Lublin: Jarosław Dymek najpierw gonił autobusy, teraz przebiega ulice
Jarosław Dymek gościł już na naszych łamach na początku stycznia, kiedy jako jedyni napisaliśmy o ukończeniu wyzwania, podczas którego przebiegał trasy wszystkich linii komunikacji miejskiej – logistyka zajęła mu 14 miesięcy, a sam ruch dokładnie 8 tys. 209 min. Jak przyznaje dziś, z tamtych czasów została mu miłość do podróżowania komunikacją miejską, z której wcześniej prawie wcale nie korzystał.
Ulice-widmo
Tak jak poprzednim razem, tak i teraz – a może nawet bardziej – najtrudniejsze jest zaplecze planistyczne.
– Napisałem do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego z prośbą o wykaz ulic. Według niego wszystkich jest 1041, inne źródła podają, że nawet 1300, a ile ostatecznie, to okaże się po wyzwaniu. Ku mojemu zdziwieniu, często zdarza się, że „znajduję” ulicę, której nie pokazuje Google Maps albo odwrotnie. Ostatnio wklepywałem w wykaz mnóstwo ulic, wydaje mi się, w okolicy ul. Wyzwolenia, a innym razem odkryłem, że doskonale widoczna w aplikacji ulica nie istnieje – mówi.
Z tym wiążą się, jak ze wszystkim, plusy i minusy. Plusem jest odkrycie wielu tajemnic Lublina, którymi wcześniej dla Jarka było istnienie niektórych dzielnic, np. Konstantynowa, a także doświadczenie różnorodności: raz biegnie przy głównej ulicy, raz po osiedlowej wyglądającej jak wewnętrzna, raz po żwirowej, raz po wąziutkiej. Minusem z kolei, i to najbardziej dotkliwym podczas samego ruchu, jest konieczność częstego sięgania po telefon.
– Jak ktoś śledzi moje statystyki, to może pomyśleć, że truchtam sobie powolutku po Lublinie albo nawet chodzę. Słabe tempo jednak wynika z tego, że muszę na bieżąco sprawdzać mapkę. A żeby to zrobić, ze względu bezpieczeństwa muszę przystanąć.
Zwykle podczas jednorazowego wyzwaniowego biegu pokonuje od ok. 20 do nawet 35 km.
Wyzwanie Street Challenge Lublin
Jarek rozpoczął wyzwanie w marcu i od tej pory przebiegł już jego połowę. Wybiera najczęściej deszczowe dni, bo jako ogrodnik i tak nie może wtedy pracować, i takie, kiedy może zrobić dłuższą przerwę w opiece nad dziećmi. Według stanu na 28 lipca, na liczniku ma 15 z 27 dzielnic i 710 z 1041 ulic. Ostatnią były Rury, następną prawdopodobnie będą Czuby Północne. Zwiedzone zostały już także:
- Bronowice,
- Kośminek,
- Tatary,
- Felin,
- Stare Miasto,
- Kalinowszczyzna
- Za Cukrownią,
- Śródmieście,
- Czechów Południe,
- Wieniawa,
- Czechów Północny,
- Sławinek,
- Konstantynów,
- Węglin Północny.
Jarek chciałby ukończyć challenge przed końcem roku, ale w najbliższych tygodniach postępy mogą być wolniejsze. Wszystko przez to, że przygotowuje się do dwóch startów – w Półmaratonie Chmielakowym 23 sierpnia i maratonie amsterdamskim 25 października – a do tego potrzebuje bardziej różnorodnych treningów niż tzw. długie wybiegania. Ma nadzieję na dobre wyniki, ale jak podkreśla, etap walczenia o życiówki ma już za sobą, teraz większym osiągnięciem jest dla niego ukończenie mniej typowych wyzwań, takich jak poprzednie autobusowe i obecne uliczne. I chociaż do jego końca zostało sporo czasu, już zastanawia się na kolejnym, bo jak sam mówi, trudno mu usiedzieć w miejscu.
– Może ktoś mi podpowie – śmieje się Jarek. – Street challenge wziął się stąd, że ktoś w komentarzu napisał, żebym teraz przebiegł ulice. Mam nadzieję, że tym razem też ktoś podpowie mi coś ciekawego.
Swoje postępy wrzuca na facebooka i instagram (@bieganienaspontanie), ale przyznaje, że do tej pory nie skontaktował się z nim nikt, kto chciałby powtórzyć jego wyzwania.
„Nie chcę robić pustych kilometrów”
Jarek kilka dni temu, po przebiegnięciu na raz całego Węglina Północnego, poinformował, że odtąd kończy z bieganiem na darmo.
– Nie chcę robić pustych kilometrów. Rozmawiałem o wyzwaniu z rehabilitantem i to on powiedział, żebym zbierał przy tym pieniądze dla kogoś. Szybko podchwyciłem temat. Szymona znam osobiście, to nie jest przypadkowa osoba, i mam nadzieję, że przy okazji uda się mu pomóc.
Zbiórka dotyczy 10-letniego Szymona Łyty, u którego nagle wykryto raka. Zapełnić kilometry Jarka można pod tym linkiem.