Jane Hawking. Kulisy małżeństwa ze słynnym fizykiem
Kiedy w 1963 roku młody fizyk usłyszał wyrok – dwa, może trzy lata życia – jego dziewczyna stanęła przed wyborem, który zadecyduje o następnych trzech dekadach. Co wiemy o Jane Hawking, żonie słynnego fizyka?
Decyzja wbrew rozsądkowi
W Anglii lat 60. diagnostyka chorób neurodegeneracyjnych była prymitywna, a perspektywy chorych – fatalne. Kiedy Stephen Hawking usłyszał diagnozę ALS, miał zaledwie 21 lat i świetlaną przyszłość przed sobą. Jane Wilde, córka mieszkańców St Albans wychowana w tradycji anglikańskiej, mogła po prostu odejść – nikt by jej tego nie miał za złe. Zamiast tego zdecydowała się na ślub.
Miała czerwone światło. Nie zatrzymała się. Dramatyczne nagranie
Ceremonia w 1965 roku była symboliczna w swojej prostocie: pan młody o kulach, z wyraźnymi problemami z wymową, panna młoda przekonana, że liczy się każdy wspólny dzień. Podróż poślubna? Konferencja naukowa w Stanach Zjednoczonych. Już wtedy rysował się wzorzec: fizyka będzie trzecim uczestnikiem tego związku, niewidzialnym, ale zawsze obecnym.
Młode małżeństwo szybko powiększyło się o dzieci – syn Robert przyszedł na świat w 1967 roku. Jane miała wtedy dwadzieścia kilka lat, studiowała języki na Uniwersytecie Londyńskim, opiekowała się mężem tracącym sprawność i noworodkiem. W epoce, gdy państwo nie oferowało żadnego wsparcia dla rodzin osób niepełnosprawnych, wszystko spoczywało na jej barkach.
Życie na trzech frontach
Lata 70. przyniosły kolejne narodziny – na świat przyszli córka Lucy i syn Timothy. Każde dziecko oznaczało dodatkowy wymiar odpowiedzialności w domu, gdzie głównym zadaniem było już nie wychowanie, lecz przetrwanie. Stephen wymagał coraz bardziej złożonej opieki, tracąc kolejne funkcje motoryczne. Jane funkcjonowała jak szwajcarski zegarek: posiłki, lekarstwa, przewijanie, kąpiel, praca domowa, butelki dla niemowlęcia, przesuwanie męża z łóżka do wózka.
W tym samym czasie podjęła decyzję, która wydawała się szalona: dokończyć doktorat. Literatura hiszpańska średniowiecza stała się jej ucieczką i polem walki o własną tożsamość. Przez lata zbierała materiały, pisała rozdziały między zmianą pieluch a przygotowaniem obiadu. Kiedy w 1981 roku obroniła pracę, miała już troje dzieci i 17 lat małżeństwa za sobą. Tytuł doktora był jej osobistą deklaracją niepodległości –dowodem, że jest kimś więcej niż tylko żoną geniusza.
Ironia polegała na tym, że im bardziej Stephen stawał się sławny, tym bardziej ona zanikała. "Krótka historia czasu" uczyniła z niego gwiazdę popkultury, ikony, symbol triumfu umysłu nad materią. Tymczasem ona pozostawała niewidzialna, pracując w domu bez wytchnienia.
Gdy wiara staje naprzeciw nauki
Religijne przekonania Jane były źródłem napięć, ale też siły. Stephen, deklarujący ateizm, budował teorie o powstaniu wszechświata bez potrzeby stwórcy. Ona modliła się w kościele anglikańskim, szukając sensu w cierpieniu. Te dwie wizje świata ścierały się przy stole, w sypialni, podczas rozmów o przyszłości. Nie było kompromisu – były równoległe rzeczywistości.
Pogłębiająca się choroba wymusiła zatrudnienie pielęgniarek. Dom przestał być domem – stał się kliniką z obcymi ludźmi o każdej porze. Jane traciła resztki prywatności i autonomii. W tym momencie pojawiła się postać, która zmieniła wszystko: Jonathan Hellyer Jones, muzyk z kościelnego chóru. Relacja, która wyrosła z przyjaźni, przekształciła się w coś głębszego.
Paradoksalnie Stephen zaakceptował tę sytuację – Jones wprowadził się do ich domu, tworząc nietypowy układ, który funkcjonował przez lata. Były to czasy przed mediami społecznościowymi, kiedy można było jeszcze zachować pozory normalności.
Tracheotomia i koniec iluzji
Zapalenie płuc w połowie lat 80. i tracheotomia w jego następstwie były punktem zwrotnym. Stephen stracił głos na zawsze, a Jane stanęła przed pytaniem: ile jeszcze może dać? Operacja uratowała mu życie, ale zabrała ostatni element bezpośredniej komunikacji. Syntezator mowy, który stał się jego znakiem rozpoznawczym, oznaczał też przepaść między małżonkami.
Rozstanie przyszło w 1990 roku, rozwód pięć lat później. Stephen poślubił jedną z pielęgniarek, Jane wyszła za Jonesa. Co zaskakujące, po latach udało im się odbudować przyjaźń – spotykali się na uroczystościach rodzinnych, dzielili wspomnieniami. Był to rzadki przypadek dojrzałego zakończenia trudnej historii.
Własny głos
Jane zaczęła pisać, najpierw autobiografię "Music to Move the Stars" w 1999 roku, potem jej poprawioną wersję "Travelling to Infinity" w 2007. Książki te stały się podstawą filmów, w tym głośnej "Teorii wszystkiego" z 2014 roku. Felicity Jones, odtwarzająca jej rolę, otrzymała nominację do Oscara – świat wreszcie zauważył kobietę, która przez dekady była tylko tłem.
W wywiadach Jane podkreślała, że nie chciała, by jej historia została wymyślona przez kogoś za pół wieku. Pisała też inne książki, rozwijając karierę literacką, której nigdy nie miała czasu budować. Wspominała, że ich małżeństwo miało zawsze trzy strony: ona, Stephen i choroba z fizyką. Ten trójkąt pochłonął 30 lat jej życia, ale też ukształtował ją jako osobę.
Dziś, patrząc wstecz, można zadać pytanie: czy było warto? Jane nigdy nie udzieliła jednoznacznej odpowiedzi. Mówiła o sile wiary, o znaczeniu wyborów, o cenie poświęcenia. Jej historia pozostaje świadectwem epoki, kiedy od kobiet oczekiwano milczenia i poświęcenia, a one same dopiero uczyły się żądać czegoś więcej.