Łódzkie: W regionie też były problemy z owczarkami belgijskimi
Grzybiarz zagryziony przez psy koło Zielonej Góry
W środę (15 października) zmarł grzybiarz zaatakowany przez psy koło Zielonej Góry. 46-letni pan Marian był pracownikiem firmy transportowej. W niedzielę (12 października) zatrzymał się na przerwę w trasie na MOP-ie przy S3. Wykorzystał ją na grzybobranie. Zdążył jeszcze wysłać partnerce zdjęcie i pochwalić się zbiorami. A chwilę później dopadły go trzy owczarki belgijskie i dotkliwie pogryzły. Mężczyzna zdążył zadzwonić na 112, został zabrany do szpitala na OIOM. Lekarze doliczyli się 53 ran, chcieli go ratować amputując nogi. Nie zdążyli, mężczyzna zmarł.
Psy, które pogryzły grzybiarza to najprawdopodobniej owczarki belgijskie. To bardzo inteligentne, używane m.in. przez policję psy. Ale w rękach nieodpowiedzialnej osoby mogą zamienić się w morderców. Dwa takie psy zagryzły w 2022 roku 48-latka pod Lublinem. Mężczyzna miał liczne rany, w tym przegryzione tętnice, psy uciekły z pobliskiej działki dziurą pod płotem.
Problemy z owczarkami belgijskimi miała niedawno gmina Aleksandrów Łódzki. Jeden z mieszkańców wsi miał dwa owczarki i - jak ustalili urzędnicy - nadużywał alkoholu co utrudniało opiekę nad "belgami". - Hodowca trzymał je w bardzo złych warunkach, zwierzęta były agresywne, sam bał się wchodzić do kojca jednego z psów - wylicza Katarzyna Rezler, pełnomocnik burmistrza Aleksandrowa Łódzkiego ds. zwierząt. - Gdyby te psy wydostały się na zewnątrz skończyłoby się to co najmniej pogryzieniem - ocenia.
Sąsiedzi się bali więc urzędnicy próbowali odebrać niefrasobliwemu hodowcy psy. Sprawę prowadziła prokuratura, ale postępowanie się przeciągało. - Ostatecznie psy zabrano w listopadzie zeszłego roku, gdy właściciel... zmarł.
Zdaniem Katarzyny Rezler przepisy dotyczące zwierząt nie pozwalają urzędnikom na wiele działań. Bezpańskiego psa gmina może szybko odwieźć do schroniska. Ale jeśli ma właściciela może go zabrać tylko na wniosek policji, organizacji zajmującej się prawami zwierząt albo weterynarza, ale tylko wtedy, gdy... właściciel znęca się lub źle traktuje zwierzę.
- Ale jeżeli pies jest w dobrym stanie i atakuje ludzi to gmina nie może zrobić nic - tłumaczy Katarzyna Rezler.
Właścicielowi wałęsającego się psa grozi najwyżej mandat. W skrajnych przypadkach sąd może orzec przepadek zwierzęcia, a jeśli psy stwarzają zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi może mieć sprawę karną. Ale to trwa.
Dlatego w wielu miejscach regiony mieszkańcy wobec sąsiadów z agresywnymi psami są bezradni. W weekend w jednej z wsi w powiecie łowickim pod sklepem dwa dni leżały owczarki niemieckie. Klienci się ich bali, ale psów nie można było odwieźć do schroniska. Miały właściciela, który - jak ustalili urzędnicy - był nietrzeźwy.
O pomoc często proszą też mieszkańcy jednej z wsi w gminie Parzęczew. Właściciel ma kilkanaście owczarków niemieckich, którym zdarza się czasem uciec do lasu. Psy są zadbane, urzędnicy nie mogą pomóc.
Tymczasem wałęsające się psy także w regionie łódzkim doprowadzały do tragedii. Trzy lata temu w Mikołajówku powiecie łaskim sfora psów ciężko pogryzła idącą do szkoły 18-letnią Weronikę. Atak psów trwał prawie dwie godziny, dziewczynę znaleziono leżącą w rowie, w którym próbowała ratować twarz przyciskając ją do ziemi. Nastolatka przez kilka dni walczyła o życie, ostatecznie przeżyła, ale straciła włosy i ma uszkodzone oczy. Psy miały właściciela. Prokuratura zarzuciła mu niezachowanie wystarczającej ostrożności przy trzymaniu psów i przyczynienie się do uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do trzech lat więzienia.