Białystok: Lekarz pogotowia zeznaje w sprawie śmierci 72-latka przygniecionego przez autobus
– Kiedy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna był już martwy. Nie podejmowaliśmy reanimacji – powiedział lekarz przed sądem. – Skupiliśmy się na udzieleniu pomocy kierowcy. Był w szoku, bardzo zdenerwowany, ale starał się zachować spokój – dodał.
Zespół pogotowia podjął działania mające na celu stabilizację stanu psychicznego kierowcy autobusu, który – jak zaznaczył świadek – nie sprawiał wrażenia agresywnego, ale był wyraźnie roztrzęsiony.
Wypadek na pętli
Do wypadku doszło w ubiegłym roku na pętli przy ulicy Raginisa . Według ustaleń śledczych, starszy mężczyzna znajdował się przy drzwiach autobusu, gdy pojazd ruszył z przystanku. Został przez niego przygnieciony i poniósł śmierć na miejscu. Jak wynika z opinii biegłych, obrażenia 72-latka były na tyle poważne, że nie miał szans na przeżycie.
Co ustalono podczas poprzedniej rozprawy?
Podczas wcześniejszej rozprawy sąd odczytał wyjaśnienia oskarżonego kierowcy. Mężczyzna przyznał, że nie widział pasażera przy drzwiach, a cała sytuacja wydarzyła się bardzo szybko. Opisał, że najpierw przytrzasnął komuś stopę drzwiami, a następnie – nie mając świadomości, że ktoś znajduje się pod pojazdem – ruszył z pętli. Dopiero po chwili został zatrzymany przez innych uczestników zdarzenia i uświadomił sobie, co się wydarzyło.
Chociaż nie przyznał się do winy, przeprosił rodzinę zmarłego na sali sądowej.
– To był tragiczny wypadek. Nie widziałem go. Gdybym widział, nie ruszyłbym – mówił wówczas.
Rodzina oczekuje sprawiedliwości
Rodzina zmarłego domaga się ukarania kierowcy. Ich pełnomocnik podkreśla, że prowadzący autobus miał obowiązek zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza na końcowym przystanku. Zdaniem bliskich, do tragedii doszło w wyniku niedopatrzenia, którego można było uniknąć.