Koszalin: Wizyta Małgorzaty Gromadzkiej. Zaczęło się miło, ale później było też ostro
Na sali w delegaturze Urzędu Wojewódzkiej w Koszalinie usiadło około 40 rolników z całego regionu koszalińskiego. Pani wiceminister przywitała się z niemal każdym osobiście, przechodząc się po całej sali. 
- Wywodzę się ze wsi, mieszkam w małej miejscowości na Lubelszczyźnie, z mężem prowadzimy małe gospodarstwo - zaczęła nowa wiceministra. Dodała, że dobrze zna pracę na roli, że jako dziecko pomagała przy produkcji tytoniu, teraz podjęła wyzwanie pracy dla rolników. - Moim celem jest dialog i rozwiązanie problemów, by sytuacja się ustabilizowała. Wiem że rolnik nie potrzebuje jałmużny, ale godnego wynagrodzenia za ciężką pracę. Chodzi więc o to, by podać sobie ręce i wypracować rozwiązania. Rolnictwo nie ma barw politycznych - rzuciła. Mówiła długo, rolnicy słuchali. Później zabrali głos. 
- Jestem zdegustowany tym, co tu usłyszałem - rzucił Patryk Turowski, rolnik ze Starych Bielic. - Minęły dwa lata a my nadal jesteśmy w tym samym miejscu. Jak ktoś przychodzi do pracy, to raczej ma pojęcie o tym, co powinien robić. A nie zasłania się, że dopiero zaczyna i się wdraża. Idziemy do pracy to mamy już wiedzę - powiedział, wyraźnie nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi pani minister, że objęła funkcję kilka dni temu. - Oczekujemy konkretów: największą bolączką są umowy z Ukrainą. Ale martwi też handel z Indiami, USA, krajami Mercosuru. W Biedronce już widziałem ogórki z Indii. To nas niepokoi. 
Motocyklista wjechał w pieszego i chciał uciec. Dramatyczne nagranie z Małopolski
- Konkrety są i będę je przedstawiała. O tych wszystkich problemach wiem i musimy je rozwiązać. Dodam, ze zakaz importu z Ukrainy wciąż obowiązuje - usłyszeli uczestnicy spotkania. To trwało jeszcze długo. Pani minister zapowiedziała, że najpóźniej na początku nowego roku znowu przyjedzie do Koszalina.