Łukomski usłyszał siebie w reklamie przenośnej oczyszczalni ścieków: "Skontaktuj się z nami już dziś i postaw na jakość, którą docenisz przez lata".
Był tym zaskoczony, bo w żadnej tego typu reklamie nie brał udziału. Jego głos wygenerowała sztuczna inteligencja, a w reklamie wykorzystała jedna ze spółek zajmująca się sprzedażą urządzeń wodno-kanalizacyjnych.
Ekstremalne warunki na Podkarpaciu. Tak wyglądała zamieć śnieżna
Łukomski poczuł się okradziony. Dzięki swojemu głosowi zarabia na życie jako aktor w dubbingach i lektor. Na jego rozpoznawalność pracował przez lata w niezliczonych produkcjach filmowych i książkowych.
Sztuczna inteligencja może robić co chce?
Z pomocą Łukomskiemu przyszła firma Mikrofonika, z którą współpracuje. Od dłuższego czasu tworzy ona "bank głosów". Mikrofonika również wykorzystuje narzędzia AI, ale Łukomski, tak jak i inni lektorzy każdorazowo wydają na to zgodę. W ten sposób mają kontrolę nad projektami w których ich głos się pojawia. Ma też pewność, że nie uczestniczy w niczym, co nie jest zgodne z jego przekonaniami.
- Zrobiła to duża firma, ma 30 milionów rocznego przychodu. Zaproponowaliśmy polubowne wyjście z tej sytuacji, jak na przykład legalne wykorzystanie lektora - mówi Tomasz Bartos, szef Mikrofoniki. - Zostaliśmy jednak wyśmiani. Ich zdaniem z pomocą sztucznej inteligencji mogą robić co chcą. Więc naszym zdaniem nie mogą. Lektor ma prawo decydować jak jego głos zostaje wykorzystany.
Ten sam problem mają też dziennikarze
Jak mówi Bartos, to nie pierwszy taki przypadek w historii jego banku głosów. Do tej pory jednak były to drobne naruszenia, na przykład przy produkcji memów czy niekomercyjnych filmików. Zazwyczaj wystarczało też zwykłe zwrócenie uwagi i materiał znikał z internetu.
Ale skąd pewność, że sztucznie wygenerowany głos jest rzeczywiście głosem Łukomskiego? Bartos twierdzi, że sprawdzili nagranie przy pomocy specjalistycznego oprogramowania oraz fachowców z branży realizatorów dźwięku.
- Sąd musi zdecydować jakie zasady powinny obowiązywać w naszej branży. Choć sprawa nie dotyczy tylko nas. Ten sam problem mają też dziennikarze, fotograficy, aktorzy, muzycy, a nawet politycy - uważa Tadeusz Bartos.
Pierwsza taka sprawa w Polsce
Pozew złożyła przed sądem gdańska kancelaria Meritum od lat specjalizująca się w sprawach dotyczących prawa autorskiego i mediów.
- Będzie to pierwsza tego typu sprawa sądowa w Polsce - mówi mecenas Tomasz Ejminowicz z Meritum. - Każdy chyba rozumie, że głos jest taką samą częścią wizerunku jak twarz. Domagamy się przeprosin i zadośćuczynienia. Jest to poważna kwota. Nie ma drogi na skróty. Głos jest wartością, którą można wycenić. Każda rozpoznawalna osoba powinna mieć możliwość kontrolowania i decydowania o wykorzystaniu swojego wizerunku.
Próbowaliśmy skontaktować się z pozwaną firmą i poprosić o komentarz w tej sprawie. Do tej pory nam się nie udało.