"Jesteśmy ofiarami własnego sukcesu". Szpital wojskowy i problemy z NFZ
Na auli Oddziału Kardiologii wojskowej lecznicy przy Al. Racławickich siedzi ok. 40 osób – wszystkie związane z przeprowadzaniem operacji w asyście robota da Vinci. To sporo więcej niż na początku starań szpitala o zakup wart ponad 15 mln zł – wówczas zaangażowanych był tylko kilka osób.
Prowadzą agroturystykę na Mazurach. Oto czym się zajmują
1000. operacja robotyczna (liczba jest już nieaktualna, bo wybiła dwa tygodnie temu) to tak naprawdę pretekst do opowiedzenia historii – o przeszkolonym skromnym zespole, który przez pierwsze miesiące nabierał wprawy; o szkoleniu kolejnych osób; o udanych zabiegach wymagających ogromnej precyzji, czyli o ponad tysiącu osób, które dzięki umiejętnościom i technologii nie zmagają się z powikłaniami po skomplikowanych operacjach. Ale i o szpitalu, który się zmienił.
– Robot zmienił ten szpital, ale ja byłbym ostatnim, który to powie – jednak mówi Artur Ostrowski z firmy Synektik. – Kiedy zacząłem tu przyjeżdżać, to był inny szpital. Wydaje mi się, że był inny duch, ale też inna infrastruktura, np. ta sala, w której teraz jesteśmy, a której wówczas nie było. Zaczynaliście w covidzie, dolar był po 5 zł, wiatr mocno wiał wam w oczy, a jednak jesteście tu, gdzie jesteście – dodaje.
Pieniądze na zakup przekazał szpitalowi organ prowadzący, czyli ministerstwo obrony narodowej, i była to najwyższa jednorazowa dotacja celowa w historii lecznicy. Placówka ma robota od 31 października 2022 r. i od tamtej pory wykonała ponad 1000 operacji: urologicznych (653), onkologicznych (306) i ginekologicznych (41). Ośmiu operatorów, trzech asystentów i pozostałe osoby z „teamu da Vinci” robią średnio 150 zabiegów robotycznych na kwartał. Jeśli natomiast całkowitą liczbę podzielić przez liczbę wszystkich dni od dostarczenia robota, zobaczymy dzienną średnią 1,56 i usłyszymy żartobliwe oburzenie załogi, która póki co operuje robotem tylko w dni robocze.
Na auli pada dużo słów o możliwościach robota. Prof. Remigiusz Żebrowski, kierownik Oddziału Chirurgii Onkologicznej, który wykonuje operacje ginekologiczne, nie ma wątpliwości, że „tylko robot jest w stanie uratować kobiety, ich funkcje i jakość życia” i nie może się doczekać, kiedy Narodowy Fundusz Zdrowia „doceni robota” w kwestii operacji wątroby i trzustki, natomiast dr n. med. Jacek Kiś, kierownik Oddziału Urologii Ogólnej i Onkologicznej i rekordzista w statystykach operacyjnych (na dziś przeprowadził ich 604), zwraca uwagę, że chorzy na raka prostaty nie muszą już bać się i zmagać z dotkliwymi skutkami operacji takich jak impotencja i nietrzymanie moczu. Momentem kulminacyjnym spotkania oficjalnego jest wręczenie dyplomu za 1000 operacji: odbiera go komendant i operatorzy robota, a prawie wszyscy, którzy pozostali na krzesłach, wyciągają telefony, żeby zrobić własne zdjęcie.
Również płk dr n. biol. Aleksander Michalski, komendant szpitala, nie szczędzi podsumowań, podziękowań i gratulacji. Zdradza także plany załogi: robot ma być „czynny” dłużej niż do godz. 19, operacje mają odbywać się także w soboty, a jeszcze przed wejściem na aulę, kiedy pytamy o apetyt na drugiego robota, mówi, że poza walorem szkoleniowym na pewno pozwoliłby „rozładować pewien tłok, bo operatorzy obecnie konkurują o dostęp do urządzenia”. Ale nie to jest największym problemem z aparaturą.
– Narodowy Fundusz Zdrowia niestety zwleka z odpłatnością za operacje robotowe i to jest nasz kłopot. Jesteśmy ofiarami własnego sukcesu: dużo operujemy, musimy uregulować wszelkie należności z tym związane, a na przychód musimy czekać, aż NFZ będzie miał środki. Tym niemniej nie zwalniajmy, bo najważniejsze jest dobro pacjenta i to, co możemy mu dać w ramach lepszego prowadzenia operacji.
Na ten moment wojskowy szpital czeka na ponad 3,4 mln zł za operacje robotyczne (przy czym nie jest to całe zobowiązanie NFZ-u, bo sumując wszystkie zaległości, ma do zapłaty 7,7 mln zł), z których koszt jednej to – w zależności od rodzaju – miedzy 33 a 38 tys. zł. Komendant na bieżąco ubiega się o finasowanie tych ponadlimitowych świadczeń. I tak od stycznia.
– NFZ daje w tym zakresie bardzo niskie limity, które reguluje zgodnie z umową. Ale co nam po limicie na 46 tys. zł miesięcznie, jak zrobiliśmy od początku roku ponadlimitowe operacje na ponad 3 mln. Wpływa to niestety na pogorszenie płynności finansowej. Musimy zapłacić personelowi wynagrodzenia, dostawcom za sprzęt wielo-, i jednorazowy. No i tak naprawdę, żeby to uregulować, musimy wykorzystać środki własne lub pożyczone, co coraz bardziej utrudnia bieżące funkcjonowanie szpitala– zaznacza Michalski.
Jeszcze w trakcie uroczystości w szpitalu wysłaliśmy Małgorzacie Bartoszek, rzeczniczce prasowej lubelskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, maila z pytaniem o to, dlaczego szpital nie dostał przelewu za wykonane operacje robotyczne i kiedy może się to zmienić. Na odpowiedź musieliśmy poczekać do następnego dnia, a mimo to wyjaśnienia nie są precyzyjne: rzeczniczka odniosła się jedynie do części zabiegów – tych, które zostały opłacone, czyli określonych limitem.
– Lubelski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia na bieżąco reguluje płatności, które wynikają z umów zawartych z 1 Wojskowym Szpitalem Klinicznym z Polikliniką SPZOZ w Lublinie. Za okres od stycznia do kwietnia 2025 r. (sprawozdawczości za maj jeszcze nie mamy) zapłaciliśmy szpitalowi za zabiegi wykonane robotem da Vinci i sprawozdane do NFZ – zgodnie z zawartą umową – odpisuje Bartoszek.