Ostatni dzień Lenina. Tak umierał sowiecki zbrodniarz
Włodzimierz Lenin zmarł 21 stycznia 1924. Śmierć sowieckiego dyktatora nie była dla nikogo niespodzianką. Po czterech udarach mężczyzna został poważnie sparaliżowany i tylko kwestią czasu była jego odejście z tego świata. Przed śmiercią twórca ZSRR, jak czytamy w źródłach, "wyglądał na straszliwie zmęczonego i znękanego".
Powrót nadziei
Końcówka 1923 roku była w życiu Włodzimierza Lenina zdecydowanie lepsza niż pierwsza jego połowa, kiedy dochodził on do siebie po czterech udarach, które wywróciły mu życie do góry nogami. Chory z każdym miesiącem czuł się lepiej, co pozwalało mu oraz jego najbliższym optymistyczniej patrzeć w przyszłość.
W tym czasie mężczyzna wstawał już samodzielnie z łóżka i za pomocą laski poruszał się po pokoju. Kiedy natomiast opuszczał dom w Gorkach, długie godziny spędzał na spacerach w towarzystwie ukochanej żony Nadieżdy Krupskiej. Razem zwiedzali najbliższą okolicę, obfitującą w wiele pięknych miejsc, i zbierali grzyby.
Pewnego dnia Lenin udał się do przebywającego na kuracji w Gorkim Aleksandra Prieobrażenskiego, z którym swego czasu toczył dysputy o zawiłych problemach marksizmu. Schorowany przywódca komunistów był uszczęśliwiony tym, że może uściskać dawnego znajomego i pobyć w jego towarzystwie dłuższą chwilę.
Kiepski model
W domu w Gorkim Lenin bardzo rzadko widywał gości. Towarzysz Stalin, aspirujący do przejęcia władzy w ZSRR po jego śmierci, zadbał o to, by liczba spotkań z przyjezdnymi była ograniczona do absolutnego minimum. Nawet służbie zakazał kręcenia się bez powodu przy chorym, co – jak tłumaczył – miało mu pomóc w dojściu do zdrowia i odzyskaniu równowagi psychicznej.
W lipcu 1923 roku do Gorkiego przyjechał brat Lenina, Dmitrij Uljanow. Kilka miesięcy później, w grudniu, Lew Kamieniew zawiózł do Gorkiego artystę Jurija Annienkowa, któremu polecił wykonanie portretu chorego.
"Przywitała nas Krupska – napisał później Annienkow. – Powiedziała, że o portrecie nie ma nawet co myśleć. Rzeczywiście, Lenin spoczywający na szezlongu, owinięty w koc i patrzący mimo nas z bezradnym, rozbrajającym uśmiechem człowieka, który cofnął się do czasów dzieciństwa, mógł służyć tylko jako model do ilustracji tej strasznej choroby, ale w żadnym wypadku nie nadawał się do pozowania do portretu".
Ostatnia podróż do Moskwy
18 października 1923 roku Lenin wsiadł do swojego rolls-royce’a i zaczął się domagać, by zawieziono go do Moskwy. Żona próbowała wprawdzie wyperswadować mu ten pomysł, twierdząc, że nie mają odpowiedniej przepustki, lecz on tylko się uśmiechnął i burknął coś niezrozumiałego. W końcu Nadieżda uległa naleganiom męża, który już od dawna chciał odwiedzić Kreml, lecz problemy zdrowotne mu to uniemożliwiały.
Wraz z Leninem do stolicy udali się jego żona, kilku lekarzy oraz członkowie ochrony. Podróż zajęła im ponad godzinę i gdy już pozwolono im przekroczyć bramy Kremla, Lenin nie posiadał się z radości. Z wielką ochotą odwiedził miejsca, w których wcześniej często przebywał: biuro Sownarkomu czy salę posiedzeń Komitetu Centralnego. Mógł sobie przypomnieć lata świetności, gdy właśnie stąd kierował bolszewicką Rosją.
Wspomnienia te wyzwoliły w nim niekontrolowane uczucia i przez chwilę wydawało się, że nie będzie już mógł kontynuować odwiedzin. Rychło jednak otrząsnął się i jakby nigdy nic dalej zaglądał do dobrze sobie znanych pomieszczeń.
Na sam koniec komunistyczny dyktator zostawił mieszkanie, w którym spędził wiele urokliwych chwil z Nadieżdą. Nie mógł oderwać wzroku od zgromadzonych w nim sprzętów czy książek, próbując sięgnąć do pamięci i sprawdzić, czy wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Mimo szczerych chęci nie mógł sobie za wiele przypomnieć, jego mózg był bowiem zbyt mocno uszkodzony.
Goście z Gorkiego zamierzali przed wyjazdem zobaczyć jeszcze Wszechrosyjską Wystawę Gospodarstwa Wiejskiego i Rzemiosła, lecz fatalna pogoda przeszkodziła w zrealizowaniu tego zamierzenia. Postanowiono wracać do domu.
Przesądzony los dyktatora
Lenin po wyjeździe z Kremla wydawał się być szczęśliwy jak dziecko. Już dawno nie czuł się tak wyśmienicie, choć o powrocie do zdrowia nie mogło być mowy. Lekarze bez ogródek oznajmili najbliższej rodzinie, że kilkukrotne udary uczyniły tak poważne spustoszenie w jego organizmie, że tylko cud mógłby postawić go na nogi.
Dochodziło to wszystko do Nadieżdy Krupskiej, która pomimo zwątpień i zniechęcenia ciągle opiekowała się schorowanym małżonkiem. Pewnego razu napisała: "Żyję tylko tym, że każdego ranka Wołodia cieszy się na mój widok, bierze mnie za rękę, czasem nawet rozmawiamy bez słów o różnych rzeczach, dla których i tak nie ma nazwy".
Innym razem wspominała: "Każdego dnia osiąga jakiś postęp, ale są to mikroskopijne zmiany, więc nadal trwamy w zawieszeniu pomiędzy życiem a śmiercią".
Zmęczony i znękany Lenin
Zanim nastąpił kres życia, Lenin musiał się jeszcze nieco nacierpieć. Zazwyczaj siedział w domu, patrząc na liście opadające z drzew oraz, gdy nastała zima, na śnieg leżący na pobliskich polach i ciągnące się całymi kilometrami po horyzont drzewa. Gdy zdrowie mu na to pozwalało, wraz z Nadieżdą jeździł po okolicy saniami.
Bywały dni, gdy schorowany mężczyzna czuł się rewelacyjnie, co napawało optymizmem lekarzy i jego najbliższą rodzinę. Była to jednak przysłowiowa cisza przed burzą. Nadieżda podskórnie przeczuwała, że niebawem coś złego się przydarzy.
17 stycznia 1924 roku, jak zapisała w swym pamiętniku kobieta, jej małżonek "wyglądał na straszliwie zmęczonego i znękanego. Często przymykał oczy i bladł, ale przede wszystkim jego wyraz twarzy jakoś się zmienił, jego wzrok stał się jakoś ślepy".
Śmierć Lenina (21 stycznia 1924)
21 stycznia Gorki nawiedziła piękna pogoda, choć na zewnątrz dało się odczuć przenikliwe zimno. Lenin wstał z łóżka o dziesiątej trzydzieści, a następnie udał się do toalety. Wypił pół filiżanki kawy, po czym poszedł się położyć. Nie czuł się najlepiej. Uznał, że drzemka dobrze mu zrobi, choć nie zamierzał wstawać o jakiejś konkretnej godzinie.
Sowiecki dyktator ocknął się o piętnastej, tym razem już z lepszym nastawieniem i większą energią. Zaproponowano mu, by wyszedł choć na chwilę na zewnątrz i zaczerpnął trochę świeżego powietrza. Jak wynika z jednej z relacji, "usadzono go na poduszkach w saniach i patrzył, jak grupa robotników z majątku wyrusza na polowanie. Był w dobrym nastroju, najwyraźniej zadowolony. Mało rzeczy cieszyło go bardziej niż polowanie. Kiedy retriever przyniósł ptaka jednemu z robotników w pobliże sań, Lenin podniósł zdrową rękę i udało się mu powiedzieć: dobry pies".
Pobyt na zewnątrz dał się najwyraźniej mocno we znaki Leninowi, skoro po powrocie do pokoju czuł się wyczerpany. Aby postawić go na nogi, podano mu smaczny rosół, a potem kawę.
Po jakimś czasie z gardła mężczyzny zaczął wydobywać się charkot, który stawał się coraz głośniejszy. Dyżurni lekarze próbowali mu wprawdzie pomóc, ale żadne z ich działań nie przyniosło spodziewanego rezultatu. Lenin zapadł w śpiączkę. Po kilkudziesięciu minutach się obudził. Był cały zalany potem, jęczał z bólu i rzucał się po łóżku.
Przez cały ten czas Nadieżda Krupska trzymała go za mokrą dłoń, patrząc z przerażeniem na coraz bardziej blednącą twarz męża. Tętno z każdą upływającą minutą zanikało, a medycy, próbując pobudzić serce, wstrzykiwali kamforę i stosowali sztuczne oddychanie. Na nic się to nie zdało. O osiemnastej pięćdziesiąt Włodzimierza nie było już wśród żywych.
Źródło
Niniejszy tekst stanowi fragment książki dr Mariusza Sampa "Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji" (Kraków 2024), opowiadającej o ostatnich chwilach poprzedników Putina.