Philip Hench. Lekarz, który ulżył w bólu milionom chorych
Lekarz, który oswobodził miliony chorych z więzienia bólu. Philip Hench nie odkrył cudownego leku – znalazł sposób, by ciało leczyło samo siebie.
Obserwacja warta Nobla
Hench patrzył tam, gdzie inni nie chcieli. W Mayo Clinic w Rochester widywał codziennie pacjentów ze zdeformowanymi, spuchniętymi stawami. Reumatoidalne zapalenie stawów nie dawało litości. Lekarze mogli co najwyżej łagodzić ból, choroba zaś postępowała nieuchronnie.
Świadek podniósł alarm. Spójrzcie na nagranie ze Śląska
Ale Hench zauważył coś dziwnego. Kobieta w ciąży nagle czuła się lepiej. Pacjent z żółtaczką przestawał kulić się z bólu. To nie był przypadek. To był trop. Musiała istnieć jakaś substancja, którą organizm produkuje w szczególnych okolicznościach. Coś, co wyłączało destrukcyjny atak układu odpornościowego na własne stawy.
Ten młody reumatolog nie lubił kapitulować. Skończył studia w Pittsburghu w 1920 roku, przeszedł przez wojskowe szpitale, trafił do Mayo Clinic w wieku dwudziestu siedmiu lat. Już trzy lata później kierował Katedrą Chorób Reumatycznych. Wiedział, że odpowiedź kryje się gdzieś w chemii organizmu. Podejrzewał hormony kory nadnerczy.
Współpraca dwóch uporczywych
Edward Kendall był biochemikiem. Miał laboratorium pełne probówek i cierpliwość świętego. W latach trzydziestych wyizolował kilka związków z kory nadnerczy. Jeden z nich oznaczył skromnie literą E. Compound E. Bez fanfar, bez obietnic.
Hench i Kendall rozmawiali od 1930 roku. Hipoteza była kusząca: może to właśnie ta substancja wyłącza zapalenie? Ale Compound E był diabelnie trudny do pozyskania. Drogie surowce, skomplikowana synteza, znikome ilości produktu. A potem wybuchła wojna. Hench wrócił do munduru, tym razem jako podpułkownik. Badania zamarzły na pięć lat.
Gdy w 1946 roku zdjął uniform pułkownika, wrócił do przerwanego tropu. Kendall w końcu zdobył wystarczającą ilość substancji. W 1948 roku podali ją pierwszym pacjentom. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Ludzie, którzy od lat nie mogli zgiąć palców, nagle zaczynali chodzić bez bólu. Kortyzol działał jak antidotum na chorobę.
Cena triumfu
Nagroda Nobla w 1950 roku była tylko potwierdzeniem tego, co świat medyczny już wiedział. Hench podzielił się nią z Kendallem i szwajcarskim chemikiem Reichsteinem. Wszyscy trzej rozszyfrowali tajemnicę hormonów nadnerczy. Ale prawdziwe pytanie pojawiło się później: co dalej?
Kortyzol okazał się mieczem obosiecznym. Łagodził objawy, ale nie leczył przyczyny. Długotrwałe stosowanie wywoływało skutki uboczne. Hench nie lubił o tym mówić publicznie, choć doskonale rozumiał ograniczenia swojego odkrycia. Dał chorym ulgę, nie zbawienie. To i tak było więcej, niż ktokolwiek przed nim.
Ożenił się z córką przyjaciela jednego z założycieli Mayo Clinic. Miał czworo dzieci, syn poszedł w jego ślady. Ale Hench interesował się nie tylko reumatologią. Zbierał dokumenty o historii żółtaczki. Ta choroba, która kiedyś pchnęła go na trop kortyzolu, fascynowała go do końca życia. Jego kolekcja trafiła do biblioteki w Wirginii i nosi jego imię.