Lesko: Porodówka nie zacznie funkcjonować od września
W tym artykule:
Zapewnienie zostało złożone podczas spotkania w Ministerstwie Zdrowia, w którym uczestniczyła dyrekcja leskiego szpitala i samorządowcy. Towarzyszyli im licznie pracownicy lecznicy. Była minister wyszła do zgromadzonych i w towarzystwie posłanki Joanny Frydrych i posła Marka Rząsy zapewniła publicznie o korzystnym dla SP ZOZ w Lesku rozwiązaniu. Przyjęto to z ulgą i ogromną radością.
Nie będzie oddziału, tylko izba porodowa
Kubłem zimnej wody stały się informacje portalu Rynekzdrowia.pl, który dotarł do projektu Ministerstwa Zdrowia. Okazało się, że resort przygotowuje rozwiązania dla "wykluczonych terytorialnie" porodówek oparte o tworzenie terenowych oddziałów porodowych, tzw. izb porodowych.
W Lesku uznano, że jest to odroczona likwidacja porodówki.
- Dyskutowane "rozwiązanie" to markowanie ruchu, który w praktyce doprowadzi do zamknięcia naszego oddziału położniczo-ginekologicznego -- napisano na stronie "Porodówka w Bieszczadach ma zostać".
W konsekwencji, po ograniczeniu specjalizacji, w Lesku możliwe byłyby wyłącznie planowane porody naturalne, a w przypadku powikłań brak możliwości wykonania cesarskiego cięcia.
- W takiej sytuacji niemal żadna kobieta - poza przypadkami skrajnej biedy transportowej - nie zdecyduje się na poród w Lesku - zauważają obrońcy leskiej porodówki.
To rozwiązanie może doprowadzić do znaczącego spadku liczby porodów, co spowoduje, że ministerstwo zamknie oddział jako "nierentowny".
- Lesko potrzebuje w pełni funkcjonującego, bezpiecznego oddziału położniczo-ginekologicznego - nie półśrodka, który nie rozwiązuje żadnego z kluczowych problemów - apelują pracownicy szpitala.
Prosto z mostu i bez ściemy
W zeszły piątek w sali konferencyjnej leskiego magistratu odbyło się spotkanie w sprawie przyszłości porodówki w Lesku oraz łączenia szpitali w Ustrzykach Dolnych, Lesku i Sanoku. Uczestniczyli w nim przedstawiciele samorządów lokalnych, wojewody podkarpackiego, władz centralnych, MZ, NFZ, parlamentarzyści oraz mieszkańcy powiatu leskiego.
Choć gmina nie jest organem prowadzącym szpitala, głos zabrał burmistrz Adam Snarski, który, jak sam ocenia, mówił o sytuacji leskiego szpitala prosto z mostu i bez ściemy.
Włodarz Leska postanowił dać wyraz swojemu zażenowaniu dla braku jakiegokolwiek pomysłu rządzących na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia. Zdaniem burmistrza każdy ruch likwidacyjny, wymuszony na starostwie, będzie wynikiem zaniechania i braku reakcji resortu oraz wojewody.
- Ten brak reakcji jest dla mnie i całego społeczeństwa niezrozumiały - podkreślił burmistrz, zauważając, że brak decyzji jest też rozstrzygnięciem. Jest to według Snarskiego świadome działanie.
Spotkanie nie zakończyło się przełomem. W tej patowej sytuacji czasowe zamknięcie porodówki zostało przedłużone o miesiąc.
Nie ma zgody na ukrytą prywatyzację usług medycznych w Bieszczadach
Obrońcy leskiego szpitala po spotkaniu nie załamali jednak rąk.
- Walczymy dalej. Tak, żeby każdy w Ministerstwie Zdrowia zapamiętał gdzie leży Lesko - zapowiadają.
Skierowali też informację do korporacji medycznych, które po zamknięciu oddziału będą, ich zdaniem, łakomiły się na nowo odremontowany z publicznych środków kompleks lokali SPZOZ w Lesku, tak jak było to w Olkuszu, Kwidzynie, Augustowie, Kamieniu Pomorskim, Ząbkowicach Śląskich i wielu innych miejscach.
- Nie ma zgody na ukrytą prywatyzacje usług medycznych w Bieszczadach, nie będziemy pakowali naszych publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni. Żądamy godnej opieki zdrowotnej bez względu na kod pocztowy - twardo stawiają sprawę.
Poseł partii Razem: Czy zostanie dotrzymane zobowiązanie?
W sukurs mieszkańcom Bieszczadów ponownie przyszła Partia Razem. Tym razem w sprawie porodówki głos zabrał poseł Maciej Konieczny, który 19 sierpnia br. skierował oficjalne pismo do Ministerstwa Zdrowia. Przypomniał o zapewnieniach, które złożyła minister Leszczyna.
Skrytykował pomysł zastąpienia porodówki izbą porodową i domagał się od ministerstwa jasnych odpowiedzi dotyczących zobowiązania o wznowieniu działalności porodówki od 1 września oraz, w razie negatywnego stanowiska, informacji odnośnie procedury, jaką przewiduje resort w przypadku powikłań oraz wskazania odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji za ewentualny transport pacjentek do szpitali oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów.