AC/DC na PGE Narodowym: legenda rocka udowodniła, że wciąż jest w świetnej formie
Triumfalny powrót australijskich mistrzów rocka –polski przystanek na trasie "Power Up Tour 2025", który miał miejsce 4 lipca na Stadionie Narodowym w Warszawie, przeszedł do historii.
Gdy pierwsze takty "If You Want Blood (You've Got It)" rozdarły piątkową ciszę nad PGE Narodowym, stało się jasne, że Warszawa będzie świadkiem czegoś wyjątkowego. AC/DC w ramach "Power Up Tour 2025" udowodnili, że po ponad pięciu dekadach kariery wciąż są niezniszczalni.
Brian Johnson – wokalista, który mimo upływu lat wciąż potrafi ryczeć jak młody lew – od pierwszych sekund pokazał, że AC/DC nie potrzebują komputerowych fajerwerków. Tylko Marshall, pot i sześć strun prawdy.
"Back in Black" wywołało masową ekstazę, a "Demon Fire" i "Shot Down in Flames" podgrzały publiczność do granic wytrzymałości. Prawdziwy wybuch nastąpił przy "Thunderstruck" – można było odnieść wrażenie, że dach stadionu zaraz się zawali pod naporem dźwięku.
Gwiazdą wieczoru okazał się Angus Young. 70-letni gitarzysta w charakterystycznym szkolnym mundurku poruszał się po scenie jak opętany. Ten człowiek to nie muzyk – to fenomen fizyczny, który z gitarą zamienia się w broń masowego rażenia.
Szczególnym momentem okazał się "Let There Be Rock", podczas którego Young rozciągnął swoje solo do granic absurdu i geniuszu. Bez playbacku, bez litości – tylko czysta gitarowa wirtuozeria.
"Power Up Tour 2025" to dowód, że rock'n'roll wcale nie umarł. AC/DC udowodnili, że są niezniszczalni – po ponad 50 latach kariery wciąż potrafią wywołać muzyczny kataklizm. To nie była objazdówka dinozaurów, lecz pokaz siły, który wyrył się w pamięci każdego z obecnych na stadionie.
Dla takich wieczorów warto wierzyć w gitary, które rządzą światem.
Wydarzenie zorganizowało Live Nation.