodu nauczyciela) zwolnienia z wychowania fizycznego "z lekkiej ręki" podkopują kondycję psychiczną i fizyczną uczniów.
- WF jest kluczowy, ale musi być dostosowany do młodego człowieka z bliznami po samouszkodzeniach, z nadwagą, z niską samooceną - argumentowała dr Wojciechowska. - Taka osoba nie może być wystawiana na ośmieszenie. Oceniajmy opisowo, twórzmy alternatywne grupy. Wielu moich pacjentów, zwolnionych z WF, trenuje po lekcjach, osiąga sukcesy. Nie WF jest problemem, lecz jego organizacja.
Radny Józef Łyczak apelował o całkowity zakaz używania telefonów w szkołach - na wzór rozwiązań z Europy Zachodniej. Katarzyna Wojciechowska przyznała, że nadmierny używanie mediów cyfrowych naraża odporność psychiczną dzieci, ale proste "wyjęcie telefonu" bez włożenia w to miejsca na relacje i sensowne aktywności może wywołać kryzys wtórny:
- Życie nie znosi próżni. Ograniczenia - tak, ale z alternatywą: koła, sport, pracownie, miejsca wyciszenia. Do tego jasność zasad poufności, bo młodzi nie zaufają psychologowi, jeśli ten kojarzy się z przedłużeniem pokoju nauczycielskiego.
Lekarka zwróciła też uwagę, że nauczyciele są gotowi do ograniczeń, jednak największy opór bywa po stronie części rodziców.
Najgorsze są "ciche" próby samobójcze
Zdaniem dr Wojciechowskiej, policyjne statystyki samobójstw nie oddają rzeczywistości: - Policja często zrównuje samouszkodzenia z próbami samobójczymi, a wiele zdarzeń nie jest nigdzie raportowanych. Z moich wywiadów z pacjentami wynika, że nawet 70-75 proc. młodych ma za sobą epizody autoagresji lub myśli samobójcze, które nigdy nie trafiły do rejestru. Gdyby wsparcie było dostępne wcześniej, 80 proc. dzieci, które dziś lądują na izbie przyjęć, w ogóle by do nas nie trafiło. Wystarczyłaby psychoterapia, wsparcie rodziny i szkoły".
Według konsultant wojewódzkiej najbardziej niebezpieczne są "ciche" próby samobójcze, o których nikt wcześniej nie wiedział.
W dyskusji nie zabrakło wątku finansowania i kadr. Marszałek Piotr Całbecki przypomniał, że urząd ogłosił konkurs na niemal 30 mln zł środków unijnych, a placówki "zgłosiły się tylko po ułamek tej kwoty".
- Nie wiem, czemu te pieniądze leżą" - nie krył rozczarowania marszałek.
Dr Wojciechowska zwracała uwagę na zbyt sztywne reguły rozliczania świadczeń, zwłaszcza na oddziałach dziennych, gdzie wymogi "koniecznych oddziaływań" bywają - jej zdaniem - kompletnie niedopasowane do realnych potrzeb pacjenta.
Ale są tez pozytywne sygnały: - Mamy coraz więcej chętnych rezydentów. Problem w tym, że liczba miejsc szkoleniowych rośnie dopiero wtedy, gdy rośnie liczba etatowych specjalistów - a szpitale zatrudniają ich minimalnie. To zamknięte koło, które musimy wspólnie przerwać - apeluje dr Wojciechowska.