Łódź: Dlaczego pacjenci poradni szpitalnych czekają nawet kilkanaście miesięcy na badanie usg?
Czas oczekiwania na badania usg w innych szpitalach jest krótszy, ale nie krótki.
Świadek podniósł alarm. Spójrzcie na nagranie ze Śląska
Chory zaciska zęby i czeka
W ICZMP na badanie usg narządów rodnych panie czekają pół roku, a w Centralnym Szpitalu Klinicznym nr 2 przy ul. Żeromskiego 113 pacjenci z poradni przyszpitalnych zapisywani są na terminy w lutym. Tylko dwa tygodnie pacjent czeka natomiast na badanie w MCM im. dr. K. Jonschera przy ul. Milionowej 14. W szpitalu Bonifratrów do końca roku nie ma już terminów na badanie usg. Będą znane dopiero w połowie grudnia i wtedy ruszą zapisy na przyszły rok. W szpitalu Kopernika natomiast pacjenci z poradni przyszpitalnych na badanie usg wyznaczani są na luty przyszłego roku.
Pacjenci, którzy nie mogą czekać tak długo idą do prywatnego gabinetu i płaca za badanie nawet 300 zł.
Kolejki bez nadzoru
Badania USG organizuje i opłaca świadczeniodawca czyli lekarz, który zleca nam taką diagnostykę. Cena badania jest wliczona w poradę za którą płaci NFZ. NFZ nie monitoruje również czasu oczekiwania na badania - stąd nie znajdziemy czasu oczekiwania na badania w wyszukiwarce terminyleczenia.nfz.gov.pl. NFZ płaci bezpośrednio, a tym samym monitoruje czas oczekiwania, tylko za tzw. badania kosztochłonne czyli kolonoskopię, TK, RM, PET.
- Lekarz w poradni, która ma z nami mowę zleca choremu w ramach diagnostyki badanie usg i kieruje go do placówki z którą ma podpisaną umowę na robienie takich badań albo wykonuje je u siebie - wyjaśnia Expressowi Ilustrowanemu Anna Leder, rzeczniczka prasowa NFZ. - Może wymagać krótkiego czasu wykonania badań. Jeśli robi u siebie, organizuje to tak, żeby miało to sens dla pacjentów i lekarza, który leczy chorego.
Poprosiliśmy dyrekcję USK o wyjaśnieni działania podjęła placówka aby skrócić terminy oczekiwania na badania usg. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
Pacjent płci za badanie dwa razy
Dla NFZ badanie usg nie jest badaniem kosztochłonnym, więc nie monitoruje terminów badań. Ale kosztochłonne staje się ono dla pacjenta, który mając w perspektywie kilkanaście miesięcy czekania na diagnostykę w trosce o własne zdrowie musi pójść do prywatnego gabinetu i ponownie zapłacić za usg, tym razem 300 zł. Ponownie, bo to ze składki zdrowotnej pacjenta NFZ płaci specjaliście za poradę i badanie usg, którego ten najczęściej nie miał wykonanego, bo musiał się zbadać w sektorze prywatnym.