Chorzów: Uczniowie tego liceum od 34 lat jeżdżą do Indii
Wyjątkowe wyprawy chorzowskiego "Słowaka".
- Żadna, inna szkoła w Polsce, a chyba nawet w Europie nie organizuje tego typu wyjazdów - mówi Przemysław Fabjański geograf i zarazem dyrektor Uniwersyteckiego I LO im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie.
Od 34 lat co roku lub co dwa lata wyjeżdża z grupą do Indii i spędza tam kilka tygodni. Jak wspomina, kiedy pierwszy raz przyjechał tutaj na początku lat 90-tych, ten kraj liczył 850 milionów mieszkańców. Dziś jest ich niemal dwa razy tyle. Indie zmieniły się znacznie bardziej niż Polska. Samo Delhi ma ponad 40 milionów mieszkańców i metro z tunelami o 400 km długości.
Bardzo widoczne jest zarówno niewyobrażalne bogactwo, jak i bieda co poniektórych. Samo państwo nie jest także monolitem. Każdy region ma swoją specyfikę - przykładowo leżący na pograniczu Zachodniego Bengalu i Biharu Damodar jest swego rodzaju "indyjskim Śląskiem" - miejscem, gdzie znajduje się wiele fabryk i kopalni węgla. Paradoksalnie, to właśnie tam jeździ wiele pojazdów na gaz lub energię elektryczną. Na południu z kolei w krajobrazie dominują wiatraki oraz farmy fotowoltaiczne.
- W Indiach najbardziej zaskoczył mnie ruch uliczny. Z perspektywy Europejczyka wygląda to na totalny chaos - klaksony, samochody, skutery, rikszarze i piesi wszyscy naraz na jednej drodze. Mimo tego jakoś to działa. Nie widziałem żadnej stłuczki, każdy się dogaduje, często bez słów. To pokazało mi, że można żyć w zupełnie innym porządku niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni - opowiada Szymon Ignacy uczeń chorzowskiego "Słowaka".
Tu nie ma specjalnych wygód - jest życie i nauka
Wyprawa nie była jednak zwykłą wycieczką krajoznawczą. Jak mówi, Przemysław Fabjański, uczniowie, którzy biorą w niej udział, poszerzają własne horyzonty i wiele się uczą - już na etapie przygotowań. Chętnych jest zawsze sporo - ostatecznie wyjeżdża kilkanaście, maksymalnie około dwudziestu paru osób. Aby wyjechać, trzeba np. podjąć dodatkową pracę, by zarobić pieniądze, szukać sponsorów, organizować wydarzenia i zbiórki.
Podczas wyprawy, każdy uczeń w ramach projektu przygotowuje długi odczyt o wybranym zagadnieniu (np. przyrody, gospodarki czy kultury danego regionu), a także sam oprowadza grupę po danym miejscu. Trzeba także w grupie zająć się takimi prostymi rzeczami, jak przygotowanie śniadania, zaplanowanie trasy przejścia, zakup biletów w wielomilionowych metropoliach. Szkolą także swój język angielski oraz udzielają się np. w licznych wolontariatach. Poznają kulturę, ludzi, inne wierzenia, sposób patrzenia na rzeczywistość.
- Dzięki wyprawie stałam się bardziej głodna świata, niż byłam, mimo że myślałam, że to niemożliwe. Codzienne stykanie się z różnicami kulturowymi i dowiadywanie się coraz to ciekawszych rzeczy o zwyczajach, ludziach i miejscu, w którym się znajduję, sprawiło, że nie mogłam doczekać się kolejnego dnia - mówi Agata Świtała z I LO.
"To miejsce było pełne życia"
Jednym z najmocniejszych przeżyć był pobyt w domu opieki Daya Dan, gdzie pracują siostry zakonne ze zgromadzenia założonego przez św. Matkę Teresę z Kalkuty. Służą tam ciężko chorym, biednym i opuszczonym.
- Czułem, że wchodzę w zupełnie inny świat. To miejsce było pełne życia, choć codzienność podopiecznych była naznaczona cierpieniem i chorobą. Przywitała mnie cisza przeplatana na przemian śmiechem i krzykiem dzieci. Pierwsze chwile nie były dla mnie łatwe. Niepewność, czy dobrze pomagam, czy moje gesty są właściwe. Jednak już po kilku minutach dzieci same przełamały barierę - wyciągały ręce, chwytały mnie za dłoń, uśmiechały się - wspomina Jakub Szczypa z I LO.
Wraz z innymi karmił dzieci, które nie potrafiły same jeść, bawił je, pomagał im, prał, sprzątał. Czego go to nauczyło? Jak wskazuje, zrozumiał, że "w życiu często nie chodzi o wielkie czyny, ale o prostą obecność". Choć w domu sióstr nie ma luksusów, to jednak każdy jest zaopiekowany.
- Dzieci miały naprawdę różnorodne dolegliwości, były to głównie wszelkie niepełnosprawności, paraliże i wady genetyczne. Małe, bezbronne dzieci powyginane w różne strony i zdeformowane genetyczne twarze - ten opis, choć być może dramatyczny, był tym, co ujrzałem na początku. Dopiero później zauważyłem jednak to, co ważniejsze - wspólnotę i bliskość, która łączyła każdego z podopiecznych. Dzieci, choć każde z innymi dolegliwościami, potrafiły tworzyć ze sobą rodzinę - dodaje Jakub Szczypa.
Najpiękniejsza budowla świata i Słowacki w Indiach
Przemysław Fabjański o kulturze Indii mógłby opowiadać godzinami. Zapytany o najpiękniejsze miejsce bez chwili namysłu odpowiada Taj Mahal. W jego opinii to najwspanialsza budowla na ziemi. Uczniowie byli pod wielkim wrażeniem, gdy go zobaczyli. Podziwiali go m.in. z dachu pobliskiego hotelu.
- Każdy z nas był poruszony i wpatrzony w ten symbol miłości. Wcześniej zauważyliśmy na dole w hotelu gitarę wiszącą na ścianie i wpadliśmy na pomysł, żeby ją wziąć i wspólnie coś zaśpiewać. Wybraliśmy "Testament mój" Juliusza Słowackiego, ponieważ utwór ten jest hymnem naszej szkoły i jest dla nas bardzo ważny. Śpiewając razem, z widokiem na Taj Mahal w tle, poczuliśmy wyjątkową jedność i wzruszenie. Tego momentu nie zapomnę do końca życia - wspomina Szymon Ignacy.
Gościnny jak Indus i Polak
Jak opowiada Przemysław Fabjański, Indie i Polska nie różnią się aż tak bardzo, jak myślimy. Jedną z cech, które łączą mieszkańców Indii i Polski jest m.in. gościnność. Zaskakująca dla nas może być np. dość barwna i śpiewna obrzędowość wśród tamtejszych wyznawców hinduizmu lub będącego w mniejszości islamu.
- Zdziwiło mnie i wzruszyło, jak otwarci są ludzie. W małych miejscowościach i w szkołach, w których dawaliśmy uczniom i nauczycielom materiały i książki do nauki, dzieci podbiegały do mnie, żeby się przywitać albo zrobić zdjęcie. Dla nich turysta był atrakcją i byli zachwyceni, gdy nas widzieli. Każdy chciał się pobawić, porozmawiać i pokazać swoje talenty. Dzięki temu wiem, jak łatwo można nawiązać kontakt mimo bariery językowej - mówi Szymon Ignacy.
Nie wszystko jest jednak kolorowe. Dyrektor wskazuje, że bardzo podobnie jak w Polsce, widzi coraz większy strach przed odmiennością i budowanie przez polityków swoich karier poprzez podsycanie antagonizmów. W przypadku Indii to kwestia różnic religijnych.
- Te 30 dni, które spędziłam w Indiach, pokazały, jak zróżnicowany jest ten kraj, o którym co druga spotkana osoba w Polsce ma takie samo zdanie. Podróże uczą i kształcą, nasza podróż nauczyła mnie tego, że żeby w pełni podróżować i poznawać świat trzeba to robić z otwartą głową, bo tylko wtedy stoi dla nas otworem - dodaje Agata Świtała.