Kosmiczna technologia NASA w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Poznaniu. "To ważniejsze niż stadion"
- Inwestycja była warta 50 mln złotych. Powierzchnia zakładu zwiększyła się dwukrotnie – mówi Irena Majer, dyrektorka Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego i Rehabilitacji Medycznej przy ul. Mogileńskiej w Poznaniu. - Wzrosły nasze możliwości. Z 90 do 130 łóżek rehabilitacji stacjonarnej i z 45 do 100 łóżek w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym. Mamy też 150 miejsc rehabilitacji dziennej.
Majer zastrzega, że zakład przy Mogileńskiej nie jest nową placówką. Jego historia sięga lat 60., kiedy mieścił się tu dom pomocy społecznej. Później powstał ZOL, a następnie oddziały rehabilitacji.
- W ramach inwestycji powstało zupełnie nowe skrzydło – od fundamentów po drugie piętro. We wcześniej istniejących fragmentach budynku przeprowadziliśmy modernizację. O ile na zewnątrz w pewnej części nie jest jeszcze idealnie, w środku cały zakład jest na nowoczesnym poziomie – podkreśla Majer.
Jaśkowiak: Nie ulegamy presji. Zakład, a nie nowy stadion
Zakład przy Mogileńskiej zajmuje się opieką długoterminową dla przewlekle chorych i rehabilitacją osób po urazach czy zabiegach. Trafiają tu także pacjenci po udarach, ze zwyrodnieniami, schorzeniami reumatologicznymi i neurologicznymi. Rocznie w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia placówka przyjmuje łącznie trzy tysiące pacjentów: 1,7 tys. w ramach rehabilitacji dziennej, tysiąc – stacjonarnej, a 300 w pozostałych oddziałach. Dziennie wykonuje się w niej około dwa tysiące zabiegów rehabilitacyjnych.
- Cieszę się, że przeznaczyliśmy 50 milionów złotych, żeby ten ośrodek miał taki standard – zapewnia Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. - Nie ulegamy presji i potrafimy przeznaczyć pieniądze dla tych, którzy naprawdę tego potrzebują.
Jaką presję ma na myśli? Wskazuje m.in. kwestię budowy nowego stadionu w Poznaniu.
- Zdaję sobie sprawę, jakie są narzędzia nacisku, żeby przeznaczyć pieniądze na inne cele. Większe możliwości mają kluby, które chcą nowych stadionów za 400 mln zł. Mogą wywieszać płachty i pisać na nich hasła. Seniorzy, którzy potrzebują wsparcia, takich narzędzi nie mają – wyjaśnia Jaśkowiak.
Zaznacza, że nadal będzie asertywny „w zakresie budowy nowych stadionów i innych fajerwerków”, ale na inwestycje takie, jak ta przy Mogileńskiej będzie namawiał radnych.
Jaśkowiak przekonuje, że wyposażenie w zakładzie nie odbiega od tego „w najlepszych ośrodkach, gdzie trzeba za to słono płacić”. Jako przykład wskazał bieżnię grawitacyjną, na którą pomagał zbierać pieniądze walcząc z Mateuszem Masternakiem.
Bieżnia antygrawitacyjna czy sprzęt przeciwdziałający upadkom
- Udało nam się stworzyć miejsce, w którym pacjenci mają możliwość skorzystania ze światowych standardów rehabilitacji. Często to technologia dostępna tylko i wyłącznie w prywatnych placówkach – uważa Jakub Urbanowicz, kierownik działu rehabilitacji zakładu przy Mogileńskiej. - Mówimy tu o sprzęcie wykorzystywanym w klubach sportowych ligi światowej. Znacząco wyprzedza on wymagania NFZ.
Urbanowicz wskazuje na urządzenie służące do pomiaru siły mięśniowej czy zakresu ruchu w stawach. Dzięki niemu pacjent widzi postępy, jakie robi w czasie rehabilitacji. To z kolei motywuje go do dalszej pracy. Jest też platforma Huber, czyli urządzenie do... wytrącania pacjenta z równowagi.
- Pracujemy tak nad koordynacją ruchową. Dużym problemem w społeczeństwie są upadki osób starszych. To urządzenie, które możemy wykorzystywać do profilaktyki – wskazuje Urbanowicz.
Dopytywany tłumaczy, że według Światowej Organizacji Zdrowia upadki seniorów to jedna z najczęstszych przyczyn ich śmierci. Nie po obrażeniach, ale w efekcie powikłań.
- Taka osoba w wyniku złamania trafia do łóżka, leży, a w wyniku problemów krążeniowo-oddechowych często dochodzi do śmierci – wyjaśnia.
Natomiast wspomniana bieżnia antygrawitacyjna to technologia kosmiczna i to dosłownie. Z takiego urządzenia korzysta się m.in. w NASA. Urbanowicz mówi, że zakład przy Mogileńskiej to jedyna placówka w Polsce, która w ramach umowy z NFZ daje pacjentom możliwość korzystania z takiego urządzenia. Służy ono do ponownej nauki prawidłowego chodu.
Jaki jest czas oczekiwania na przyjęcie?
Jednak ile czeka się na przyjęcie do zakładu? Irena Majer tłumaczy, że we wszystkich dziedzinach są kolejki dla pacjentów w stanie pilnym i stabilnym.
- Pewne rzeczy w rehabilitacji stacjonarnej nie mogą czekać miesiącami. Pacjent po zabiegu wszczepienia endoprotezy ma określony czas na podjęcie rehabilitacji. Czasami to cztery tygodnie, czasami nieco dłużej. Dlatego w ramach kolejki pilnej staramy się przyjąć przede wszystkim takie przypadki, które są kontynuacją leczenia szpitalnego, bo przynosi to dobry efekt zdrowotny – wyjaśnia Majer.
Przyznaje jednak, że czas oczekiwania pacjentów w kolejce pilnej wydłuża się.
- I to już na pewno nie w dniach, ale i w miesiącach – podsumowuje.