Pani Veronica padła ofiarą oszustwa? Kupiła mieszkanie z wadą prawną, o której nie wiedziała. Właściciel zataił kluczową informację
W tym artykule:
Kupiła mieszkanie z wadą prawną... o której nie wiedziała
Veronica Tseloguz na początku września 2024 roku znalazła ogłoszenie o sprzedaży mieszkania na poznańskim Junikowie. Od razu wpadło jej w oko. Wraz z mężem zdecydowali się na kupno. Dopiero kilka tygodni później okazało się, że lokal nie ma pozwolenia na użytkowanie. Sprzedający nie poinformował o tym kobiety. Veronica czuje, że została oszukana.
– Chciałam zamieszkać tu z rodziną, sprowadzić swoją mamę z Białorusi. A teraz co? Mam kredyt, który opłacam, nie mam kluczy do tego mieszkania i jeszcze muszę wynajmować. To jest straszne – mówi Veronica.
18 września pierwszy raz doszło do spotkania pani Veroniki i jej męża z – jak im się wydawało – właścicielem mieszkania, Krzysztofem R. Mieszkanie na poznańskim Junikowie ma 68 metrów kwadratowych, a Veronica kupiła je za 670 tys. złotych na kredyt hipoteczny.
– Powiedział nam, że powodem sprzedaży mieszkania jest planowana przeprowadzka do Europy. Nie powiedział jednak, że to nie jest jego mieszkanie, a jego rodziców.
Dopiero później (na drugim lub trzecim spotkaniu) kobieta dowiedziała się, że sprzedawca nie jest właścicielem, a jedynie pośrednikiem sprzedaży między kupującymi a jego rodzicami. Choć jeszcze w 2011 roku nim był, dopiero później sprzedał mieszkanie rodzicom.
Podczas jednej z wizyt w mieszkaniu Veronica zapytała żony mężczyzny, dokąd się wyprowadzają.
– Żona R. była bardzo zdziwiona powiedziała, że nigdzie nie wyjeżdżają. Dlaczego skłamał? Po co to zrobił? – pyta Veronica.
"Już go więcej nie zobaczycie"
Veronica zatrudniła doradczynię nieruchomości – Magdalenę K. (która była także jej doradcą finansowym w banku PKO). Miała przeprowadzić kobietę przez cały proces sprzedaży, gdyż ta po raz pierwszy kupowała mieszkanie, chciała mieć pewność, że wszystko pójdzie po jej myśli. Doradczyni otrzymała 5 tys. złotych przedpłaty – kolejne 5 tys. miała otrzymać po otrzymaniu kluczy do mieszkania.
Poleciła jej również notariusza oraz kobietę w banku PBO, która udzielała kredytu. Później, po wykryciu oszustwa, miała odwodzić Veronicę i jej męża od wejścia na ścieżkę sądową.
– Zaczęła mówić, że odda wszystkie pieniądze, ale mam nikomu nie mówić, że mieliśmy umowę.
Pieniądze doradczyni miała dostać do ręki. Veronica nie ma pokwitowania ani wyciągu z konta.
– Podczas jednej z wizyt w mieszkaniu, kiedy zdało się sprzedającemu jakieś pytania, to zaczynał krzyczeć, robić bałagan i od razu zaczął dzwonić do kogoś czy wychodził do sąsiadki. Teraz rozumiem dlaczego on to robił, chciał nas oszukać.
Veronica wraz z mężem mieli wątpliwości, jednak Magdalena K. przekonała ich do tego, że po tym, jak kupią mieszkanie, "już więcej R. nie zobaczą". Ostatecznie umowa przedwstępna została podpisana 26 września.
7 listopada odbyło się podpisanie aktu notarialnego u notariusza poleconego przez Magdalenę K. Przed podpisaniem aktu notarialnego notariusz odczytał treść, ale nie zwrócił uwagi na to, że akt nie jest zgodny z umową przedwstępną. Nie zawiera zapisu o komórce lokatorskiej, która była elementem umowy przedwstępnej. Notariusz nie wskazał żadnych rozbieżności.
Mieszkania na Junikowie bez pozwolenia na użytkowanie
W kwietniu 2015 roku PINB uchylił decyzję zezwalającą na użytkowanie budynku mieszkalnego na ulicy Strzelińskiej w Poznaniu. W 2016 roku WINB utrzymał decyzję i umorzył postępowanie w sprawie pozwolenia na użytkowanie. W 2017 R. sprzedał mieszkanie rodzicom. O tym fakcie Veronica dowiedziała się dopiero w listopadzie, po rozmowach z sąsiadami.
– Pan R. w ogóle nic nie powiedział. Nawet się nie zająknął, że jest jakaś wada prawna. Gdybym o tym wiedziała, nawet bym nie oglądała tego mieszkania.
Jeden z sąsiadów, pan Szymon, poinformował Veronicę, że R. dobrze wiedział o wadzie prawnej mieszkania, bo był jego pierwotnym właścicielem. Wszystkie osoby we wspólnocie otrzymały oficjalne pisma z PINB.
W tym samym miesiącu Veronica miała odebrać klucze do mieszkania i podpisać protokół zdawczo-odbiorczy, były właściciel mieszkania poinformował, że nie ma kluczy do skrzynki pocztowej, liczników czy pilota do garażu. Nie wiedział też, która komórka lokatorska przynależy do mieszkania (choć wcześniej poprawnie je wskazywał). Później okazało się, że te nie przynależą do mieszkań, tylko do wspólnoty, a z garażu i tak nie można korzystać.
– Postanowiliśmy wpisać to wszystko do protokołu zdawczo-odbiorczego i chcieliśmy, żeby to podpisał. Nie zgodził się, zaczął krzyczeć, że jestem oszustką, kazał wyjść z mieszkania, zamknął drzwi i odjechał. Nie oddał kluczy – opowiada Veronica.
Na drugi dzień zadzwonił do kobiety i chciał przekazać klucze. Po rozmowie z prawnikiem postanowiła ich nie odbierać.
Veronica z informacją o wadzie prawnej zadzwoniła do R. dopiero, gdy otrzymała oficjalne potwierdzenie z inspektoratu.
– Zapytałam się, kiedy zamierzał mi powiedzieć, że mieszkanie nie ma pozwolenia na użytkowanie. Zaczął się śmiać i powiedział, że to jest bzdura.
Prokuratura wszczyna postępowanie
– Pani z banku PKO powiedziała mi, że bank nie może udzielić kredytu hipotecznego, jeśli mieszkanie nie posiada pozwolenia na użytkowanie – mówi Veronica. Kredyt i tak otrzymała.
Kiedy przedstawiciele banku przed udzieleniem kredytu robili kontrolę mieszkania (którą opłaciła Veronica), pani Magda powiedziała kobiecie, że nie musi być na miejscu. Wystarczy jego ówczesny właściciel - R., który zjawił się w lokalu.
– Nie wiem o czym rozmawiali, ale nie mogę uzyskać operatu szacunkowego. Nikt mi go nie daje.
Pracownica banku utrzymywała, że kobieta nie ma prawa ubiegać się o wgląd do operatu szacunkowego. Poinformowała, że jeśli chodzi o problem z mieszkaniem, to "pani Magdalena wspomniała o tym". Było to tydzień po tym, jak bank przelał pieniądze na konto rodziców R.
– Wciąż mam nadzieję, że uda się to wszystko anulować.
Śledztwo zostało wszczęte przez Prokuraturę Rejonową Poznań-Grunwald już 18 marca. Tymczasem dopiero 19 maja Veronica została przesłuchana na policji w charakterze świadka i osoby pokrzywdzonej, a jej mąż – 28 maja. Od tego czasu nie przeprowadzono żadnych innych czynności procesowych. Mężczyzna może odpowiedzieć przed sądem za doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Próbowaliśmy się skontaktować z panem R., nie odebrał jednak telefonu.