Sąd skazał 27-letniego Artura B. na dwa lata i siedem miesięcy więzienia, mimo że prokurator w mowach końcowych domagał się 12 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności. Kara dlatego okazała się tak łagodna, bowiem - według sądu - nie było dowodów na to, że 27-latek chciał zabić Hannę P.
Nie może zbliżać się do pokrzywdzonej
Ponadto sąd przyznał pokrzywdzonej nawiązkę w wysokości 5 tys. zł oraz zakazał oskarżonemu na zbliżanie się do niej na odległość stu metrów przez okres trzech lat. Wyrok nie jest prawomocny.
Świadek podniósł alarm. Spójrzcie na nagranie ze Śląska
Oskarżony nie przyznawał się do winy. W śledztwie zapewniał, że Hannie P. nie chciał zrobić krzywdy, a jedynie ją nastraszyć. Tymczasem prokuratorzy byli przekonani, że 27-latek chciał podpalić byłą konkubinę, ale ze zdenerwowania nie potrafił zapalić zapalniczki, która - jak wykazali biegli - była sprawna.
Zemsta przyczyną dramatycznych wydarzeń
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Rejonowa Łódź - Górna. Z jej ustaleń wynikało, że związek oskarżonego i pokrzywdzonej był konfliktowy. Często dochodziło do awantur. Bywało, że on wyprowadzał się od niej, po czym znów wracał. Doszło nawet do sytuacji, że Artur B. uderzył swą wybrankę ręką w twarz. Ponadto utrzymywał, że spali się żywcem.
Jaka była przyczyna dramatycznych wydarzeń, do których doszło w kamienicy przy ul. Kruczej w Łodzi na Górnej? Według śledczych chodziło o zemstę. Otóż na temat 27-latka zaczęły krążyć pogłoski, które on uznał za kłamliwe. Był przekonany, że źródłem plotek jest Hanna P. oraz jej sąsiad Kamil P, z którym odbył rozmowę. Efekt rozmowy był taki, że oskarżony całą winą za pogłoski obarczył przyjaciółkę. Stąd jego karalne poczynania.