Katowice: Europejskich Dni Dziedzictwa w kopalni "Wujek"
Program Europejskich Dni Dziedzictwa na kopalni "Wujek" skupia się wokół kwestii związanych z architekturą. Jaką ma dla nas wartość to, że tak dobrze zachowało się miejsce, w którym rozegrała się tragiczna historia Dziewięciu z Wujka z 1981 roku?
Sebastian Rosenbaum: To miejsce ma szerszą historię i można powiedzieć, że są dwa Wujki. Jeden ma wymiar symboliczny związany z dramatem stanu wojennego, a drugi jest szerszy, bardziej złożony i odnoszący się do zupełnie innych zjawisk, czyli eksploatacji węgla, przemysłu ciężkiego i rozwoju Katowic do rangi miasta o większym rozmachu, będącego istotnym ośrodkiem przemysłowym. Przed nami rodzi się wielkie pytania w kontekście zamknięcia tej kopalni: czy będziemy w stanie zachować treść symboliczną tego miejsca wykraczającą poza Wujek? Czy ocalimy dziedzictwo regionalnej kultury przemysłowej, czy jesteśmy w stanie zachować też tę opowieść, czy będzie skazane tylko na tę, bardzo ważną i fundamentalną w skali ogólnopolskiej, opowieść martyrologiczną?
Wydaje mi się, że powinniśmy iść w tym kierunku, żeby te dwa płuca działały zgodnie. Amputacja segmentu dziedzictwa kultury przemysłowej byłaby straszną szkodą. Gdybyśmy poprzestali na zachowaniu wyłącznie miejsca pamięci: muzeum, krzyża i pewnych pojedynczych elementów powiązanych z tymi dramatycznymi wydarzeniami, a gdybyśmy pozwolili zniknąć całej reszcie kompleksu, w jego wymiarze architektonicznym, technicznym i infrastrukturalnym, to byłoby drastyczną stratą dla regionu i naszego dziedzictwa kulturowego.
Istnieje takie ryzyko?
Nie jest powiedziane, że to przetrwa, widzieliśmy już nie jedną kopalnię, która zniknęła z powierzchni ziemi i nic po niej nie zostało. Rozumiem to, że nie wszystko może przetrwać, ale wydaje mi się, że to miejsce zasługuje na to, by zachować je kompleksowo. Z mojej perspektywy historyka byłoby wręcz pożądane, gdybyśmy mieli zachowywać jakiś infrastrukturalny zrąb pokopalniany, to warto byłoby zachować ten, też ze względu na to, że to jest Oheim i późniejszy Wujek. Żeby potencjał martyrologiczny wybrzmiał też w innych środowiskach niż te, które zwykle do niego lgną, to byłoby dobrze, gdyby obok muzeum był też magnes, który przyciągałby innych ludzi, tych zainteresowanych historią techniki.
Gdyby przyjechali obejrzeć szyb, zjechali na dół, co jest technicznie możliwe, a później odwiedzili też muzeum martyrologiczne, to byłby duży uzysk poszerzania horyzontów. To mogłoby też działać w drugą stronę, zwłaszcza dla ludzi z innych części Polski, ale nie tylko. Dla naszego pokolenia górnictwo nie jest historią, bo kopalnie dalej fedrują, ale tak nie będzie zawsze. Osoby, które teraz mają 10-15 lat coraz mniej na ten temat wiedzą i patrzą na to jak na jakiś egzotyczny świat. Byłoby idealnie, gdyby te miejsca nie zostały przekształcone w huby gamingowe, które nijak nie opowiadają o historii i tożsamości tych miejsc, tylko gdyby potrafiły opowiedzieć o tym dziedzictwie.
Czy mamy w regionie świadomość tego, jakim potencjałem dysponujemy na "Wujku"? Zawiera się tu zarówno historia industrializacji i rewolucji przemysłowej, jak też historia początków "wolnego świata" i wydarzeń, które ukształtowały naszą rzeczywistość
To jest miejsce znakomite do wielorakiego wykorzystania, ponieważ już ma wielki walor, który pan wskazał, czyli historię demokratycznej walki z systemem autorytarnym i buntu, który kosztuje życie. To poruszająca i absolutnie uniwersalna opowieść w wymiarze światowym, czytelna dla wszystkich ludzi, którzy gdziekolwiek się z tymi problemami borykają, bo ma przekaz międzyludzki i międzynarodowy. Jeśli dodamy do tego opowieść o rewolucji przemysłowej, o mechanizmach technicznych, ale też o ludziach i ich obyczajach, co też jest uniwersalne dla tej historii, a jesteśmy w momencie odchodzenia od wydobycia, to wydaje mi się, że to będzie świetnie na siebie grać. A czy jest świadomość społeczna tego potencjału?
Podejrzewam, że jest bardzo duża i masa ludzi to świetnie rozumie. Problem polega na tym, że to trzeba wyartykułować i dyskutować o tym, bo to, co jest nienazwane, zmierza do nieistnienia. Trzeba to wskazywać publicznie, żeby tzw. decydenci, czyli podmioty, do których należą grunty czy infrastruktura, podejmując strategiczne decyzje o dalszym wykorzystaniu tych miejsc i obiektów, żeby też uświadomili sobie wieloraką wartość kulturową tego miejsca, by podejmując decyzje na dziesięciolecia, kierowali się względami wartości kulturowej, a nie tylko względami merkantylnymi. Inną rzeczą jest to, że kultura też jest merkantylna, to nie jest taki worek bez dna, do którego tylko trzeba wrzucać pieniądze. Kultura jest w stanie przynieść pieniądze. Czasami okazuje się, że takie działania przynoszą więcej korzyści, niż można początkowo przypuszczać.