Łeba: Opiekun kolonii usłyszał zarzuty po zdarzeniu nad morzem
- Opiekun dzieci usłyszał wczoraj zarzut z art. 160 Kodeksu Karnego par. 1 i 2 za narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, gdy ciążył na sprawcy obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo - poinformowała Magdalena Zielke, oficer prasowy lęborskiej policji. - Za te przestępstwo grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Śledczy podkreślają, że sytuacja mogła zakończyć się wielką tragedią. Policja przypomina też, że czerwona flaga oznacza całkowity zakaz kąpieli, a jej lekceważenie to igranie z życiem. - Wybierajmy strzeżone kąpieliska, stosujmy się do poleceń ratowników i nigdy nie wchodźmy do wody po alkoholu - apelują funkcjonariusze.
Dramat na plaży w Łebie
Do niebezpiecznego zdarzenia doszło w poniedziałek po południu. Jak wynika z ustaleń policji, po godz. 15.30 grupa kolonistów wraz z opiekunem weszła do morza w miejscu, gdzie obowiązywał całkowity zakaz kąpieli. Na wszystkich strzeżonych kąpieliskach w Łebie powiewały czerwone flagi - symbol bezwzględnego zakazu kąpieli z powodu wysokich fal i silnych prądów wstecznych.
Mimo to pięcioro dzieci w wieku od 11 do 13 lat i ich opiekun oddalili się od brzegu na około sto metrów. Chwilę później zaczęli tonąć. Patrol pieszy WOPR, który przypadkiem znajdował się w pobliżu, ruszył natychmiast na pomoc. Wezwano też wsparcie z pobliskiego kąpieliska. Do akcji dołączyły quady, ratownicy medyczni i specjalistyczny sprzęt ratunkowy.
- Cała szóstka została wyciągnięta z wody. Wszyscy byli przytomni, choć dwójce dzieci musieliśmy udzielić kwalifikowanej pierwszej pomocy. Zdecydowaliśmy również o wezwaniu karetek - relacjonował Kacper Treder z WOPR Gniewino. - Jedno z dzieci zostało przewiezione do szpitala na szczegółowe badania.
Ratownicy: "To cud, że nie doszło do tragedii"
Ratownicy nie kryją oburzenia postawą dorosłych. - Gdyby nie cud, mielibyśmy tragedię. Takie sytuacje są wynikiem rażących zaniedbań w organizacji kolonii. Instytucje odpowiedzialne za wypoczynek dzieci muszą w końcu otworzyć oczy - mówił Treder.
W podobnym tonie wypowiadali się inni ratownicy, wskazując, że problem nie dotyczy wyłącznie pojedynczego incydentu. - Tu nie chodzi o jednorazową lekkomyślność, ale o systemowe błędy. Brakuje odpowiedzialności i świadomości, że bezpieczeństwo dzieci nad wodą powinno być absolutnym priorytetem. Nie można ignorować flag, znaków i poleceń ratowników - podkreślali.