Grzybów brak. Bardziej niż pusty koszyk martwi powód takiego stanu
Teoretycznie grzybów powinno być w bród. Pełnia, opady deszczu, ciepło. Jednak grzybów brak. Przynajmniej w moim lesie, który co prawda nie jest reprezentatywny dla Beskidów, ale jakimś tam wyznacznikiem może być. Do tego na targowisku (a to już dane ścisłe) grzybów jak na lekarstwo.
Po nieudanej wyprawie na grzyby w koszyku został solidny kozik. Zacząłem delikatnie sondować ściółkę w poszukiwaniu wyjaśnienia. Na głębokość ostrza noża (czyli dziesięć centymetrów) podłoże było wilgotne. Nieco głębiej ziemia była sucha jak pieprz. I wszystko jasne.
W dziesiątym chyba już roku suszy wyczerpaliśmy wszystkie zasoby wody. Lustro wody na jeziorach obniżone o metr. Rzeki zamieniły się strumienie, a potoki w smętne strugi. Wisła, niegdyś żeglowny szlak i przeszkoda dla wrogich armii znikła na oczach mediów i polityków.
Jest jak w przypowieści o Salomonie, których choć potężnym królem był, a z pustego nie nalał, to głębinowe studnie muszą być wiercone coraz głębiej. A i to są zasoby do wyczerpania. Chciałoby się rzec jaka piękna katastrofa, ale to przed nami. Brak grzybów to żaden problem. Można bez nich żyć. I przeżyć. Zaś z braku wody upadła niejedna cywilizacja.
Historia zna susze większe niż obecna, gdy na terenie dzisiejszej Francji wyschła Loara, a ludzie i zwierzęta konali z pragnienia. Oszczędzać nie ma z czego, a prognozy pogody zapowiadają się źle.